Zmora
Nowicjusz
Dołączył: 02 Gru 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: mężczyzna
|
|
Skrzydła - dotknij marzeń |
|
Cześć,
Za chwilę przeczytasz opowiadanie, które powstało na bazie wygłoszonej przeze mnie mowy (jestem członkiem klubu mówców publicznych). Zakres mowy: opowiadanie historii. Natomiast założenia projektowe to: przekazanie emocji, zwrotów akcji i pokazanie charakteru postaci. Swoją mowę oczywiście znacznie zmodyfikowałem, abyś mógł ją przyjemnie i z łatwością przeczytać (forma mowy i tekstu znacznie się różnią). Zatem zasiądź głębiej w fotelu i zanurz się na 7 minut w ten przyjemny świat ....
Autor: Zmora
1.
Iyan patrzył bezsilnie jak długie, białe pióro odpada z jego skrzydła i wpada do mętnej, szarej wody Oceanu Samotności. Patrzył jak unosząc się na falach odpływa od niego coraz dalej. Każdy dzień bez latania sprawiał, że jego skrzydło traciło jedno pióro. Kiedyś było piękne, potężne i szerokie, ale od wielu miesięcy był uwięziony na tej maleńkiej wyspie. Razem z piórami skrzydło traciło siłę do latania.
Szary Ocean Samotności jak zwykle przytłaczał. Iyan rozejrzał się dookoła. Gęsta, lepka mgła kontrastowała ze stalowym kolorem morza. Jak zawsze było tu pochmurno, smutno i samotnie. Iyan płynął poprzez bezkres wszechobecnej wody. Tak jak wszyscy w jego krainie płynął na maleńkiej wysepce unoszony prądami morskimi.
I tak jak każdy szukał. Szukał szczęścia.
A szczęście mógł osiągnąć tylko przy pomocy drugiego skrzydła. Iyan uwielbiał latać, wznosić się wysoko. Tańczyć w promieniach słońca podczas szalonego lotu, czuć wiatr we włosach przy gwałtownych skrętach i szybkim opadaniu z wielkiej wysokości.
Słońce dodawało mu niesamowitej energii i radości, pozwalało zapomnieć o przerażającym czasie spędzonym na maleńkiej wysepce na Oceanie Samotności. Zbawcze, ciepłe promienie odnawiały skrzydło Iyana, nowe pióra natychmiast odrastały, a osłabione bezruchem mięśnie nabierały sił. A potężne i wielkie skrzydło zapewniało mu szansę latać coraz wyżej i coraz dalej.
Słońce było też drogowskazem do raju utraconego – wspaniałego miasta unoszącego się ponad mgłami spowijającymi szare wody. Jedyne miasto Ludzi Powietrza stanowiło obiekt marzeń każdego człowieka. Zwano je Qyrtyeq. Ta mityczna metropolia stanowiła ostatnie świadectwo chwały ludzkości. Zamieszkiwali je szczęśliwcy, którzy codziennie mogli cieszyć się zbawczymi promieniami słońca. Legendy głosiły, że rzeka opływająca pradawną część miasta miała magiczną moc. Zanurzenie się dwojga zakochanych w tych czystych wodach było oczyszczeniem z ciążącej klątwy Oceanu Samotności. Ten proces dawał także prawo do osiedlenia się w podniebnym mieście. Z daleka od zimnych mgieł i wiecznej wody wszechogarniającego szarego Oceanu. Jednak odnalezienie Qyrtyeq'u było niesłychanie trudne. Ponadto trzeba było wznieść się na bardzo niebezpieczną wysokość. Wielu próbowało, jednak tylko nieliczni mieli dość sił, szczęścia i odwagi.
Wyrwał się z zamyślenia gdy mocniejsza fala zachwiała jego wyspą. Nie ma co marzyć, trzeba jej koniecznie szukać, pomyślał. Po drodze czasem mijał inne postacie. Tak samo jak on miały jedno białe skrzydło. I wszystkie chciały tego samego – dolecieć do miasta Ludzi Powietrza. Rozglądał się uważnie, ponieważ aby zacząć latać potrzebował odpowiedniej partnerki. Ale żadna dziewczyna mu nie odpowiadała. Nudziły go. Zbyt poważna albo zbyt infantylna. Za brzydka albo za głupia. Z tą nie ma o czym rozmawiać, tamtej nie zamykają się usta. Aby się wnieść ponad Ocean Samotności potrzebował idealnej dziewczyny, inaczej połączenie skrzydeł będzie zbyt słabe i nawet nie wzniosą się ponad mgły spowijające Ocean. Szukał takiej partnerki już od kilku lat. A pióra z jego skrzydła codziennie znikały w szarych, zimnych wodach.
Kolejna mocna fala uderzyła w jego wyspę. Potężny wiatr targnął jego skrzydłem prawie zrzucając go do wody. Iyan położył się płasko na skalistym wybrzeżu. Zacisnął dłonie na wystających fragmentach wyspy. Dobrze wiedział co oznacza taki wiatr. Już raz to przeżył.
Sztorm uderzył z wielką siłą. Iyan leżał chłostany wiatrem i ciężkimi falami przelewającymi się przez jego maleńką wysepkę. Zimna woda sprawiała, że dygotał na całym ciele, a skrzydło nasiąknięte wilgocią ciążyło mu niemiłosiernie. Potężne masy wody rzucały wysepką jak marionetką po ryczącym w gniewie Oceanie. Po kilku godzinach walki z żywiołem Iyan stracił przytomność.
Kiedy się ocknął ze zdziwieniem zobaczył, że Ocean Samotności ma inną barwę. Także mgły spowijające powietrze były jakby bardziej gęste. Delikatnie wciągnął powietrze, zapach też był inny.
- Los rzucił mnie do innej części Oceanu – pomyślał Iyan.
Następnego dnia stała się rzecz niesamowita. Tuż obok przepływała wysepka ze wspaniałą dziewczyną. Jej skrzydło było smukłe, śnieżnobiałe i przepięknego kształtu. Biła z niego siła i energia. Iyan aż zamrugał z wrażenia. Po chwili ocknął się i wprawnym ruchem zarzucił hak z liną na przepływający kawałek lądu. Przyciągnął wysepkę i zaczęli rozmawiać. Mira bardzo mu się spodobała. Patrzył głęboko w jej wielkie, błyszczące oczy z tańczącymi ognikami radości. Zatracił poczucie czasu i miejsca. Uwielbiał kiedy lekko otwierała usta i oczy, gdy opowiadał jej o swoich szalonych przygodach na Dzikim Wulkanie. Zamierała na chwilę w tej ekscytującej pozie, by za chwilę roześmiać się lub wydać okrzyk strachu. Bez końca mógł patrzeć na jej wspaniały, radosny i nieskrępowany uśmiech. Znajdował coraz to nowe okazje, aby wprawić ją w doskonały nastrój. Jej perlisty śmiech był dla niego fantastyczną nagrodą. Czuł, że nawiązało się między nimi głębokie połączenie. Tak, z tą dziewczyną na pewno uda mu się wznieść w błękit nieba.
- Chodź polećmy razem – zaproponował Mirze.
- Jesteś pewien, że nam się uda? – zapytała z lekkim wahaniem.
- Na pewno, między nami dzieje się coś wyjątkowego – odparł Iyan.
Ochoczo wstała i kiwnęła głową. Iyan podobał się jej jak żaden inny chłopak. Czuła, że razem mogą doznać niezwykłej przyjemności latania.
Chłopak spojrzał Mirze w oczy i uśmiechnął się. Pochylał się coraz bardziej nadal się uśmiechając. Mira zmieszała się gdy Iyan pocałował ją delikatnie w pachnący wiosną policzek. Spodobała mu się jej miękka jak jedwab skóra. Policzek był ciepły i niezwykle ponętny. Pocałował ją jeszcze raz. I kolejny.
- Mira, jesteś naprawdę wspaniała. Nie mogę się doczekać aż będziemy się kąpać w ciepłych promieniach słońca.
Iyan z zachwytem patrzył jak wiatr rozwiewa jej włosy i wydobywa idealną linię szyi. Zauroczenie uderzyło mu do głowy. Objął ją zdecydowanie w pasie i połączyli swoje skrzydła. Połączenie się udało. Rozpostarli skrzydła i wzbili się w powietrze, najpierw ostrożnie i łagodnie. Poczuli, że połączenie skrzydeł się cementuje i wylecieli ponad szare mgły Oceanu Samotności. Blask słońca uderzył ich niespodziewanie. Mira aż krzyknęła z zachwytu. Nigdy tak szybko nie udało się jej uciec od zimnych wód i mgieł.
- Iyan, to jest cudowne! Zatańczmy jak szaleni w promieniach słońca, tak bardzo mi tego brakuje tam na dole.
- Lepiej wznieśmy się odrobinę wyżej, pokażę ci coś naprawdę niesamowitego – odpowiedział Iyan.
Objął ją mocniej w pasie i wznieśli się jeszcze wyżej.
2.
Mira krzyczała na całe gardło, gdy Iyan lotem pikowym prawie rozbił klucz łabędzi szukający lądu.
Ptaki rozpierzchły się po niebie jak stado pcheł. Nie sądziła, że ich pierwszy lot będzie tak ekscytujący. Oboje zauważyli, że ich skrzydła wzmacniają się, pióra odrastają. Czuli się jak nowo narodzeni, narodzeni w kojących promieniach słońca i łagodnej morskiej bryzy. Zakochani nawet nie zwrócili uwagi na dziwną ciemną plamę na tle błękitnego nieba. Jednak niezwykły blask przepięknej tęczy przykuł ich spojrzenia.
- Patrz Iyan, tam jest chyba miasto Ludzi Powietrza – powiedziała nagle Mira.
- To niesamowite, tyle lat go szukałem. Wreszcie go znalazłem – odparł Iyan. I dodał szeptem. – Mój raj. Zabiłbym, aby się tam znaleźć.
- Lećmy tam natychmiast – zdecydował.
Wznieśli się wyżej ku zawieszonemu pomiędzy niebem i wodą niesamowitemu Qyrtyeq'owi. Miasto miało kilka poziomów, najniższe położone w wiecznym cieniu kusiły niezwykłą ciszą i kojącą zielenią. Iyan pierwszy raz widział taką ilość drzew i traw. Kolor zielony podziałał na jego wyobraźnię jak płachta na byka. Wzniósł się jeszcze wyżej. Połączenie skrzydeł lekko pękło. W podnieceniu i zauroczeniu oboje zapomnieli, że przed długimi lotami ich skrzydła muszą się poznać, a połączenie musi zostać scementowane do końca.
Mira zaskoczona tym wspaniałym widokiem także zapomniała o niebezpieczeństwie upadku.
Wznieśli się jeszcze wyżej, z połączenia ich skrzydeł odpadł spory fragment i bezładnie się obracając zniknął w dole.
- Musimy wznieść się na sam szczyt – naciskał zdeterminowany Iyan mocno machając skrzydłem. - Dam wszystko, aby jeszcze dziś zostać w tym mieście. Legendy mówiły, że musimy dotrzeć pod tęczę, tam gdzie rzeka okala magiczną skałę.
Połączenie trzeszczało coraz bardziej. Skrzydła zaczęły się nieskładnie obracać.
- Iyan, połączenie nie wytrzyma – krzyknęła przerażona Mira. – Wracajmy na dół! Natychmiast!
Już wzlecieli na położone w wiecznym słońcu zielone pola, wyżej widzieli potężną skałę spod której tryskało źródło magicznej rzeki. Skrzydłami mocno uderzali powietrze. Jednak połączenie się rozpadało. Iyan ostatkiem sił machnął mocniej skrzydłem, pióra cięły powietrze jak nóż. Wyciągnął rękę aby dotknąć upragnionej wody i zanurzyć się.
Tak chciał tu zostać, być wolnym i szczęśliwym.
Trzask rozpadającego się połączenia skrzydeł odczuli aż w głębi duszy. Z okrzykiem przerażenia i szeroko otwartymi oczami spadali ku ciężkim mgłom Oceanu Samotności. Zdążyli jeszcze ostatni raz spojrzeć na słoneczny Qyrtyeq, zanim mleczna zawiesina przysłoniła im widok.
Ciała zakochanych ciężko uderzyły w lodowatą, szarą toń. Iyan z ogromnym wysiłkiem złapał oddech. Przerażający ziąb wody odbierał mu energię życiową. Rozejrzał się dookoła, kilka metrów dalej unosiło się bezładnie białe skrzydło Miry. Dziewczyna nie dawała znaku życia. Iyan ostatkiem sił przypłynął do niej i uniósł jej głowę. Mira łapczywie zaczerpnęła powietrza i otworzyła oczy.
- Jak dobrze, że żyjesz. Już myślałem, że cię straciłem – Chłopak odetchnął z ulgą.
Mira przytuliła się mocno do niego. – Zamarzniemy tu. Poszukajmy naszych wysp.
- Powinny być tu niedaleko, płyńmy w tamtym kierunku.
Wkrótce znaleźli obie wyspy spięte liną i wspięli się na nie z ogromnym trudem. Nareszcie mogli odpocząć. Po kilku dniach siniaki znikły i oboje wrócili do dawnej sprawności. Gdy ich skrzydła się wyleczyły, znów objęli się w pasie i polecieli. Z dużym wysiłkiem wzlecieli ponad lepkie mgły Oceanu Samotności i nabrali sił w ciepłych promieniach słońca. Jednak upadek z tak dużej wysokości spowodował trwałe uszkodzenie łączenia skrzydeł. Nie mogli już latać tak wysoko jak dawniej. Ta strata dotknęła ich głęboko. Jednak żadne z nich nie chciało pokazać jak bardzo jest zawiedzione. Obydwoje uczucie zawodu pragnęli przekuć w miłość. Zakochani tak jak wcześniej spędzali każdą chwilę razem na obu wyspach. Przytulali się do siebie z niezwykłą czułością. Mira dalej patrzyła głęboko i z zachwytem w oczy Iyana, gdy chłopak opowiadał jej swoje przygody.
Jednak Iyan w głębi serca odczuwał potężną stratę. Tak bardzo chciał znowu znaleźć się w mitycznym Qyrtyeq'u. Miasto Ludzi Powietrza urzekło go, śnił o nim.
Pewnej bezszelestnej nocy, gdy Ocean Samotności był gładki jak szkło i lśnił atramentową czernią wody Iyan obudził się. Tuż obok spokojnie spała Mira. Cisza krzyczała mu w uszach – Qyrtyeq, Qyrtyeq! QYRTYEQ!!! Iyan ścisnął głowę rękoma i wstał. Popatrzył w górę, tam gdzieś jest Miasto Ludzi Powietrza. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Wstał i podszedł do skraju swojej wyspy. Z niepozornej jamy wyciągnął ciężkie zawiniątko. Odwinął materiał i wyciągnął podarunek od wodza Etrne. Jak błyskawica przemknęły mu obrazy strasznej walki na Dzikim Wulkanie. Noc pełna krwi i ognia. Noc podczas której spokojny lud Nooye pod wodzą starego Etrne walczył o przetrwanie z krwiożerczym plemieniem. Dzikie hordy najeźdźców mordowały ludzi wulkanu. Iyan przebywający gościnnie na wyspie przyłączył się do bitwy. W podziękowaniu za uratowanie życia młodziutkiemu synowi wodza otrzymał rytualny magiczny nóż. Zwali go Pożeracz Dusz. Wódz Ertne go przestrzegł.
- Przekazuję ci Pożeracz Dusz. Ponieważ będziesz na Oceanie Samotności jego magia jest ograniczona. Możesz go użyć tylko raz.
- Co się stanie jak go użyję?
- Pożeracz Dusz zrobi to co właściwe – enigmatycznie zakończył stary wódz.
Iyan usiadł i zaczął ostrzyć nóż na kawałku skóry. Czarna klinga błyszczała złowieszczo. Regularny ruch ostrzenia wprowadzał go w trans. Iyan utwierdzał się w swoim zamiarze. Wstał pewnym ruchem i podszedł do śpiącej dziewczyny. Długo na nią patrzył. Pierś Miry unosiła się łagodnie przy każdym oddechu. Włosy otaczały jej kształtną głowę błyszczącą aureolą.
Spała tak spokojnie.
Pożeracz Dusz ciążył mu w dłoni. Iyan ostatni raz spojrzał na jej zmysłowe ciało. Gwałtownym ruchem uniósł nóż nad głowę.
- Żegnaj moja ukochana – szepnął. I ciął z całe siły w dół.
Nóż ze świstem przeciął powietrze i bez oporów przeciął linę łączącą obie wyspy. Śpiąca dziewczyna na swojej wyspie zaczęła się lekko oddalać.
Bezszelestną noc nagle przerwał podmuch wiatru. Pożeracz Dusz rozpadał mu się w dłoni, wirujące kawałki unosiły się w powietrzu. Kolejny podmuch wiatru prawie strącił Iyana w zimną toń. Wyspa zakołysała się na powstałych falach.
Białe skrzydło Miry i jej wyspa majaczyły już daleko we mgle.
Iyan położył się i chwycił skał. W wyspę uderzył sztorm.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Zmora dnia Nie 18:16, 02 Gru 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|