Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Bolek Jarząbek kontra wąpierz z Prątkowa (for AgataTr) |
|
Proszę Agatko. To jeden z moich pierwszych tekstów, a bohater tu nie umiera.
Takiego zadupia Bolek dawno nie widział. Mieścina nazywała się Prątkowo i leżała po środku szerokiej, owianej mrokiem doliny. W oddali majaczyły ciemne, sięgające nieba góry, które skutecznie blokowały promienie ledwo widocznego nad ich szczytami słońca.
- Kurwa, ale trafiłem... - mruknął pod nosem Jarząbek, który szedł właśnie powoli przez środek osady i rozglądał się na boki.
Chłodny, wiejący od górskiego masywu wicher rozwiewał jego siwe włosy. Choć przebywał tu już dobrych kilkanaście minut, nie uświadczył nawet psa z kulawą nogą, nie wspominając o człowieku. Mijał stare domy, sklecone ze spróchniałych desek, obrośnięte mchem i uszczelniane suchą trawą. Pomyślał, że gdyby walnął tutaj piorun, to ogień strawiłby toto w przeciągu kilku chwil. Oczyma wyobraźni zobaczył kilkumetrowe płomienie buchające z budynków, płonących ludzi biegających w panice i szukających ratunku który miał nigdy nie nadejść... Dawniej, gdy służył jeszcze w armii, nieraz fundowali wrogim osadom taki właśnie los. Uśmiechnął się pod nosem, na wspomnienie tamtych dni. Z zadumy wyrwał go trzask zamykanej okiennicy. Spojrzał za siebie. Zobaczył kilkuletnią dziewczynkę, ubraną w połataną sukienkę. Stała przed chatą i przyglądała się tajemniczemu przybyszowi. Nagle ktoś z hukiem otworzył drzwi i szybkim ruchem wciągnął dziecko do środka. Do uszu Bolka doszedł dźwięk zatrzaskiwanych zasuw.
- Więc jednak ktoś tutaj mieszka, a skoro są ludzie, to i karczma będzie - powiedział sam do siebie, szczerząc zęby w radosnym uśmiechu.
Pokręcił się jeszcze trochę wśród zdewastowanych chałup, aż k końcu znalazł upragnioną gospodę. Był to chyba jedyny murowany budynek w całym Prątkowie. I jedyny w tak dobrym stanie. Nie było widać na nim wszechobecnego mchu, a drzwi wejściowe sprawiały wrażenie niedawno wymienianych. Pchnął je i wszedł do środka. Wewnątrz, przy drewnianych stolikach, siedziało kilkunastu mężczyzn. Na widok nieznajomego wszyscy, jak jeden mąż, podnieśli głowy i obrzucili przybysza ponurym spojrzeniem. Bolka, gdy tylko przestąpił próg karczmy, od razu uderzył intensywny zapach czosnku. I w istocie, roślina owa, powiązana w długie warkocze, rozwieszona została na każdym oknie, nad każdym stołem, przy każdych drzwiach. Dosłownie wszędzie. Jarząbek usiadł przy szynkwasie.
- Nalejcie piwa karczmarzu - powiedział do tłustego chłopa stojącego za ladą.
Karczmarz bez słowa spełnił żądanie. Bolek pociągnął łyk i z ulgą stwierdził, że da się ów złocisty napój przełknąć. W swoim długim życiu pijał o wiele gorsze trunki. Przebywający w lokalu goście zajęli się na powrót swoimi sprawami. Szeptali coś cicho miedzy sobą, co chwilę czyniąc znaki krzyża na piersiach.
- Co tu tak drętwo? - zapytał Bolek karczmarza - żałobę macie jaką czy co? Gołębie nie chcą tu już zawracać?
Karczmarz spojrzał na Jarząbka spode łba.
- Można by rzec że żałoba panie... - odparł w końcu - tragedia wielka nawiedziła naszą osadę... Licho straszliwe zalęgło się przy kurhanie...
- Sam jesteś licho, stary kpie! - krzyknął ktoś z sali - Wąpierz wędrowcze. Wąpierz nawiedza naszą osadę, spać po nocach nie daje... Krew z bydła i z ludzi wyciąga. A wszystko przez tego capa, Kaziuka, co syna bez obrządku pochował.
- Zamilcz i ty - wrzasnął siedzący pod oknem młodzieniec - gdybyście mego brata nie napastowali to by się nie zabił!
- Głupi był, nieużyty! Na co nam taki we wsi? Ni do pługa, ni do konia... Miętkim chujem Kaziuk twoją matkę orał - ryknął wielkolud siedzący pod ścianą.
- A podejdź no tu tylko bezmózgi bawole, pokaże ja Ci miętkiego!! - odgryzł się szybko chłopak.
Barczysty chłop wstał, podniósł w górę krzesło, wycelował i rzucił. Zwinny młodzieniaszek uskoczył jednak. Odłamki szkła zasypały karczmę.
- Tylko nie znowu... - jęknął oberżysta i klęknął za szynkwasem, zasłaniając głowę rękoma.
W środku sali, dwaj chłopi okładali się pięściami po mordach. Jarząbek wciąż siedział spokojnie i czekał na rozwój wydarzeń. Ten większy był silny, ale młodzian nadrabiał zwinnością. Za każdy otrzymany cios oddawał dwa. Słabsze, ale celniejsze i szybsze. Po kilku minutach obaj delikwenci leżeli na ziemi z opuchniętymi twarzami, roztrzaskanymi nosami i przerzedzonym uzębieniem. Wielkoluda towarzysze chwycili pod pachy i wytargali z karczmy. Młodszy został. Bolek zeskoczył ze stołka i podszedł do niego. Ocucił chłopaka i pomógł mu usiąść przy jednym ze stołów. Szynkarz pośpiesznie zamiatał z podłogi odłamki szkła, klnąc siarczyście pod nosem.
- Jak Ci na imię? - zapytał Bolek, gdy chłopak doszedł do siebie
- Stasiek. Stasiek Hebzik. Dziękuję za pomoc... To głównie przez tego gnoja mój brat skończył tak jak skończył... Oby mu własna koza rogi w rzyć wbiła... Mieciu, nalej nam.
Przed rozmawiającymi wyrosły dwa kufle z piwem.
- Opowiedz mi od początku - Jarząbek nadstawił ucha.
- To było pół roku temu - zaczął swoją opowieść Stasiek - mój brat po raz pierwszy od wielu lat wyszedł z domu. Wcześniej nigdy nie opuszczał swojej izby, był chory na głowę. Stwierdziliśmy jednak, że siedzenie w samotności mu nie pomoże. Matka zabierała go na spacery, na mszę, do pomocy w polu... Tomasz był szczęśliwy. Ale gdy zaczął sam wychodzić, ten skurwiel, Maciej, razem z kamratami szykanowali go... Poniżali... Chłopak w końcu nie wytrzymał. Dwa miesiące temu znaleźliśmy go jak dyndał na gałęzi pobliskiego buka. Powiesił się... - tu młodzieniec otarł spływające po policzkach łzy - kapłan powiedział, że nie udzieli sakramentów samobójcy, więc ojciec zakopał go przy starym kurhanie... Miesiąc temu w okolicy pojawił się wąpierz... Ludzie powiadają, że to zemsta Tomasza za niegodny pochówek...
- Próbował go ktoś przywrócić do normalnej postaci?
- To nie możliwe - odparł zatroskany Hebzik - został przemieniony po śmierci. Jedyne wyjście to zabić go...
- Ktoś już próbował?
- Tak, było dwóch śmiałków. Jeden nazywał się, Helcig, Helsing, nieważne... Van miał na imię... Wyruszył na poszukiwanie Tomasza i słuch wszelaki o nim zaginął... Był i białowłosy Wiedźmak, ale nikt nie chciał uiścić zapłaty, jakiej żądał... Odjechał więc dalej...
- Ja wam pomogę - rzekł nagle Bolek - za darmo.
- Jak to tak, panie? Niczego nie chcesz w zamian?
Bolek odpiął z pleców miecz. Przejechał dłonią po ostrzu. Ostatnio używał go chyba z miesiąc temu.
- Nie - odparł. Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. - Dawno nie zaznałem rozrywki, chętnie zabawię się z tym Wąpierzem.
- W takim razie przyjmij choć moją gościnę. W chałupie jakieś wolne łóżko się znajdzie. Zapada zmrok, a w karczmie niebezpiecznie jest sypiać. Chodźmy.
Noc minęła spokojnie. Po kilku miesiącach spania na ziemi, proste, chłopskie leże, było dla Bolka niczym królewskie kanapy. Rano wstał rześki i wypoczęty. Stasiek przedstawił go swojej rodzinie. Siedzieli teraz przy stole. Jarząbek, Stasiek i Kaziuk. Po izbie krzątała się obdarzona ogromnym biustem Kaziukowa.
- Powiadają, że na wąpierza jeno srebro i czosnek działa. I światło słoneczne, ale za dnia nie ma szans by go wywabić. Próbowalim... - opowiadał starszy Hebzik - srebra tez niestety nie mamy... Za biedni my.
- Trzeba będzie coś wymyślić - rzekł Bolek popijając z kubka, podaną przez Staśka nalewkę - ciekawy smak, z czego ją robicie? - zapytał
- Sekret z dziada pradziada - Kaziuk puścił oko do syna.
Do wieczora dyskutowali, o życiu, o tym co w świecie słychać i o wąpierzu. Gdy za oknem jęło się ściemniać, Bolek wstał od stołu i chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi.
- Gdzież idziecie Bolku - krzyknął Kaziuk - wyspać się wam trzeba.
Jarząbek chwycił w dłoń miecz i w powietrzu wywinął nim kilka ósemek. Świat wirował mu przed oczyma.
- Idę.. Zajebać bestie... - wybełkotał i wyszedł.
Odepchnął próbującego go powstrzymać Staśka, złapał jeszcze butelkę nalewki i wyszedł z chaty. Księżyc stał w pełni. Z oddali dochodziło wycie wilków. Ludzie wyglądający przez okna z przerażeniem patrzeli, jak upity w sztok wędrowiec, chwiejnym krokiem podąża w stronę kurhanów. Podpierał się swoim ostrzem, nogi plątały mu się i odmawiały posłuszeństwa.
- Chodź kurwo!! Chodź chamie!!! Zachciało Ci się wysysać krew dziewic ty jebany upiorze?!!! No chodź!! - wrzeszczał przez całą drogę.
W końcu doszedł do kurhanów. Nie potrafił policzyć wiekowych kamieni, majaczących w blasku księżyca. Tańczyły mu przed nim i wirowały.
- Gdzie jesteś pierdolony trupie!! - krzyczał, wygrażając pięścią w powietrzu.
Nagle coś zamajaczyło wśród skał. Na polanie zapadła przytłaczająca cisza. Nawet wyjące przeciągle wilki umilkły. Wiatr ustał. Jarząbek duszkiem opróżnił butelkę z nalewki.
- UUUEEEEYYYIIIIII!!!!! - rozległ się przeciągły skowyt i zza kurhanu wypadła demoniczna postać. Zamiast paznokci miała długie szpony, czerwone oczy lśniły w ciemności niczym dwa ogniki. Bił od niej smród rozkładu. Bolek skierował czubek miecza przed siebie.
- A więc jest was więcej? - ryknął zezując i nie mogąc znaleźć przeciwnika. Wąpierz mnożył mu się przed oczyma.
Zrobił zamach, ale spudłował. Bestia podbiegła od tyłu i trzepnęła go łapą w głowę. Przeleciał spory kawałek i trzasnął o ziemię. Z trudem wstał. Na chwiejnych nogach ruszył w kierunku napastnika. Uderzył z góry. Wąpierz odskoczył i pazurami rozdarł Bolkowi koszulę.
- Oż ty kurwa! - mruknął Jarząbek
W pijackim szale zrobił obrót. Ostrze weszło w głowę upiora. Nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Wyszarpnął je i doskoczył do Bolka, wcześniej uderzając go łapą w brzuch. Jarząbek poczuł jak wnętrzności podchodzą mu do gardła. Wąpierz, przewyższający swojego napastnika o głowę, złapał go za szyję i podniósł w górę. Jarząbka poraził odór bijący z mordy potwora. Mieszanka stęchłej krwi, gnijącego mięsa i krówskiego gówna. Przez mgłę spowodowaną upojeniem, zobaczył parę ostrych kłów, zmierzających w kierunku jego szyi. W panice wypuścił miecz z dłoni. Jął szarpać się i wyrywać, upiór trzymał jednak mocno. Straszliwe zęby były coraz bliżej. Niemalże czuł ich dotyk na swojej skórze. Ze strachu żołądek wywrócił mu kozła. I wtedy z Bolkowych ust wystrzelił niespodziewanie strumień szarobrązowego, cuchnącego kisu. Zalał głowę Wąpierza. Bestia dziko wyjąc wypuściła ofiarę i odskoczyła. Bolek podszedł do trzymającego się za ryj potwora i rzygnął po raz kolejny. Oblepiony cheftami stwór tarzał się teraz po ziemi i dziko ryczał. Kawałki jego ciała powoli odpadały od kości. Rozkład postępował coraz szybciej. Trzecia fala rzygowin opróżniła Jarząbkowy bebech i wykończyła upiora. W świetle księżyca, pośród cuchnącego śluzu i kawałków spalonej skóry bielały teraz jego kości. Zmęczony Bolek padł na kolana. Czyjeś ręce pochwyciły go, ratując od upadku. Wokół siebie zobaczył kilkunastu chłopów, w tym całą rodzinę Hebzików. Z podziwem spoglądali na to, co pozostało z potwora.
- Kaziuk... Z czego ty kurwa robisz te nalewkę? - Zapytał ledwo słyszalnym głosem Bolek.
Kaziuk uśmiechnął się szeroko.
- No jak z czego? Z czosnku przecie.
|
|
Pon 20:44, 15 Sie 2011 |
|
|
|
|
Gość
|
|
|
Miło, że Bolek przeżył.
Ten fragment jest najlepszy:
mój brat po raz pierwszy od wielu lat wyszedł z domu. Wcześniej nigdy nie opuszczał swojej izby, był chory na głowę. Stwierdziliśmy jednak, że siedzenie w samotności mu nie pomoże. Matka zabierała go na spacery, na mszę, do pomocy w polu... Tomasz był szczęśliwy. Ale gdy zaczął sam wychodzić, ten skurwiel, Maciej, razem z kamratami szykanowali go... Poniżali... Chłopak w końcu nie wytrzymał. Dwa miesiące temu znaleźliśmy go jak dyndał na gałęzi pobliskiego buka. Powiesił się... - tu młodzieniec otarł spływające po policzkach łzy - kapłan powiedział, że nie udzieli sakramentów samobójcy, więc ojciec zakopał go przy starym kurhanie... Miesiąc temu w okolicy pojawił się wąpierz... Ludzie powiadają, że to zemsta Tomasza za niegodny pochówek.
|
|
Pon 23:37, 15 Sie 2011 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|