Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Opowiadanie Toniego |
|
Na razie jeszcze nie mam tytułu dla opowiadania,lecz pewnie wkrótce jakiś wymyślę.Ogólnie fragment, który wklejam nie jest zbytnio ciekawy, bo akcje rozwinie się dopiero potem.Ale wkleiłem to tutaj z prośbą oceny.Mam nadzieje, że uda Wam się dotrwać do końca.
Opowiadanie
Rozdział 1 - Złe wieści
Zachód słońca był przepiękny. Jeszcze chwilę wcześniej słońce nagrzewało swoimi promieniami, natomiast teraz znikało już za horyzontem. Kawałek nieba był teraz pomarańczowoczerwony tworząc wspaniały widok.
Pałac prezydenta stał dumnie wśród przepięknej zieleni. Żadna inna budowla w Rabkhii nie miała zaszczytu, chociaż dorównać pięknością owemu budynkowi. Ilość wielkich zakrytych zdobionymi firankami okien była wręcz nie do zliczenia, a każda roślina na wielu z balkonów chciała pokazać swój królewski wygląd. Ogromna korona na dachu budynku promieniowała niczym słońce swym złotym blaskiem.
Pomiędzy drzewami panowała głucha cisza, zdawało się tylko słyszeć miarowe kroki. Aleją prowadzącą do pałacu szedł niewielki, młody mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę. Jego piwne oczy lustrowały uważnie otoczenie. Lekki wiaterek rozwiewał delikatnie jego brązową czuprynę. Młodzieniec kierował się w stronę wielkich, mosiężnych drzwi. Po chwili dźwięk ruchu ucichł, a mężczyzna wszedł do zamku.
Po wejściu usłyszał głośne rozmowy i inne, dziwne odgłosy wydające przez wielu, zebranych tu ludzi. Jak zwykle nie brakowało kłótni lub sprzeczki, lecz większość obywateli starała się unikać tego harmideru, zmierzając tam, gdzie powinni.
Wielkość pomieszczenia robiła wrażenie, a ono samo było jeszcze piękniejsze niż sam pałac na zewnątrz. Na podłodze leżał wielki dywan przedstawiający bitwę dwóch wrogich państw, natomiast ściany pokrywały przepiękne gobeliny przedstawiające historię Rabkhii. Po obu bokach wiły się kręcone schody prowadzące na wyższe obszary zamku. Jednak mężczyzna nie miał czasu na podziwianie tych wspaniałych widoków, przybył on tu w zupełnie innej, ważniejszej sprawie.
Pospiesznie skierował się na koniec lokum w stronę recepcji i ustawił się w kolejce. Lecz nie czekał długo. Gdy recepcjonistka ujrzała go, od razu kazała mu do siebie podejść.
-Cześć, Sara! Mam nadzieję, że się nie spóźniłem. Yyy...wiesz, że ...bardzo się za Tobą stęskniłem. Może...wpadłaś byś do mnie jutro wieczorem- odpowiedział patrząc się blondynce w oczy.
Był tego pewien, zakochał się w niej. Lubił jej promienny uśmiech, chwilę kiedy go wspierała i ich wspólne rozmowy. Jednak nie miał odwagi na wyjawienie jej tego. Mimo, że był już dorosły zachowywał się czasem jak dziecko.
-Witaj Ananie ! Z przyjemnością wpadnę, dziękuję za zaproszenie. Dobrze, teraz nie możemy rozmawiać, bo dopiero wtedy się spóźnisz -powiedziała z rozbawieniem, po czym wzięła telefon i wykręciła numer.
-Panie prezydencie, gość już jest...Tak, rozumiemy się. Zaraz go do pana zaprowadzę-odpowiedziała, lecz w jej głosie było czuć niepokój.
|
|
Czw 18:03, 09 Wrz 2010 |
|
|
|
|
Lux
Gość
|
|
|
| | Aleją prowadzącą do pałacu szedł niewielki, młody mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę. |
Niski, zamiast niewielki. Takie określenie stosuje się do przedmiotów, ale nie do ludzi.
| | Po chwili dźwięk ruchu ucichł |
A cóż to? Dźwięk ruchu. Nie, tak nie może być. Jeśli już to dźwięk jego kroków, czy dźwięk obcasów, czy coś w tym stylu. Byle nie dźwięk ruchu.
| | niż sam pałac na zewnątrz. |
Raz piszesz zamek, raz pałac, a nie wiem, czy można te zwrotu stosować zamiennie. Współcześnie może i tak, ale pałac zdecydowanie lepiej pasuje.
| | Na podłodze leżał wielki dywan przedstawiający bitwę dwóch wrogich państw |
Dokładniej i jaśniej by się zdało. Oczywiście jakiś dywan nie jest najważniejszą rzeczą w tekście, ale musi być tak, żeby było bardziej konkretnie. Bitwę dwóch państw... nie wiadomo z jakich czasów, czy morska, czy lądowa, a poza tym, bitwa dwóch państw może być również słowna (to by była bardziej jakaś potyczka, ale da się naciągnąć). Także jakoś to sprecyzuj.
| | Po obu bokach wiły się kręcone schody prowadzące na wyższe obszary zamku. |
1. Po obu bokach brzmi jakoś dziwnie. Ja jednak sam mam problem z tego typu określeniem, więc nie wiem, czy coś podpowiem. W każdym razie dobrze by było jakoś zamienić.
2. Wyższe kondygnacje chyba będzie lepiej.
Dobra, skończyłem. Ogólnie nie jest zbyt ciekawe, czy wciągające, bo fragment krótki i brak konkretnej fabuły. Ale, ale! Opisy bardzo mi się podobały. Ani ich za dużo, ani za mało. Po prostu w sam raz. Każdy szczegół opisany, ale krótko, jednym zdaniem. Jest po prostu tak, jak trzeba.
Po prostu ładnie się prezentuje, moim zdaniem. Niewiele więcej mogę dodać, bo po cóż w kółko to samo powtarzać. Gratulacje!
|
|
Czw 18:42, 09 Wrz 2010 |
|
|
Gość
|
|
|
| |
| | niż sam pałac na zewnątrz. |
Raz piszesz zamek, raz pałac, a nie wiem, czy można te zwrotu stosować zamiennie. Współcześnie może i tak, ale pałac zdecydowanie lepiej pasuje.
Właśnie miałem z tym problem.Nie wiedziałem jakim słowem zastąpić słowo pałac.No i musiałem skorzystać z funkcji synonimy...
Ale,coś z tym zrobię, bo mi samemu to nie pasowało.Lecz wolałem poczekać do Waszej oceny ...
Dobra, skończyłem. Ogólnie nie jest zbyt ciekawe, czy wciągające, bo fragment krótki i brak konkretnej fabuły. Ale, ale! Opisy bardzo mi się podobały. Ani ich za dużo, ani za mało. Po prostu w sam raz. Każdy szczegół opisany, ale krótko, jednym zdaniem. Jest po prostu tak, jak trzeba.
Po prostu ładnie się prezentuje, moim zdaniem. Niewiele więcej mogę dodać, bo po cóż w kółko to samo powtarzać. Gratulacje! |
Dziękuję za pochwałę.No tak...samemu muszę przyznać, że opowiadanie nie jest ciekawe, ale akcja(mam nadzieję)się później rozkręci.
Dziękuję, że poświęciłeś czas na ocenę i porady.Na prawdę Twoja ocena dużo mi pomogła...
|
|
Czw 19:37, 09 Wrz 2010 |
|
|
Lux
Gość
|
|
|
Nie ma sprawy. Cała przyjemność po mojej stronie. Na prawdę dobrze się czytało.
|
|
Czw 19:54, 09 Wrz 2010 |
|
|
yoko
Mentor
Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z szarego papieru Płeć: kobieta
|
|
|
|
| | Kawałek nieba był teraz pomarańczowoczerwony tworząc wspaniały widok. |
Chyba coś nie tak. Prędzej:
Kawałek nieba był teraz pomarańczowy, tworzył...
Tak mi się zdaję, nie wiem.
| | Po wejściu usłyszał głośne rozmowy i inne, dziwne odgłosy wydające przez wielu, zebranych tu ludzi. |
Zamiast ,,wydające'' wydawane.
| | natomiast ściany pokrywały przepiękne gobeliny przedstawiające historię Rabkhii. |
Myślę, że przecinek po ,,gobeliny''.
| | Lecz nie czekał długo. |
Może podłączyć do poprzedniego zdania? Albo w ogóle zaniechać użycia słowa ,,lecz''.
| | Może...wpadłaś byś |
Wpadłbyś
| | -Cześć, Sara! Mam nadzieję, że się nie spóźniłem. Yyy...wiesz, że ...bardzo się za Tobą stęskniłem. Może...wpadłaś byś do mnie jutro wieczorem- odpowiedział patrząc się blondynce w oczy. |
Po ,,odpowiedział''. W sumie to dałabym tutaj ,,powiedział'', bo wcześniej nie było żadnego pytanie, czy czegokolwiek w zapisie dialogu, chociaż niby ona go zawołała.
| | chwilę kiedy go wspierała i ich wspólne rozmowy. |
Może chciałeś zapisać, że w chwilach, kiedy go wspierała? Nie wiem, ale wtedy bez ,,ę''. I chyba, tak mi się zdaję, przecinek po ,,chwilę''.
Luźne spostrzeżenia, tyle ode mnie, jeśli chodzi o moje jakieś niby błędy
Opowiadanie ciężko ocenić, nie została przedstawiona fabuła, ale to dopiero początek, zapewne się rozkręci. Lux wspomniał, opisy ładnie, ciekawe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Czw 21:05, 09 Wrz 2010 |
|
|
Gość
|
|
|
Przedstawiam tutaj drugi fragment pierwszego rozdziału mojego opowiadania(nie wiem czy można go tak nazwać, ale ...). Mam nadzieję, że ocenicie i powiecie co jest źle. Mam wszystko zaplanowane i niedługo akcja się rozkręci i będzie ono ciekawsze. Miłego czytania(mam nadzieję ) :
Kobieta odłożyła telefon i z zakłopotaniem, poprowadziła Anana do ogromnych, drewnianych drzwi. Wyróżniały się one spośród innych nie tylko rozmiarem, ale i starannym sposobem wykonania. Nie było to stare, śmierdzące deski niemające żadnej wartości. Mężczyzna podchodząc do owych drzwi, poczuł bijącą aurę i przepiękny, sosnowy zapach -jedyny w swoim rodzaju. Jego czujne oko zauważyło, że jest w nich coś niezwykłego.
Obok wejścia stali dwaj strażnicy, cali ubrani na czarno. W dłoniach trzymali karabiny laserowe, głodne wrogiej krwi.
-Sara, co tu się dzieje ? Czemu oni trzymają w dłoniach broń? - szepnął do ucha przyjaciółki drżącym głosem.
-Bądź cicho! To nie pora na rozmowy.
W jej głosie było coś nie tak. Nigdy nie była tak zdenerwowana i agresywna. Czemu przy drzwiach stali strażnicy i trzymali w rękach broń? Anan był tego pewien, coś złego musiało się wydarzyć, to było powodem nagłej prośby prezydenta o spotkanie.
Gdy znaleźli się przy strażnikach Sara, wyciągnęła z kieszeni coś w rodzaju karty i pokazała pospiesznie, wyższemu strażnikowi.
Mężczyzna odczytał uważnie informacje i spojrzał na kobietę, później na Anana.
Jego twarz była pokryta licznymi bruzdami, a wzrok mroził krew w żyłach.
-Powód?- jego zachrypnięty głos brzmiał niczym skrzypienie kredy. Sara ponownie wyjęła z kieszeni, jakąś pogiętą, do połowy zalaną kartkę. Przez długą chwilę strażnik się nie odzywał, po czym jego krzaczaste brwi powędrowały wysoko w górę, jakby chciały uciec z obrzydliwej twarzy.
-Gość może wejść-odpowiedział.
Nagle drzwi się odtworzyły, a gdy tylko Anan przekroczył próg, głośno zamknęły. Ujrzawszy skórzany fotel i siedzącego na nim prezydenta, młodzieniec skłonił się nisko.
-Witaj Orrinie. Słysząc wczoraj, że zapraszasz mnie do siebie, bardzo się ucieszyłem, jednak zdołałem dostrzec, że nie masz mi do powiedzenia dobrych wieści -zaczął rozmowę, starając się najstaranniej jak mógł dobierać słowa.
Prezydent wstał, jak nakazywał mu szacunek do dobrego przyjaciela.
-Witaj! Usiądź, proszę Ananie-odpowiedział wskazując palcem na kanapę przy ścianie- Mam nadzieję, że strażnicy zachowywali się odpowiednio. Może się czegoś napijesz?- Widząc zaprzeczenie Anana, kontynuował dalej.-Mam dla Ciebie dużo do opowiedzenia.
Gdy młodzieniec wreszcie usiadł, również spoczął na fotelu i zamknął oczy.
Niedawno dostałem komunikat, że na zachodnie wioski Rabkhii zaczęły atakować, jakieś dziwne, nieznane nam dotąd stwory. Odnieśliśmy duże straty, cztery wioski zostały spalone, a wcześniej ich mieszkańców zabito. Niestety nie mam żadnych informacji o tych kreaturach. - Mimo strasznych wieści Orrin nie panikował i zachowywał cały czas powagę na jaką powinien się zdać wzorowy prezydent. Anan nie wyobrażał sobie, by ktoś inny mógł nim zostać, ponieważ mężczyzna nadawał się na niego idealnie.- Zanim będę opowiadał dalej, muszę przeczytać ci pewną historię. - Mężczyzna wstał i skierował się w stronę regału na książki. Anan dopiero teraz miał okazję rozejrzeć się po komnacie prezydenta, z pewnością można było ją tak nazwać. Ściany miały kolor przepięknej zieleni, nasuwającej młodzieńcowi wspomnienia z dzieciństwa, gdy mógł jeszcze biegać sobie po przepięknych łąkach. Pamiętał te chwile tak, jakby się wydarzyły wczoraj, ponieważ to właśnie wtedy przeżywał najwspanialsze chwile o jakich tylko pamiętał. Ściany ozdabiały portrety wszystkich Rabkhiańskich prezydentów, zazwyczaj przedstawiały one wesołych, dumnie wypiętych mężczyzn , jednak zdarzały się wyjątki. Na podłodze leżał zielony dywan, jeszcze bardziej upodabniając pokój do łąki. Gdy Anan miał zaszczyt kłaść na nim nogi, czuł się jak w raju, nigdy nie stał na tak miękkiej rzeczy. Sufit pomieszczenia był cały z drewna, przedstawiający smoka, atakującego na miasto. Przed fotelem prezydenta stał przepiękny, szklany stół na którym były porozrzucane stosy papierów. Anan mógłby ją podziwiać całymi dniami, jednak widząc jak Orrin wyjmuje grubą, zakurzoną księgę musiał skończyć i wziąć się za poważne sprawy.
-Przepiękna komnata. Jestem tylko ciekaw, dlaczego tak dużo rzeczy w niej jest zielonych.
-Dziękuję, jednak to nie ja ją urządzałem, więc nie mnie należą się słowa uznania. Hmm, zielony to już jest moja robota. Kojarzy mi się on z latami dzieciństwa, zapewne jak prawie każdemu dziecku z Rabkhii. Teraz musimy już skończyć rozmawiać i uważnie się wsłuchać w słowa księgi, są one teraz dla nas tak ważne, jak tlen potrzebny ludziom do oddychania.
-Oczywiście.
Prezydent ponownie usiadł na swoim fotelu i zaczął czytać :
|
|
Pią 19:22, 17 Wrz 2010 |
|
|
yoko
Mentor
Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z szarego papieru Płeć: kobieta
|
|
|
|
| | z zakłopotaniem, poprowadziła Anana do ogromnych, drewnianych drzwi. |
Bez pierwszego przecinka.
| | W jej głosie było coś nie tak |
Z jej głosem było coś nie tak.
| | W jej głosie było coś nie tak. Nigdy nie była tak zdenerwowana i agresywna. Czemu przy drzwiach stali strażnicy i trzymali w rękach broń? Anan był tego pewien, coś złego musiało się wydarzyć, to było powodem nagłej prośby prezydenta o spotkanie. |
Powtórzenia.
| | Gdy znaleźli się przy strażnikach Sara, wyciągnęła z kieszeni coś w rodzaju karty i pokazała pospiesznie, wyższemu strażnikowi |
Powinno być tak:
Gdy znaleźli się przy strażnikach, Sara wyciągnęła z kieszeni coś w rodzaju karty i pokazała ją pospiesznie wyższemu strażnikowi.
| | -Powód?- jego zachrypnięty głos brzmiał niczym skrzypienie kredy. |
Z dużej ,,jego''. A kreda kojarzy mi się bardziej z piskiem.
| | Sara ponownie wyjęła z kieszeni, jakąś pogiętą, do połowy zalaną kartkę. |
Bez pierwszego przecinka.
| | starając się najstaranniej jak mógł dobierać słowa. |
Może:
Staranie dobierając słowa?
| | odpowiedział wskazując palcem na kanapę przy ścianie- |
Przecinek po ,,odpowiedział''.
| | Niedawno dostałem komunikat, że na zachodnie wioski Rabkhii zaczęły atakować, jakieś dziwne, nieznane nam dotąd stwory. |
Chyba:
Niedawno dostałem komunikat, że na zachodzie wioski Rabkhii zaczęły atakować jakieś dziwne, dotąd nieznane nam stwory.
Takie bardziej wyłapane. Wybacz, że bez komentarze do tekstu, ale nie mam dzisiaj do tego głowy, więc możliwie nawet że sama popełniłam błędy, wyłapując je.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Pią 21:07, 17 Wrz 2010 |
|
|
Gość
|
|
|
Witajcie! Przedstawiam Wam tutaj kolejny fragment mojego marnego tekstu. Mam nadzieję, że wytrwacie do końca i jak możecie ocenicie. Mam do Was pytanie... Czy jest sens pisać dalej to opowiadanie czy zostawić je? Co o nim sądzicie ?
Jest to fragment książki z mojego opowiadania więc starałem się nie pisać za dużo szczegółów, by faktycznie wyglądało to jak książka.
Miłego czytania(mam nadzieję) :
-"Życie na ziemi wiodło się szczęśliwie oraz spokojnie, a wszyscy jej mieszkańcy byli dla siebie życzliwi i pomocni. Chodzili co Niedziele do Kościoła, modlili się o pokój na Ziemi. Pragnęli, by życie pozostało takie na zawsze. Z upływem czasu dochodziło do coraz efektowniejszych odkryć ; rakiet kosmicznych, samochodów, telefonów komórkowych, komputerów i wiele, wiele innych wspaniałych wynalazków.
Pewnego razu żył sobie chłopiec imieniem Thomas. Nie był uszczęśliwiony przez los, jego matka umarła przy porodzie, natomiast ojciec był ścigany przez policję. Gdy chłopiec liczył osiem wiosen , uciekł wraz z ojcem- bandytą z rodzinnego miasta. Podążali na południe, cały czas na południe. To nie on, lecz jego serce podjęło taką decyzję, mężczyzna czuł, że musi podążać właśnie w tamtym kierunku.
Chłopiec przeżywał prawdziwą lekcję życia. Ojciec uczył go polować na dziką zwierzynę oraz samoobrony w razie ataku. Wiedział, że niedługo przyjdzie jego kres, jednak chciał zostawić dziecku coś po sobie, coś po czym jego syn będzie mógł go zapamiętać. Codziennie opowiadał mu przepiękne, magiczne historie, których Thomas był wielbicielem. Uwielbiał ich słuchać, była to jego ulubiona pora dnia.
Pewnego razu uciekinierzy, zatrzymali się na rozleglej, aż do dalekiego horyzontu, zielonej równinie, panowała na niej grobowa cisza. Ojciec chłopca, Rudolf, postanowił pójść poszukać pożywienia , gdyż podróżnicy umierali już z głodu.
-Pamiętaj, Thomas ! Zostań tutaj i siedź cicho. Gdyby ktoś zbliżał się do ciebie, sięgnij po nóż i uciekaj co sił w nogach. Pamiętaj idę w tę stronę-mężczyzna wskazał drżącą ręką na wschód.- Nie martw się, wrócę jak najszybciej.
-Dobrze, ojcze.-Odpowiedział chłopiec, próbując ukryć w swoim głosie niepokój.
Gdy Rudolf podążył na poszukiwanie pożywienia, zapanowała nieprzenikniona cisza, a przerażone dziecko nie odważyło się jej przerwać. Thomas z każdą następną chwilą oczekiwał nadejścia ojca, lecz nic nie wskazywało, by tak się stało.
Z południa niespodziewanie, zaczęły dobiegać dziwne odgłosy. Jedynie one pozwoliły sobie na przerwanie równinnej ciszy. Nagle błysnęła stamtąd biało-złota smuga światła, oświetlając swym blaskiem całą okolicę, po czym za chwilę gasnąc, jakby znowu poddało się mrokowi.
-Tego juz za wiele! Nie wytrzymam tu dłużej!- krzyczał chłopiec, kompletnie zapominając o milczeniu.- Taaatoo! TAAAATOOO!!!- wrzaski dziecka były coraz bardziej pełne lęku i rozpaczy.
Po kilku minutach grozy Thomas nie wytrzymał, wstał oraz skierował się na południe. Cichą noc przerywał tylko żałosny płacz dziecka. "Kto szuka ten znajdzie" - owe słowa przypominały się chłopcu co chwilę, podczas tej długiej, męczącej wędrówki. Jednak teraz nie miały one dla niego większego znaczenia, Thomas już dawno stracił nadzieję w odnalezienie ojca, a głód dokuczał mu coraz bardziej. Lecz chłopak szedł dalej, nie zważając na wielkie kopce mrówek na twardej dla zmęczonych stóp ziemi.
Nagle wielki huk przepełnił równinę swoim głośnym dźwiękiem. Po chwili z ciała chłopca została już tylko garstka popiołu, wyglądająca teraz nawet marnie przy licznych mrowiskach. Z nieba niespodziewanie zleciała smuga świetlna, rozwalając ciało chłopca na miliony kawałeczków. Nikt o zdrowych zmysłach nie domyśliłby się przed chwilą o owym zdarzeniu. Nim Thomas zdążył się obrócić był już umarły, lecz wolał on rozstać sie ze swoim nędznym żywotem niespodziewanie, niż głodować na zielonej równinie.
Rudolf od początku aż do samego końca wędrówki nie mógł znaleźć pokarmu. Szukał wszędzie, zagłębiając się w nieznane tereny, lecz nie zamierzał spocząć, nim nakarmi głodne dziecko. Krzyki, które nagle usłyszał dobiegały z zupełnie innego miejsca niż się spodziewał. Usłyszawszy wołanie zaczął biec co sił w nogach do miejsca dźwięku, jednak nadal był on bardzo odległy. Po godzinie grozy i zmartwienia dobiegł do celu. Widok, który się mu okazał był nie do opisania, a nogi Rudolfa zaczęły się uginać, niczym zapanowałyby nad panicznie wystraszonym mężczyzną.
|
|
Śro 20:47, 29 Wrz 2010 |
|
|
yoko
Mentor
Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z szarego papieru Płeć: kobieta
|
|
|
|
| | Chodzili co Niedziele do Kościoła |
Ale chyba ,,niedziela'' należy napisać z małej litery.
| | Codziennie opowiadał mu przepiękne, magiczne historie, których Thomas był wielbicielem. Uwielbiał ich słuchać, była to jego ulubiona pora dnia. |
To drugie zdanie można spokojnie zmienić
| | , zielonej równinie, panowała na niej grobowa cisza. |
Tutaj rozdzieliłabym to na dwa zdania.
Panowała...
| | idę w tę stronę-mężczyzna wskazał drżącą ręką na wschód. |
Tutaj ,,mężczyzna'' z dużej.
| | -Dobrze, ojcze.-Odpowiedział chłopiec, próbując ukryć w swoim głosie niepokój. |
Tutaj z kolei z małej ,,odpowiedział''.
A i to zdanie:
Odpowiedział chłopiec, próbując ukryć w swoim głosie niepokój.
Brzmi, jakby upychał niepokój w głosie
Bardziej:
Odpowiedział chłopiec, próbując mówić bez tonu niepokoju. (Chociaż nie wiem, czy tak może być )
Albo:
Odpowiedział chłopiec, siląc się na spokojny ton głosu.
| | Z południa niespodziewanie, zaczęły dobiegać dziwne odgłosy. |
Bez przecinka.
| | obie na przerwanie równinnej ciszy. |
Równinnej ciszy? Wiem, chodzi o tę ciszę, ale jednak chyba nie można tak powiedzieć, napisać. Nie wiem, ale bardziej:
Na przerwanie trwożnej/przemożnej ciszy.
Coś innego
(Może być trwożna cisza, tak?)
| | Nagle błysnęła stamtąd biało-złota smuga światła, oświetlając swym blaskiem całą okolicę, po czym za chwilę gasnąc, jakby znowu poddało się mrokowi. |
Źle zbudowane, powinno być ( mniej, więcej) tak:
Nagle błysnęła stamtąd biało-złota smuga światła, oświetlając swym blaskiem całą okolicę, po czym zgasła, oddając się mroku.
Nie mam dzisiaj weny, niestety...
| | Nikt o zdrowych zmysłach nie domyśliłby się przed chwilą o owym zdarzeniu. Nim Thomas zdążył się obrócić był już umarły, lecz wolał on rozstać sie ze swoim nędznym żywotem niespodziewanie, niż głodować na zielonej równinie. |
Pierwsze zdanie jest złe... I zamiast umarły (kojarzy mi się to z rasą nieumarłych) po prostu martwy. Bez ,,on''.
Ładnie, bardziej podobało mi się niż poprzednie. Więc myślę, że tak, kontynuuj, chociaż tak naprawdę nie wiadomo, jak historia się potoczy (to chyba dobrze). Niech inny ocenią dalej, ja umieram z przemęczenia spowodowanym bieganiem.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Śro 21:53, 29 Wrz 2010 |
|
|
Gość
|
|
|
Dziękuje Ci Yoko za ocenę.
|
|
Czw 21:07, 30 Wrz 2010 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|