Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Pod skrzydłami Anioła |
|
Cześć. Zaczęłam ostatnio pisać opowiadanie. Mam już kilka stron, chciałabym wiedzieć co o tym sądzicie.
-----
Rozdział pierwszy
Nie liczne promienie słońca leniwie wkradały się do pokoju. Padające na szarą ścianę przytłumione światło, sprawiło, że zaczynałam powoli dostrzegać zarys mebli oraz innych przedmiotów wokół mnie. Zwinęłam się w kłębek i owinęłam kołdrą, miałam ochotę jeszcze choć na chwilę utonąć w snach. Zamknęłam oczy, gdy nagle do mojego pokoju wparowała ni stąd ni zowąd mama.
- Wstawaj do szkoły, już najwyższa pora – powiedziała, po czym tak błyskawicznie jak się zjawiła, wyszła z pokoju.
- Nici ze spania – pomyślałam i ociągając się podeszłam do szafy. Wzięłam granatowe, ulubione jeansy oraz czarny sweter. Wyjrzałam przez okno, by potwierdzić swój wybór – była okropna pogoda. Z nieba spadały całkiem spore krople deszczu, roztrzaskując się z na wszystkim co spotykały na swojej drodze. Świsty porywistego wiatru wcale nie polepszyły sprawy, a wręcz przeciwnie. Czułam się przytłoczona. Patrząc w lustru stwierdziłam, że wyglądam równie ponuro. Malujące się cienie pod oczami oraz potargane włosy. Tak, to było to czego chcąc nie chcąc mogłam się spodziewać.
Po załatwieniu porannej toalety i spakowaniu książek do torby w czarno żółtą kratę, zeszłam na śniadanie.
- Mój boże, siostra! Wyglądasz jak śmierć – wypowiedział Kamil z udawaną przesadą w głosie i sarkastycznym uśmieszkiem chowającym się w kącikach jego ust.
- Tak, też cię miło wiedzieć – wybełkotałam. Zwinęłam ze stołu dwie kanapki z sałatą, szynką i ogórkiem po czym przysiadłam się do taty przed telewizorem.
- Co nowego się dzieje w kraju?
- Zburzono w nocy kościół św. Krzyża. – z lękiem poinformował mnie ojciec. Z tonu jego głosu dało się jednak zrozumieć, że to nie wszystko. – NASZ kościół. Wszędzie jest pełno krwi, nie ma tam jednak żadnych ciał, a policja nie znalazła żadnego śladu zabójstwa.
- Jak to NASZ kościół? Chyba nie mówisz o naszej parafii co? Zaraz, zaraz. O mój boże?! Naprawdę!? Ale jak to się stało, to znaczy co się dokładnie wydarzyło.
- Owszem, naprawdę. Właściwie dużo nie wiadomo, w wiadomościach pokazują tylko zdjęcia. Jakieś dwadzieścia minut temu, pewna reporterka skomentowała sprawę, ale opisała tylko jak wygląda miejsce zdarzenia. Nie wiemy co się stało. – zmarszczył brwi - Zastanawiam się w ogóle czy nie lepiej byłoby dla was dwojga – tutaj przerwał i wskazał palcem także Kamila – gdybyście zostali dzisiaj w domu.
- Nie ma mowy! – zbulwersował się mój brat – za dwie godziny mam bardzo ważny mecz piłki nożnej i pod żadnych pozorem nie mam zamiaru go opuścić, kończę temat. Idę do szkoły!
- Zastanów się młodzieńcze, jeśli tam pójdziesz, możesz już z nie wrócić, czy o to ci chodzi? Kamil, proszę cię bądź rozważny. Te kałuże krwi… ktoś zginął! Dociera do ciebie synu ten fakt? Dociera!? Pytam się! Odpowiedz jak do ciebie mówię. – ojciec zaczął donoście krzyczeć. Zauważyłam w jego oczach strach. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w zawrotnym tempie, w miejscu gdzie spoczywało serce. Mama patrzyła na całą tą sytuacje również zdenerwowana, sama już nie wiedząc czy dokończyć szykowanie kanapek dla nas do szkoły.
- Spokojnie tatusiu, spokojnie – wtuliłam się w niego.
- Artur posłuchaj, uważam, że mimo wszystko powinniśmy pozwolić dzieciom iść do szkoły. Tam będą zdecydowanie bezpieczniejsze niż tutaj, same w domu. To jest szkoła prywatna, strzeżona. Nic im się tam nie stanie. – matka wypowiedziała te zdania trochę nie pewnie i powoli, pewnie po to żeby ojciec mógł przemyśleć to co mówi.
- Dobrze, ale macie do mnie dzwonić co jakiś czas i meldować się czy nic wam nie jest. Zrozumieliście?
- Tak.
- Tak, tato.
***
Myśli w mojej głowie pędziły jak oszalałe. Co tutaj się do dzieje? – powtarzałam szeptem co jakiś czas. W drodze do szkoły, przejeżdżaliśmy koło tego kościoła. Obraz, który zobaczyliśmy był nie do opisania, wszędzie stały radiowozy policyjne, cały teren natomiast został ogrodzony biało czerwoną taśmą. Stało przy niej około dwudziestu ochroniarzy w czarnych strojach, rozstawionych co kilka metrów. Na brukowanych chodnikach było kilka reporterów, a wraz z nimi kamerzyści i ekipy telewizyjne. Niektóre z nich, a przynajmniej ta, do której należała znana mi reporterka faktów nadawała w tym momencie program, inni stali przerażeni zstępując nerwowo z jednej nogi na drugą, co jakiś czas przegryzając dolną wargę. Sam budynek zaś, a raczej jego pozostałości wyglądały przerażająco. Ba! Można nawet stwierdzić, że to słowo w jednej trzeciej nie oddaje tego widoku. Ogromnych, drewnianych drzwi wejściowych z piękną żłobioną bordiurą nie było wcale, domyślam się, że leżały w tej jednej z kilkunastu wielkich stert gruzu. Dach oraz górna część kościoła już nie istniała. Dosłownie. Resztki posadzki spoczywały pod gołym niebem, a marmurowe płytki w środku były kompletnie zalane przez deszcz. Na ziemi bliżej i dalej, dało zauważyć się porozrzucane we wszystkie strony dachówki, być może za sprawą wiejącego wiatru. Właściwie (podsumowując) pozostały same fundamenty oraz może dolna część ceglanych murów. Przejeżdżając ulicą, zauważyłam poniszczone ławki, które były poprzewracane we wnętrzu byłego kościoła. Zrujnowanego, kiedyś zapierającego dech w piersiach ołtarzu, wymalowanego złotem z niesamowicie dużym obrazem Jezusa, teraz nie dało się nawet odnaleźć. Obraz nędzy i rozpaczy, jakby to powiedziała moja polonistka. Z mocno otwartymi oczami wpatrywałam się w to wszystko i choć wydawało mi się, że minęło kilka godzin upłynęła zaledwie minuta, a my oddalaliśmy się w naszym ciepłym wnętrzu samochodu od tego strasznego miejsca. Zerknęłam na brata oraz rodziców, byli w takim samym a przynajmniej podobnym do mnie. Przez resztę drogi do szkoły, nikt z nas się nie ośmielił się już odezwać.
Wychodząc pożegnałam się z rodzicami mówiąc tylko krótkie cześć. Założyłam na głowę kaptur granatowej kurtki i podbiegłam do płotu otaczającego całą szkołę. Wygrzebałam z kieszeni legitymacje pokazując ją szkolnemu ochroniarzowi, ten kiwnął głową i odsunął się abym mogła wejść. Od razu przy drzwiach spotkałam czekającą już na mnie najlepszą przyjaciółkę – Agatę.
- Widziałaś co się stało!? – jej głos był pełen ekscytacji aczkolwiek dało się w nim odnaleźć nutkę strachu.
- Tak, piorunujące wieści co? Nie jestem nawet w stanie sobie wyobrazić jak to się stało! A poza tym jak to możliwe, żeby nikt tego nie słyszał cokolwiek w nocy? Przecież… przecież te dachówki i to wszystko. Nie rozumiem, naprawdę.
- O tak, ja też jestem ciekawa co się tutaj właściwie dzieję. Tak z nikąd takie coś. Podejrzana sprawa nie sądzisz? Przynajmniej w szkole jesteśmy bezpieczni, moi rodzice nawet nie myśleli na tym czy mam zostać w domu czy iść, tutaj zdecydowanie jest bezpieczniej, o niebo. No wiesz o co chodzi. Masa ochroniarzy i tym podobne sprawy. Dobrze, że jesteśmy w szkole prywatnej. – zdawało mi się, albo Agata powiedziała to wszystko na jednym wdechu, co w jej przypadku jest całkiem możliwe.
- U mnie tata trochę krzyczał, żebyśmy zostali w domu. Wydaję mi się, że nie chciał ryzykować. Jednak mama przemówiła mu do rozsądku. Jedno jest pewne: tutaj nic nam nie grozi.
Doszłyśmy do szatni, odwiesiłyśmy kurtki na wieszaki i podążyłyśmy pod klasy. Nagle w całym holu rozbrzmiał komunikat wydobywający się z głośników rozwieszonych na większości ścian.
- Dzień dobry uczniowie! Informuję, że w związku z zaistniałą sytuacją z dzisiejszego poranka, zadecydowałam razem z gronem pedagogicznym zwiększyć ochronę wokół szkoły. Myślę, że nie będzie z tym problemów. Proszę was tylko o nie wychodzenie na dwór oraz poza teren szkoły. Dziękuje i życzę spokojnego dnia.
Po zakończeniu przemowy dyrektorki, rozległo się jedno wielkie Łeee oraz Buuu wymamrotane w ukazaniu swojej dezaprobaty przez kilkanaście osób. Zakładam, że przyczyną był fakt iż na dworze znajdowały się boiska, na których miał się odbyć turniej w nogę. Kątem oka zauważyłam mojego brata strasznie zdenerwowanego. Zaciskał pięści ze złości, wyszeptał coś do swoich kumpli poczym w pięciu osobowej grupie udali się do drzwi na tyłach szkoły.
- A te twoje rodzinne ciasteczko to niby gdzie idzie? – wyszeptała mi do ucha Agata śliniąc się przy tym trochę. Zdecydowanie potwierdzam informacje, że podkochuje się w Kamilu. Nie widzi poza nim świata.
- Nie mam pojęcia – wyszeptałam i dodałam ze zrezygnowaniem – z tego w stu procentach będą same kłopoty.
***
Lekcje minęły mi całkiem szybko, nie ciągnęły się w nieskończoność jak co dzień. Nauczyciele także przeżywali poranne wydarzenie, dlatego nikt nie naciskał na wychowanie szkolne i raczej te kilka godzin przebiegło szybko. Wszyscy na okrągło rozmawiali o wydarzeniach z rana, licytując się jeden przez drugiego co się stało. Chłopak z mojej klasy z czarno kruczymi włosami i wielkimi orzechowymi oczami twierdził, że wszystko sprawka gangu terrorystów natomiast niska, rudo włosa dziewczyna mówiła, że to po prostu nocny huragan. A ja, no cóż. Sama nie wiedziałam co myśleć. Huragan wykluczałam, ponieważ podejrzane by było gdyby tylko z jednego budynku spadł dach, a z dziesięciu innych nie. Poza tym, jak wytłumaczyć te okropnie duże kałuże krwi? Na samo wspomnienie tego widoku mój żołądek nie przyjemnie się zaciskał, wywołując mdłości.
W naszej okolicy nigdy nie dochodziło do takich wypadków, a raczej przypadków. Zawsze było tutaj spokojnie. Oczywiście od czasu do czasu pojawiały się jakieś kradzieże. Nieznośni chłopacy malowali sprayem po murach, a dziewczyny sprzedawały się na przystankach. Normalka. Gdzie tego nie było? Nie przypominam sobie natomiast żadnych zabójstw, samobójstw i tym podobnych.
Narastająca lista pytań zaczęła mnie poważnie drażnić, kiedy to z zamyślenia wybiła mnie Agata.
- Julia, gdzie tak w ogóle jest Kamil?
- Nie mam pojęcia, pewnie szlaja się z tymi swoimi przygłupkami.
- A co jeśli wyszedł na dwór i coś mu się stanie?
- Oh, doświadczenie jeszcze cię nie nauczyło moja droga, że on umie uratować się z każdej opresji?
- Zwariowałaś do końca? Jak możesz tak spokojnie o tym mówić, a jeśli rzeczywiście coś mu się stanie? – na pewno zbyt wystraszona, zaczęła robić mi wyrzuty, świetnie tego mi brakowało.
- Spokojnie. Nie panikuj, on tak zawsze.
Przyjaciółka prychnęła i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku do mojej. Od zawsze myśli, że zna mojego brata lepiej niż ja.
Po pewnym czasie zauważyłam, że sama zaczęłam się denerwować. Siedziałyśmy na świetlicy szkolnej już jakieś półgodziny czekając na Kamila. Mieliśmy się tam spotkać we trójkę, ponieważ razem jeździmy do domu. Raz rodzice Agaty odwożą nas, a kiedy indziej to nasi podrzucają ją do domu. Teraz była kolejka moich.
Mijały kolejne minuty, następnie jeden oraz drugi kwadrans. Zaczęłam się poważnie martwić. Siedziałam na ławce skubiąc skórki przy paznokciach – mój głupi nawyk, który uruchamiał się zazwyczaj gdy byłam zdenerwowana. Wymyślałam już w głowie scenariusz naszej kłótni, gdzie wyrzucam mu jaki on jest niepunktualny i nieodpowiedzialny. Zerknęłam na Agatę. Siedziała, wstawała, chodziła w tą i z powrotem, znów siadała… I tak w nieskończoność. Po kolejnych dziesięciu minutach, co dawało nam już ponad półtora godziny oczekiwania, do sali świetlicowej weszła pani dyrektor. Patrzyła w podłogę. Miała smutne oczy. Kilka sekund krępującej ciszy, później zerknęła na mnie. Jej spojrzenie przepełnione było smutkiem, bólem… współczuciem. Dostrzegłam łzę na jej policzku.
- Julio, tak mi przykro – wyszeptała mocno drżącym głosem. Przypominał mi on głos Dr Doug’a Ross’a z mojego ulubionego serialu Ostry Dyżur, kiedy musiał powiadomić rodzinę, że operowany pacjent zmarł. Dyrektor kontynuowała– Twój brat koniecznie chciał zagrać. Boisko otoczyliśmy drutem z prądem, aby zabronić wchodzenia, wiesz jak to jest: mówimy wam nie, a wy i tak swoje. Kamil, on nie posłuchał – przerwała, otarła łzę spływającą po jej wysokich kościach policzkowych – Padał deszcz, prąd był nasilony i on… On dotknął druta. Został porażony. Julio, on nie żyje.
Zakręciło mi się w głowie. Obraz stał się bardzo niewyraźny, kształty osoby i wszystko co widziałam zaczęło zlewać się w jedną wielką plamę. Ledwo słyszałam przeraźliwy szloch Agaty koło mnie. Wiadomość, która do mnie docierała wydawała mi się tak nierealna. Nie możliwa.
Nie! – powtarzałam w myślach – To się nie dzieję, to się nie dzieję naprawdę!
Prawda była inna. Prawda bolesna przewiercająca moje serce. Gdy ledwie minął szok, pojawił się ból, wyrzuty sumienia i sam we własnej osobie: smutek. Gorzka łza wypłynęła z mojego oka. Mogłam Kamila wtedy powstrzymać. Mogłam to zrobić! Podejść do niego na holu, powiedzieć, że ma odpuścić, zostać w budynku. Nic nie zrobiłam, siedziałam i tak po prostu się patrzyłam. Nic nie powiedziałam, nic. To stało się przeze mnie. Masa niewypowiedzianych słów cisnęła się na mój język. Odczuwałam narastający ból głowy, skronie pulsowały niemiłosiernie mocno. Miałam wrażenie, że serce podchodzi mi do gardła. Czułam się taka ociężała oraz zmęczona. Przestawałam mieć czucie w dłoniach i nogach. Głowa opadała w lewo i zdawało się jakby ciśnienie atmosferyczne powiększyło się ze trzy razy wywierając na mnie ogromny nacisk. Jednak po chwili to zniknęło. Czułam, że odpływam. Obraz widzenia stał się jeszcze bardziej rozmazany, co wydawało się już niemożliwe. Nie odróżniałam już kształtów, świat zlepił się jedną wielką czarno białą niewiadomą. Kolory przestały istnieć. Oby dwie powieki ważyły tonę. Opadały powoli, najpierw jedna później druga. Zapanowała ciemność czarniejsza nic noc.
----
Z góry dziękuje, za wszystkie odpowiedzi.
|
|
Wto 10:55, 03 Maj 2011 |
|
|
|
|
Ashes
Grafoman
Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Za górami..za lasami... Płeć: mężczyzna
|
|
|
|
Nie będę sie rozpisywał. Opowiadanie podobało mi się. Nie należy do najlepszych jakie czytałem ale stoi na dobrym poziomie. Historia trochę naciągana, ale można na to przymknąć oko. Dobrze piszesz i wstaw coś jeszcze to z chęcią przeczytam.
P.S. Mogłabyś spojrzeć na początek pierwszego rozdziału mojej powieści w dziale Książki?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Wto 14:19, 03 Maj 2011 |
|
|
Gość
|
|
|
dzięki wielkie, już patrzę a raczej czytam
|
|
Wto 14:45, 03 Maj 2011 |
|
|
Don Self
Geniusz
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: mężczyzna
|
|
|
|
Twoje opowiadanie nie jest zbyt dobre. Nie gustuj w czymś takim, ale uważam, że nie jest ono zbyt wysokich lotów. Dość sprawnie napisane, ale nic poza tym wyjątkowego w nim nie ma.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Wto 15:19, 03 Maj 2011 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|