Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Proroctwo: Miecze Światła i Ciemności

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Proroctwo: Miecze Światła i Ciemności
Autor Wiadomość
Gość







Post Proroctwo: Miecze Światła i Ciemności
Witam! To moje pierwsze podejście do tzw. klasycznego fantasy. Z góry dziękuję za opinię Smile

Dwa miecze z jednego żelaza wykute
Dwoje dzieci z jednego ojca poczęte
Dwa kobiece serca, w tym jedno zatrute
Dla króla zabójczą stanowi przynętę
Władca swą dobrą małżonkę porzuci
By oddać duszę pod pieczę demona
Dziecię zrodzone w wyniku tej chuci
Ojca własnego podstępnie pokona
Światło czy ciemność, życie czy zagłada
Dwa miecze szalę zwycięstwa przechylą
Anioł lub demon, który nimi włada
Sprawi, że wszyscy przeciwnicy zginą
Jednak gdy będzie to dziecię potwora
Krew niewinnych kraju ziemię splami
Świat stanie w płomieniach jak ognista zmora
A za grzechy króla zapłacimy sami


Proroctwo Xananthesial, Ostatniej Królowej Erythanii


Z rozpostartych dłoni Albericha wystrzeliły snopy lazurowych błyskawic. Czarny rycerz ryknął rozdzierająco rażony wiązkami magicznego ognia. Zakute w pancerz ciało znieruchomiało w zimnych objęciach śmierci. Elficki czarodziej nie miał czasu, by podziwiać swoje dzieło. Wykonał piruet, zgrabnie unikając ciosu ciężkiego, dwuręcznego miecza. Wykrzyczał zaklęcie. Jego przeciwnik znieruchomiał. Choć twarz mężczyzny ukryta była za stalową przyłbicą, Alberich dostrzegł strach w ciemnych oczach wojownika. Nie wahał się. W smukłej dłoni elfa błysnął sztylet. Magiczny paraliż odszedł wraz z uchodzącym z rycerza życiem.
Czarodziej rozejrzał się w obawie przed kolejnym atakiem. Ten jednak nie nadszedł.
Królewski pałac zmienił się w gorejące piekło. Szczęk oręża i krzyki umierających niosły się echem po zdobionych złotem korytarzach. Wokół toczyła się bitwa. Dla Albericha była to walka o wszystko. Czarodziej wiedział, że ma mało czasu. Pobiegł.
Mijał kolejnych walczących. Jak okiem sięgnąć, czarni rycerze ścierali się z odzianymi w purpurę Strażnikami Królowej. Elitarne oddziały Jej Królewskiej Mości stawały mężnie, jednak czarodziej wiedział, że dzielni wojownicy wkrótce ulegną miażdżącej przewadze przeciwników. Choć jego serce krwawiło na widok padających towarzyszy, on nie mógł im pomóc. Musiał wykonać zadanie. Dotrzeć do królowej, nim będzie za późno. Alberich przybył tu by przedrzeć się przez ogień i wyrwać z trzewi koszmaru kobietę, której był wierny jako lojalny poddany. I którą kochał jako mężczyzna.
- Panie!
Alberich odwrócił się w kierunku nadbiegającego rycerza.
- Co tu robisz, Deregarze? Miałeś sprowadzić królewskiego potomka.
- Panie - wojownik zgiął się w pełnym szacunku ukłonie - wybacz, panie zawiodłem. Mój oddział... wybity... Wybity do nogi...!
Dopiero teraz Alberich zauważył, że rycerz ledwo trzyma pion.
- Jak to możliwe!? Walki nie objęły jeszcze wschodniego skrzydła pałacu!
- To ONA, panie! - zakwilił Deregar osuwając się na kolana - Ona zabrała księcia...
- Satheriel - wysyczał Alberich. Zwrócił się ponownie w kierunku rycerza - Gdzie ona jest?!
- Panie - głos rannego był coraz słabszy - Ona podąża w tą stronę... Idzie po królową. Ona...
Nie dokończył. Oczy rycerza zasnuły się mgłą śmierci. Alberich zdjął swój zdobiony, magiczny płaszcz i zakrył nim twarz przyjaciela.
- Śpij dobrze, dzielny Deregarze. Dobrze się spisałeś - wyszeptał - Satheriel, zapłacisz mi za to!
Jego słowa zagłuszył wysoki, perlisty śmiech. Alberich odwrócił się gwałtownie. W drzwiach komnaty stała kobieta. Jej krucze włosy tańczyły na tle buchających płomieni. Była piękna i mroczna jak bezksiężycowa noc. Blade, smukłe ciało opinała siateczka czarnej koronki doskonale eksponując mocne mięśnie brzucha i subtelną krągłość bioder. Spod ciężkich sznurów pereł wyglądała nieśmiało para kształtnych, stromych piersi. Piękna niewiasta przybrała wyzywającą pozę by jeszcze lepiej wyeksponować swoje walory. Na Alberichu nie zrobiło to wrażenia. W jego oczach, ta kobieta była przede wszystkim niebezpiecznym przeciwnikiem. Najgroźniejszym, jakiego kiedykolwiek spotkał.
- Satheriel, zaniechaj królowej. Ostrzegam cię.
- Ty mnie ostrzegasz? - znów się zaśmiała - Alberichu, byłeś najlepszym z moich uczniów, ale czy naprawdę wierzysz, że zdołasz stawić mi czoła?
- Przekonajmy się.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Z dłoni kobiety popłynął czarny ogień. Alberich odskoczył, jednocześnie przygotowując zaklęcie. Uniósł się w powietrze na niewidocznych podmuchach lewitacji. Kontratakował wiązką błyskawic. Satheriel przybrała pozę Feniksa. Lazurowe promienie odbiły się od srebrzystej tarczy niszcząc jedną z alabastrowych kolumn. W tym samym momencie, mroczna dama rozpoczęła transformację. Na jej nagich plecach wykwitły dwie krwawe smugi. Zazgrzytały kości. Krzyknęła, gdy z ran wyrosła para czarnopiórych skrzydeł, a dłonie zmieniły się w obsydianowe szpony. Wzbiła się w powietrze i natarła na czarodzieja. Alberich był na to przygotowany. Z jego palców wystrzeliły rubinowe iskry. Potężna fala złotoczerwonej energii zniosła Satheriel niczym wzbierający przypływ. Kobieta z impetem uderzyła w przeciwległą ścianę. Bezwładne ciało osunęło się wzdłuż muru. Perły z rozerwanego naszyjnika potoczyły się po marmurowej posadzce. Przez jedną krótką chwilę Alberich myślał, że to już koniec. Wtedy wiedźma uniosła głowę. Uśmiechnęła się oblizując samotną strużkę krwi, która splamiła jej pełne wargi.
- Imponujące - szepnęła - W innych okolicznościach byłabym z ciebie dumna, mój uczniu.
- Nie jestem już twoim uczniem! - krzyknął gniewnie.
- Zawsze nim będziesz, Alberichu. Nie jest za późno. Możesz jeszcze zawrócić.
- Milcz! Wstawaj i walcz.
- Skoro tego chcesz. Wybrałeś - uśmiechnęła się - W takim razie, koniec zabawy. Zatańczmy.
Zaatakowała. Błyskawicznie znalazła się tuż przy nim. Nawet nie zauważył jej ruchu. Dopiero ból uświadomił mu, że kryształowe szpony dosięgły celu. Alberich runął na ziemię. Podniósł się na kolana i dotknął rozdartego boku. Na szczęście rana była płytka. Magiczna szata pochłonęła część uderzenia. Złożył dłonie w skomplikowany układ, ale Satheriel nie dała mu czasu na ripostę. Czarodziej uskoczył przed nadlatującą kulą ognia. Za jego plecami rozległ się dźwięk eksplozji. Potężne zaklęcie doszczętnie zburzyło kamienną ścianę. Alberich nie miał zamiaru się poddawać. Wyobraził sobie piękną twarz królowej. Łagodne błękitne oczy patrzyły na niego z miłością i nadzieją. Zebrał w sobie resztkę sił. Zaczął inkantację. Satheriel rozpoznała słowa zaklęcia.
- Alberich! - jej głos dochodził jakby z oddali - Nie możesz tego zrobić! Głupsze, zabijesz nas oboje!
Nie słuchał. W jego dłoniach zmaterializował się miecz zbudowany z błękitnych płomieni. Ar'Karan'Xalandar. Ostrze Lodowej Zagłady. Najpotężniejsze zaklęcie Żywiołu Wody. Czarodziej zamachną się. Satheriel krzyknęła, gdy w jej kierunku pomknęła chmura magicznej zamieci. Po chwili, lodowa zawierucha ogarnęła cały korytarz. Czarownica próbowała wyszeptać kontrzaklęcie, jednak sine usta i sztywne z zimna palce odmówiły jej posłuszeństwa. Czarne skrzydła załopotały, gdy kobieta rzuciła się do ucieczki.
- To jeszcze nie koniec! - krzyknęła.
Magiczny wiatr pochłonął jej głos. Czarodziej wiedział, że Satheriel miała rację. Ar'Karan'Xalandar było bronią obosieczną. Zaklęcie mogło okazać się dla niego równie niebezpieczne, jak dla jego przeciwniczki. Ruszył w kierunku komnat królowej.
Ostre płatki śniegu smagały jego gładkie policzki. Nogi wydawały się ciężkie jak ołów. Ale szedł. Mozolna podróż dłużyła się w nieskończoność. Zmarznięte dłonie rozdzierał przeszywający ból. Ale szedł dalej. Jego członki zupełnie zdrętwiały. Był coraz bardziej senny. Mimo to, szedł. Każdy kolejny krok potęgował cierpienie. Choć niezmordowany duch kazał mu walczyć, śmiertelne ciało powoli odmawiało posłuszeństwa. Wtedy zobaczył cel swej podróży. Złocone drzwi ozdobione symbolem róży i dwóch skrzyżowanych mieczy.
W jednej chwili odzyskał utracone siły. Błyskawicznym ruchem otworzył wrota sypialni Królowej... I zamarł w przerażeniu.
Dama jego serca powitała go nieczułym, zimnym spojrzeniem. Chabrowe oczy królowej były puste. Martwe. Kobieta leżała wśród rozrzuconych poduszek i zakrwawionej pościeli. Alberich zawył i podbiegł do ciała ukochanej. Utulił w dłoniach jej chłodną twarz i gorzko zapłakał. Zmusił się by dotknąć brzucha królowej. W nabrzmiałym łonie niewiasty od dziewięciu księżyców rosło nowe życie. Zaskoczony, cofnął dłoń i delikatnie odsunął puchową kołdrę. Po znajomej krągłości prawie nie było śladu. Wtedy to usłyszał.
Spomiędzy zakrwawionych jedwabiów doszło go ciche, nieśmiałe kwilenie. Gdy odsunął pościel, jego oczom ukazało się dziecko niedbale owinięte w kawałek przesiąkniętego posoką materiału. Czarodziej ostrożnie podniósł niemowlę.
- Już dobrze, maleńki . Teraz jesteśmy tylko my dwaj - delikatnie kołysał noworodka - Nie płacz. To o tobie mówi proroctwo. Będziesz kiedyś wielkim wojownikiem. Gdy podrośniesz, pomścisz swoją mamę.
Rozejrzał się w poszukiwaniu czystego materiału, w który mógłby owinąć dziecko. Kiedy odsunął zbroczone pieluszki, czekała go kolejna niespodzianka.

***

Piętnaście lat później.

***

Na wzgórzu stała piękna, młoda kobieta. Letni wiatr muskał złote włosy, a promienie wieczornego słońca lśniły na jej niemal nagim ciele. Dziewczyna miała na sobie strój, który sama nazywała zbroją, choć według Albericha, kilka metalowych płytek połączonych rzemieniami, bynajmniej nie zasługiwało na to miano.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - powiedział.
- Pamiętałeś - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. W jej zielonych oczach zatańczyły wesołe ogniki.
- Jak mógłbym zapomnieć. Jesteś gotowa?
- Jak nigdy.
- Zostałaś wybrana do wielkich rzeczy, Marissue - dla podkreślenia uroczystego charakteru chwili, użył jej pełnego imienia - Tylko ty możesz powstrzymać dziecię mrocznej wiedźmy Satheriel, córki samego Demonicznego Lorda Khargorotha. Ta podstępna czarownica uwiodła twego ojca, by zająć miejsce królowej Xananthesial. Oboje ją zamordowali.
- Wiem. Opowiadałeś mi tą historię setki razy.
- Pamiętaj, że nie chodzi tylko o zemstę. W pałacu od wieków przechowywane są bezcenne artefakty -Miecze Światła i Ciemności. Proroctwo mówi, że tylko potomek władców może ich użyć. Jeżeli syn Satheriel zawładnie tą potężną bronią, niechybnie przebudzi swą demoniczną naturę. Wtedy nastąpi koniec świata.
- Zrobię wszystko, by go powstrzymać!
- Zatem ruszajmy.
Czarodziej rozpoczął zaklęcie teleportacji.

***

Pojawili się w ogromnej sali pełnej kolumn i kryształowych kandelabrów. Mari patrzyła na wszystko z nieukrywanym zachwytem. Choć urodziła się jako księżniczka, do tej pory nigdy nie była w pałacu. Jej dotychczasowe życie skupiało się na treningu i nieustannych przygotowaniach do dnia ostatecznego rozrachunku z zabójcami matki. Ten dzień właśnie nadszedł.
- Witaj, Alberichu. Czy naprawdę sądziłeś, że wasze wtargnięcie pozostanie niezauważone?
Zza pobliskiej kolumny wyłoniły się dwie odziane w czerń postaci. Piękna, dojrzała kobieta i zielonooki chłopak obdarzony kocią gracją.
- Satheriel! Przygotuj się na śmierć - krzyknął Alberich.
- Nie musimy walczyć. Oddaj dziewczynę i odejdź. Ja i Ricard nie życzymy wam źle...
- Nigdy z wami nie pójdę! - wrzasnęła Mari - Zginiesz wiedźmo! I ty podły bękarcie!
- Jak śmiesz! - syknął chłopak.
Skoczyli ku sobie. Mari z łatwością sparowała pierwszy cios. Wyprowadziła płynną kontrę. Jeszcze przez chwilę oboje badali się nawzajem. Dziewczyna z satysfakcją stwierdziła, że trafiła na godnego przeciwnika. Wiedziała, że dla postronnego świadka ta walka wyglądałaby jak balet. Pełen harmonii pokaz dwóch artystów. Z jednej strony smukły, kruczowłosy chłopak, piękny i groźny jak wiosenna burza. Z drugiej ona - jasna, świetlista i ulotna, niczym poranna jutrzenka. Zwinne ruchy i błyskawiczne ciosy były ich tańcem śmierci. Rytmiczne uderzenia kling wybijały ostatnie requiem.
Ostrza spotkały się krzesząc ogniste iskry. Znienacka, chłopak wykorzystał przewagę masy i odepchnął od siebie znacznie lżejszą dziewczynę. Mari straciła równowagę i upuściła miecz. Upadła.
Była teraz praktycznie zdana na jego łaskę. Jednak on, zamiast z nią skończyć, schował miecz i wyciągnął przed siebie dłoń.
- Wstań, siostro. Wybaczam ci zniewagę. Nie musimy walczyć.
Mari nie wiedziała, co o tym sądzić. Jej mentor twierdził, że chłopak jest prawdziwym potworem w ludzkiej skórze. On tym czasem uśmiechał się przyjaźnie i nazywał ją siostrą. Biła od niego aura ciepła i serdeczności. Czy Alberich mógł się tak bardzo mylić? Dziewczyna powoli podniosła się na nogi. Wykorzystując chwilę spokoju, zerknęła w kierunku walczących czarodziejów.
Pojedynek wyglądał na wyrównany. Satheriel właśnie skontrowała wiązkę zielonych promieni, które cisnął w jej kierunku Alberich. Nagle role odwróciły się. Z dłoni kobiety wystrzeliła purpurowa wiązka piorunów. Elf wykonał zamaszysty gest inicjując tarczę żywiołów. Nasycone magią powietrze zafalowało pod wpływem roziskrzonej błyskawicy, jednak osłona okazała się zbyt słaba. Rażony zaklęciem czarodziej z impetem uderzył w kamienny mur. Jęknął głucho i znieruchomiał.
- Albeeeeriiiiich!
Rozdzierający lament wypełnił salę. Sekundę później, Mari zorientowała się, że to ona krzyczy. W tym potwornym momencie, nie tylko głos znalazł się poza jej kontrolą. Emocje przejęły władzę nad doskonale wytrenowanym ciałem. Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Dziewczyna skoczyła w kierunku zaskoczonego Ricarda. Odepchnęła chłopaka, jednocześnie wyrywając miecz, który on przed chwilą schował do pochwy. Wykonała podwójne salto lądując tuż obok Satheriel. Czarownica uniosła ręce w obronnym geście. Mari dostrzegła strach w jej oczach. Po chwili, jego miejsce zajął ból. Dwie wypielęgnowane dłonie uderzyły o podłogę z krwawym mlaśnięciem. Okaleczona kobieta nie krzyknęła. Mari nie dała jej na to szansy. Odcięta głowa potoczyła się prosto pod stopy przerażonego Ricarda. Chłopak spojrzał z martwe oczy towarzyszki.
- Ciociu... - szepnął.
„Ciociu? - pomyślała Mari - przecież Satheriel była jego matką...?"
- Zabiłaś ją! - jęknął zalewając się łzami - Zapłacisz mi za to!
Chłopak podniósł upuszczony przez Mari miecz i ruszył w jej kierunku. Tylko błyskawiczny blok uchronił dziewczynę przed potężnym ciosem. Siła uderzenia rozeszła się po całym ramieniu. Młoda wojowniczka syknęła z bólu i omal nie wypuściła broni. Cofnęła się nieznacznie i cięła celując w odsłonięty bok Ricarda. Szermierz uniknął ciosu odwijając się w doskonałym piruecie. Wybił się w górę i zaatakował znad głowy. Mari odskoczyła niczym górska puma, jednocześnie wyprowadzając błyskawiczną kontrę. Ich ostrza spotykały się co chwilę wygrywając szaleńcze stacatto. Dwie pary zielonych oczu iskrzyły czystą żądzą mordu.
Wtedy Mari popełniła błąd. Mały, nieznaczny. Odsłoniła się tylko na chwilę. Jednak dla wytrawnego szermierza, takiego jak Ricardo, ten krótki moment był jak wieczność. Chłopak bezlitośnie wykorzystał lukę w obronie przeciwniczki. Wybity miecz z głośnym brzękiem uderzył o marmur posadzki. Mari ścisnęła zranioną dłoń.
- Przygotuj się na śmierć! - krzyknął Ricardo.
Zamachnął się... i zamarł. Idealnie wyważony sztylet do rzucania zagłębił się w jego sercu, nim szermierz zdążył choćby mrugnąć. Usta chłopaka przez chwilę poruszały się bezdźwięcznie by ostatecznie zastygnąć w formie pośmiertnej maski. Ricard runął niczym młode drzewo powalone siłą wiosennego sztormu.
Spojrzenie zaskoczonej Mari natychmiast pomknęło w kierunku, z którego nadleciał sztylet.
- Alberich! Ty żyjesz - krzyknęła podbiegając do rannego czarodzieja.
- Żyję - elf zakrztusił się własną krwią - ale to już nie potrwa długo.
- Nie! Nie możesz umrzeć! Ja... ja się nie zgadzam!
- Ciii... spokojnie dziecino - z jego ust wypłynęła strużka szkarłatnego płynu - Dla mnie jest już za późno.
- Nie możesz mnie zostawić. Proszę, nie umieraj!
- Dalej musisz iść sama.
- Nie! Nie zostawię cię - Mari zalała się łzami.
- Sama musisz zakończyć to, co razem zaczęliśmy. Proszę, zrób to dla mnie. Za tymi drzwiami czeka król. Idź. Idź na spotkanie swojego przeznaczenia. Wypełnij proroctwo. Weź miecze i pomścij śmierć swojej matki. I moją.
- Nie... proszę! Ja.. ja cię kocham!
Na jego pięknej twarzy malowało się zaskoczenie.
- Ja ciebie też - odpowiedział w końcu - Zawsze cię kochałem. Najpierw jako dziecko, potem jako kobietę. Z uwagi na pamięć twej matki, nie mogłem ci tego wyznać.
Chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, ale Mari zamknęła mu usta gorącym pocałunkiem. Po bardzo długiej chwili odsunęła się delikatnie, by po raz ostatni spojrzeć w jego cudowne oczy. Patrzyła, jak gaśnie w nich życie. Dziewczyna zapłakała gorzko żegnając swego przyjaciela, mentora i wyśnionego kochanka. Zamknęła jego powieki pocałunkami i ruszyła w kierunku królewskiej komnaty.
Otworzyła wrota energicznym kopniakiem i stanęła przed obliczem władcy. W jej sercu płonęła żądza zemsty.
- Stawaj! - krzyknęła wyzywająco - Teraz zapłacisz za śmierć mej matki! Pomszczę ją i Albericha, którego zamordowała twa diabelska kochanica! Zgładziłam już ją i Ricarda, teraz czas na ciebie!
Król podniósł się powoli i zrobił kilka chwiejnych kroków. Choć był mężczyzną w kwiecie wieku, teraz wydawał się słaby i wątły, niczym schorowany starzec.
- Dziecko! - ukrył twarz w dłoniach - Cóżeś ty uczyniła. To nie tak... to wszystko nie tak!
Mari go nie słuchała. W tym momencie cała jej uwaga skupiła się na dwóch wykwintnych mieczach spoczywających na marmurowym postumencie. Jedno ostrze miało srebrzystą klingę i hebanową rękojeść, drugie było złote i wykończone kością słoniową.
- Teraz wypełni się proroctwo! - dziewczyna podbiegła do postumentu - Oto Miecze Światła i Ciemności! Zginiesz tak, jak twe demoniczne nasienie...
- Nic nie rozumiesz! - król ruszył w jej stronę - Nie tykaj ostrzy! Błagam...!
Ale było już za późno. Mari chwyciła mityczną broń. Ciemny miecz idealnie pasował do prawej dłoni, jasny był jakby stworzony do lewej. Poczuła, że wypełnia ją nieziemska moc. Dziewczyna zaśmiała się triumfalnie i skoczyła w kierunku władcy.
- Teraz giń!
Zawirowała w morderczym piruecie niczym ognistooka bogini zagłady. Król nawet nie próbował się bronić. Magiczne ostrza przebiły jego ciało z zadziwiającą łatwością.
- Córko... - mężczyzna jęknął osuwając się na ziemię - Wysłuchaj mnie... Jeszcze nie jest za późno... Błagam, wysłuchaj...
Mari była zaskoczona, że nie poczuła nawet najmniejszego ukłucia żalu czy współczucia. Obserwowanie agonii nieszczęśnika sprawiało jej nieoczekiwaną satysfakcję. Wreszcie poczuła, że żyje.
- Dobrze - uśmiechnęła się okrutnie - Gadaj. Tylko szybko. Wkrótce dołączysz do swojej wiedźmy i demonicznego bękarta.
- Satheriel nie była moją kochanką....
- To niby kim!? - przerwała gniewnie.
- Siostrą. Ukochaną siostrą - z oczu władcy popłynęły strumienie łez - Alberich cię oszukał. Zaślepiony żądzą zemsty, przekazał wszystko na opak.
- Kłamiesz! - w sercu dziewczyny rósł gniew - Zabiłeś moją matkę by być z tą suką, która powiła szatańskie dziecię. Nie masz co się wypierać! Chłopak nie żyje. Pokrzyżowaliśmy wasze niecne plany!
- Dziecko, to wszystko nie tak! Ricard jest... był od ciebie starszy. To mój syn z pierwszego małżeństwa. O, bogowie! Jak ja mam ci to powiedzieć...?! - władca niemal krztusił się łzami - Kochałem twoją matkę, ale ona... ona wykorzystała nas wszystkich. To Xananthesial była córką Demonicznego Lorda Khargorotha. To ty... to o tobie mówi proroctwo. Ty jesteś demonicznym dzieckiem, które ma zniszczyć świat. I masz już miecze...! Wszystko stracone...
Mari chciała zaprotestować. Po raz kolejny zarzucić starcowi kłamstwo. Jednak nie miało to już sensu. Mężczyzna zmarł ze straszną nowiną na ustach. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na zakrwawione zwłoki ojca i zastanawiała się, czy powinna coś powiedzieć, zrobić albo chociaż poczuć. Ale w jej duszy była tylko pustka. A w samym środku ciemnej otchłani tlił się płomień nienawiści. Mroczne ziarno pulsowało od wzbierającej żądzy mordu. Wtedy zrozumiała, że król powiedział prawdę. To ona była potomkiem Demonicznego Lorda, a legendarne miecze wyzwoliły mroczne dziedzictwo z jej ludzkiej powłoki.
Mari skrzyżowała miecze nad głową i wybuchła opętańczym śmiechem. Ziarno ciemności eksplodowało w jej wnętrzu pochłaniając resztki człowieczeństwa. Dziewczyna wiedziała, że już wkrótce ten płomień ogarnie cały świat. Gdzieś daleko rozległ się grzmot. Mari śmiała się rzucając wyzwanie niebiosom.
To były najlepsze urodziny w jej życiu.
Pon 18:40, 13 Cze 2011
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Zanim ocenimy Twój tekst przedstaw się w dziale "Przywitaj się", bo pewnie jesteś nowym użytkownikiem. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Pon 19:33, 13 Cze 2011 Zobacz profil autora
exturio
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Przez dłuższą chwilę miałem poczucie deja vu. Cholera, ja przecież ten tekst już kiedyś czytałem.
Nie oceniam, bo z pewnością nie będę miał nic nowego do powiedzenia. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Pon 20:57, 13 Cze 2011 Zobacz profil autora
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Chyba nie mogę się przyczepić do zbyt wielu rzeczy, bo opowiadanie było dosyć dobre. Dam ocenę 6/10, co mi tam? Razz
Moim skromnym zdaniem umiesz dobrze pisać i to się ceni. Czasami było nudnawo, ale każdemu autorowi się to zdarza. Poza tym chyba nic więcej szczególnego nie znalazłem.


Post został pochwalony 0 razy
Pon 21:00, 13 Cze 2011 Zobacz profil autora
Gość







Post
Don Self napisał:
Chyba nie mogę się przyczepić do zbyt wielu rzeczy, bo opowiadanie było dosyć dobre. Dam ocenę 6/10, co mi tam? Razz
Moim skromnym zdaniem umiesz dobrze pisać i to się ceni. Czasami było nudnawo, ale każdemu autorowi się to zdarza. Poza tym chyba nic więcej szczególnego nie znalazłem.


Bardzo dziękuję za przeczytanie i bardzo wysoką ocenę. Zbyt wysoką prawdę mówiąc. Ten tekst powstał na konkurs "KICZ 2011 " Nowej Fantastyki i jest "dziełem" dość mocno przerysowanym i... kiczowatym Wink Wpadłam tu żeby sprawdzić wiarygodność Twojej reklamy.

Jeżeli ktoś z Was będzie miał ochotę poczytać moje "prawdziwe" opowiadania, zapraszam na NF (tam jestem zarejestrowana jako Ranferiel). Wybaczcie moją małą prowokację. Ran: over and out.
Śro 19:47, 15 Cze 2011
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin