Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Najemnicy. Rozdizał 22 Po zemstę

 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Powieści Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Najemnicy. Rozdizał 22 Po zemstę
Autor Wiadomość
Lux
Gość






Post Najemnicy. Rozdizał 22 Po zemstę
Dobra, krótko, bo tekst długi. Ostatnio wysłałem Ci Young kawałek tego samego rozdziału, ale był słaby ( i Ty tak napisałeś i jak tak sądziłem) więc się wkurzyłem i napisałem od nowa. Jeżeli teraz będzie słaby to nakupię ładunków wybuchowych i wysadzę coś... właśnie, po ile chodzi C4 ;D

PS Jest tu niewielki błąd logiczny, ale ciekawe, czy ktoś go dostrzeże... chociaż wcale nie koniecznie trzeba go brać za błąd, także nie jest aż tak widoczny.

PPS Tekst długi, więc nie czytajcie całości, jak nie chcecie. Po prostu liczyłbym na jedynie kilka słów na temat nawet najkrótszego fragmentu.

PPPS Jeżeli ktoś się będzie gubił, to przepraszam. Niestety ciężko jest przeczytać środek powieści nie gubiąc się ;D

PPPPS Spokojnie Young, nie zapomnę tym razem wstawić tekstu

PPPPPS Co ja jeszcze miałem napisać... a tekst!



,,Zemsta zawsze ma gorzki smak”. Tak mówił Grave. Tak mówił ten, który poprowadził swych wojowników na gród wroga tylko po to, by pomścić towarzyszy, którzy zginęli w tym miejscu. Wódz mówił jednak, że chciał po prostu godnie pożegnać kamratów. Po prostu nie mógł uwierzyć, że zginęli w walce o coś, co i tak upadło. Zdobył kolonię tylko dlatego, by śmierć jego podkomendnych nie była daremna.

Z dziennika Ber'gona, pierwszego Najemnika


Rozdział 22
Po zemstę


Kapitan Roon Deemer odetchnął głęboko świeżym, wieczornym powietrzem patrząc, jak z ust wydobywa się biała para. Przypomniał sobie swoje dzieciństwo i marzenia, by kiedyś w przyszłości zajmować się właśnie takimi zjawiskami. Chciał być jednym z Przyrodników, którzy badali naturalne środowisko i pisali wspaniałe księgi o swoich równie wspaniałych odkryciach. Ale los rzucił go zupełnie gdzie indziej.
Przez długie lata służył w Białej Gwardii i mógł tylko się przyglądać, jak ludzie wokół się starzeją i jak jemu samemu przybywa zmarszczek lecz jednocześnie ubywa włosów na głowie. Nieuchronny proces starzenia dosięgał wszystkich, czy byli to ludzie, czy orki, czy krasnoludy. Starość dopadała nawet czarodziejów, choć ci robili co mogli, by ukryć to przed wzrokiem zwyczajnych ludzi. Cóż to im jednak pomagało, skoro i tak wielu z nich nie dożywało setki. I tak umierali, choć z zewnątrz wciąż wyglądali na pełnych wigoru. To był kolejny dowód, jak łatwo można było omamić ludzkie oko.
Kapitan przeczesał dłonią rzadką czuprynę i znów odetchnął obserwując biały obłoczek, który wyleciał z jego ust, majestatycznie popłynął przed siebie, aż w końcu zniknął... zaraz jednak znów się pojawił.
Roon Deemer zmarszczył brwi przyglądając się dziwnemu zjawisku. Zmarszczył brwi nieco zaskoczony tym, że para, którą przed chwilą sam stworzył nagle rozprzestrzeniła się na całą dolinę leżącą u stóp Brunatnych Wzgórz.
-Starzejesz się, Roon- rzekł do siebie przecierając oczy.
Jednak kiedy opuścił ręce tajemnicza mgła wciąż pozostała, a nawet wydawała się pochłaniać kolejne fragmenty równiny całkowicie je zasłaniając.
-Matt- zagadnął jednego ze Gwardzistów, który stał nieopodal.- Widzisz tę mgłę.
Ale strażnik nic nie odpowiedział wciąż stojąc nieruchomo jak posąg wspierając się na długiej włóczni.
-Matt!- krzyknął Roon chwytając wojownika za naramiennik.
Gwardzista poderwał się i niemal podskoczył zaskoczony.
-Co ty do diabła robisz?!- zawołał kapitan Deemer.- Myślałem, że coś ci się stało...
-Kapitanie...- wyjąkał Matt zaskoczony tak gwałtownym wyrwaniem ze snu.- Przepraszam... po prostu ostatnio słabo sypiam.
-Spójrz!- zawołał Roon obracając strażnika w stronę Brunatnych Wzgórz.
Ten jednak nie zareagował, jakby niczego nie dostrzegł. Rzucił tylko ukradkowe spojrzenie na dowódcę. Na jego wargach zatańczył cień uśmiechu.
-Nie widzisz!- syknął Roon Deemer.- Mgła.
-Acha, to oto panu chodzi, kapitanie- strażnik odprężył się.- Chyba jest pan równie zmęczony, jak ja. Brak ludzi strasznie nam doskwiera...
-Ty głupcze!- krzyknął Roon uderzając strażnika w żelazny napierśnik. Kapitan był już stary, ale wciąż miał dość siły, by jego cios zrobił wrażenie nawet na zakutym w stal wojowniku.- Ta mgła nie jest normalna. Nie dość, że pojawiła się znikąd, to jeszcze posuwa się w naszą stronę z niesamowitą prędkością.
-Proszę o wybaczenie, kapitanie- strażnik spoważniał spuszczając głowę.- Nie zauważyłem...
-Wiem, wiem- Roon pokiwał głową. Jego dziecinne marzenia odcisnęły na nim jakieś piętno i teraz doświadczony kapitan potrafił odróżnić normalne zjawiska przyrodnicze od tych dość niespotykanych.- Tym razem nie zaśnij- dodał tylko i odwróciwszy się ruszył biegiem w stronę wąskich schodów.
Kiedy tylko zszedł z murów zaczął uważnie rozglądać się po blankach. ,,Mamy za mało ludzi”- myślał wciąż przesuwając spojrzenie od wieży do wieży. Wszyscy doskonale wiedzieli, że nowy generał Białej Gwardii popełnił wielki błąd wysyłając niemal wszystkie wojska stacjonujące w kolonii na front. Jednak Czarny Mag Arcyrus poparł jego plan mówiąc, że tak dobrze obwarowanej placówce nic tu nie grozi. I jak dotąd się nie mylił. Okolica była niezwykle spokojna, co Gwardziści początkowo brali za złą wróżbę. Z czasem się jednak okazało, że w rzeczywistości panujący tu spokój był naturalny i wcale nie wróżył zagrożenia. Jednak kapitan Deemer, który stał się dowódcą wojsk Gwardii stacjonujących w kolonii, wolał na wszelki wypadek obstawić nawet zewnętrzny mur, chociaż wiedział, że nie ma na to dość ludzi. Rozmieścił więc ich tylko w pięciu strażnicach, oraz w garnizonie nad bramą. Kilku również stacjonowało na blankach, jednak w przypadku zagrożenia ich liczba nie pozwalała na realną szanse obronienia pierwszego muru.
Znacznie lepiej obwarowany był sam zamek. Już same jego umiejscowienie dawało spore szanse obrońcom. Gród był wykuty w skale, którą otaczała wąska rozpadlina. Do środka można było dostać się na trzy sposoby: przez bramę, do której prowadził zwodzony most, który po ostatniej bitwie przestał spełniać swoją funkcję. Inna droga prowadziła przez wąski przesmyk do bocznych drzwi. Ostatnia była znana jedynie najwyższym rangą ponieważ zaczynała się w zamkowych piwnicach i prowadziła tunelem daleko poza mury kolonii. Podziemny tunel był pozostałością jeszcze po dawnej fortecy, którą zniszczyły orki podczas inwazji.
Kapitan Deemer przekroczył zwodzony most i przyjrzał się szczątkom niegdyś potężnej bramy. Gdyby nie niesamowity opór Najemników magowie nie musieliby stosować się do takich metod. Okazało się jednak, że obrońcy wykazywali ogromną chęć walki. Cóż to jednak zmieniało, skoro w końcu zostali rozbici. Arcyrus zapewniał, że niemal wszyscy zginęli. Jednak doświadczony kapitan nie za bardzo mu ufał. Arcymag wydawał mu się dziwny nawet jak na czarodzieja. Czasami zachowywał się jak szaleniec, człowiek, który całkowicie postradał rozum, a innym razem był spokojny, wyrachowany i czujny, niczym łagodna bestia, która w każdej chwili może rzucić się do ataku.
Z rozmyślania wyrwały go ciężkie kroki dudniące na kamiennej posadzce. Kapitan dopiero teraz zauważył, że znalazł się w zamku. Pokręcił głową i westchnął.
-Faktycznie potrzebny mi sen- rzekł do siebie wspinając się schodami na górne piętro.
Wciąż miał w pamięci tajemniczą mgłę, która napawała go lękiem, ale zdołał już sobie przetłumaczyć, że to zapewne nic groźnego. Jednak mimo wszystko wolał udać się do głównego zwierzchnika kolonii i zarazem jedynego maga, który tu pozostał.
Roon zatrzymał się przed szerokimi drzwiami zdobionymi mosiądzem i zastukał w nie żelazną kołatką.
-Wejść- zabrzmiał głos, ale rozniósł się po korytarzu, jakby wcale nie dochodził z komnaty.
Kapitan Deemer wzruszył ramionami i pchnąwszy ciężkie wrota, przekroczył próg.
-Witaj, panie- rzekł do maga, który siedział przy dużym, drewnianym stole wertując jakieś księgi. Niegdyś ta sala była wypełniona dziełami sztuki, oraz wspaniałymi, pozłacanymi wazami. Teraz jednak mag zamienił ją w niewielką bibliotekę. Roon nawet się nie zastanawiał skąd czarodziej wziął te wszystkie regały i same księgi. Domyślał się, że już była zamieszana magia.
-Co cię do mnie sprowadza, kapitanie- zapytał czarodziej podnosząc głowę.
-Wypatrzyłem coś co mnie niepokoi- odparł kapitan starannie dobierając słowa.- To wydaje się być zwykłą mgłą, ale...
Roon urwał chcąc, by czarodziej zainteresował się jego tajemniczością. I rzeczywiście mu się udało. Mag zmarszczył brwi i wstając z fotela wyjrzał za okno. Zaraz jednak cofnął się z wyraźnym zaskoczeniem. Roon również wyjrzał na zewnątrz i zareagował niemal identycznie, jak jego zwierzchnik.
Dwaj mężczyźni popatrzyli na siebie i jednocześnie ruszyli biegiem w stronę wyjścia. Zaraz jednak coś błysnęło i Roon poczuł, że jego nogi odrywają się od podłoże. To trwało zaledwie chwilę, bo zaraz znów z impetem opadł na twardy grunt. Nie zdołał jednak utrzymać równowagi i upadł. Od razu poderwał się na równe nogi zdając sobie sprawę, że już nie znajduje się w zamku.
-Wybacz, kapitanie- rzekł mag wychylając się za blanki.- Przeniosłem nas od razu na mury.
Roon już dążył to zauważyć, ale spojrzał na czarodzieja z gniewnym błyskiem w oku. Gniew jednak zaraz mu minął, bo zauważył, że mgła już niemal otoczyła kolonię. Była tak gęsta, że nic nie dało się w niej wypatrzeć.
Czarodziej uniósł dłoń i zaczął nucić jakieś zaklęcie.
-To wygląda na najzwyklejsze zjawisko pogodowe- wyjaśnił spoglądając na kapitana.- Zaraz...
Czarodziej znów rzucił zaklęcie. Niewielka świetlista kula wystrzeliła z jego dłoni i pomknęła w stronę mętnych oparów. Mag długą chwilę stał bez ruchu, jakby czekając na jakiś znak. Kapitan Deemer zaczął nerwowo wiercić się w miejscu. Mgła była co raz bliżej. Przywódca Gwardii nie za bardzo chciał wciąż stać na murach, kiedy w końcu białe opary ich otoczą.
-Na Niebiosa!- wykrzyknął mag wzbudzając w kapitanie dreszcze.- Moja sonda została zniszczona. Coś ją unieszkodliwiło...
Ale czarodziej zamilkł, bo i wokół zapadłą niesamowita cisza. Wiatr ustał zupełnie, ale mgła wciąż się poruszała spowijając kolonię. Dziwny chłód rozniósł się w powietrzu razem z mętnym oparem. Coś było nie tak, teraz wiedzieli to wszyscy.
Nagle w powietrzu dało się słyszeć ciche trzaski, jakby ktoś nieopodal rozpalił ognisko. Zaraz potem rozległ się zgrzyt i jedno donośne ,,dum!” poniosło się po okolicy.
Kapitan widział co się dzieje, ale nim zdołał to uświadomić również czarodziejowi tuż obok niego, we mgle pojawił się czarny kształt. Z każdą chwilą kontury stawały się wyraźniejsze. W mgły wychynęła postać imponującego wojownika odzianego w błękit.
Roon Deemer krzyknął przerażony, gdy wojownik uniósł miecz. Nim jednak broń opadła kapitan poczuł na ramieniu czyjąś dłoń i znów nogi oderwały mu się od podłoża i magia poniosła go z powrotem do zamku.

Odziani w błękit wojownicy wpadli na mury tratując odzianych w zbroje strażników i ogromnym impetem. Tylna brama została w jakiś niewyjaśniony sposób wyważona dzięki czemu Najemnicy zdołali wedrzeć się do kolonii i od razu zajęli południową część zewnętrznego pierścienia. Strażnicy czuwający w strażnicach nie stawiali niemal oporu widząc gniew w oczach wojowników, których jeszcze miesiąc temu pokonali i przegnali daleko na południe. Teraz jednak ci sami wojownicy wrócili wyłaniając się z białej mgły niczym upiory, które ponoć zamieszkiwały Brunatny Wzgórza. Nienawiść tak zmieniła ich twarze, że przypominały teraz pyski okrutnych bestii. Żaden z Gwardzistów broniących południowej części zewnętrznego muru, ani czuwających nad nim strażnic nie uszedł z życiem.
Nim jeszcze upadła trzecia wieża obronna rozległ się huk i z jasnym błyskiem główne wrota zagradzające drogę do kolonii rozpadły się na setki drobnych kawałków. Zaraz potem jak czarna fala do środka wlali się orkowie tratując stojących im na drodze strażników w białych zbrojach. Długie piki pękały z trzaskiem inne wytrzymując naporu. Szczęk stali uniósł się w martwej ciszy, która zapadła po rzezi w południowej części kolonii. Zaraz jednak i tu zapadła cisza. Orki wdarły się na mury błyskawicznie zajmując strażnice. Niektórzy Gwardziści wyskakiwali przez okna wież nie chcąc nawet stanąć na przeciwko odzianych w czarne zbroje orków. Topory i miecze błyszczały purpurą.
Przerażająca horda napastników wyrżnęła wszystkich Gwardzistów nie wypuszczając żadnego z okrążenia. Kiedy nastąpił atak to Biała Gwardia miała lepsze pozycje, z których w każdej chwili mogli się wycofać. Jednak już po chwili stracili możliwość odwrotu, gdy tylko wielu orczych żołnierzy dostało się pod bramę zamkową blokując odwrót. Dugger z kilkoma wojownikami dostał się nawet do zamku, bo wciąż nie było bramy, która mogłaby zagrodzić im drogę. Gwardziści cofnęli się widząc orków w czarnych zbrojach, jednak ci zaraz zawrócili do zewnętrznego kręgu.
Pierwsze starcie dobiegło końca. Wszystkie strażnice rozjaśniły się słabym światłem, gdy zwycięscy zapalili pochodnie wywieszając na kamiennych ścianach wież chorągwie w kolorze czerni- symbol Prastarych Strażników.
W powietrze wzbił się ryk wiwatujących orków, którzy ustawili się tuż przy rozpadlinie dzielącej zewnętrzny pierścień od zamku, by wykpić swoich wrogów szyderczymi okrzykami. Tylko na południu panowała cisza, gdy Najemnicy posępnymi spojrzeniami gromili obrońców grodu. Ich błękitne szaty zdawały się same być pogardą dla bieli prezentowanej przez Gwardzistów.
Strażnicy grodu drżeli widząc twarze Najemników, które były nieruchome, jak wykute z kamienia. Tylko w oczach wciąż tliły się iskierki gniewu.

Gdy tylko kapitan Roon Deemer znalazł się z powrotem w zamku od razu ruszył biegiem w stronę murów. Chciał wydać odpowiednie rozkazy i sprawdzić, co tak w ogóle się wydarzyło. Sam nie wiedział, kto ich zaatakował, chociaż był prawie pewny, że jednak zrobili to ludzie. Nim jednak wypadł na dziedziniec usłyszał potworny huk i okrzyki, które musiały należeć do orków.
Cały mokry od potu wybiegł na dziedziniec, ale zaraz cofnął się widząc kilka odzianych w czerń zielonoskórych potworów, które właśnie przekraczały bramę zamku. Gwardziści odruchowo cofnęli się w tył, ale orki nie kontynuowały natarcia.
Kapitan wyciągnął miecz i ruszył w stronę bramy.
-Do boju!- krzyczał, ale jego wołanie nikło we wrzaskach orków.- Za wszelką cenę macie strzec bramy!
Gwardziści zmotywowani zachowaniem przywódcy zaraz wrócili na stanowiska blokując wejście długimi pikami.
-Nikt nie może przekroczyć tych wrót!- rozkazał Deemer patrząc prosto w oczy jednemu z żołnierzy.
Zaraz potem wbiegł na mury i przyjrzał się temu, co działo się w zewnętrznym pierścieniu. Teraz jednak nic już nie zauważył. Orki podchodziły pod rozpadlinę wykrzykując jakieś obelgi w swoim języku zaś z drugiej strony nie słychać było nawet najmniejszego szmeru. Nagle, jak na rozkaz, orki również zamilkły. Zapadła dzwoniąca w uszach cisza.
Kapitan zauważył, że mgła już dawno się rozwiała i teraz wszystko mógł wyraźnie dostrzec. Na strażnicach paliły się pochodnie, które wyraźnie oświetlały czarne chorągwie, które zastąpiły srebrno-złote flagi Gwardii.
Roon wiedział, że już nie zdołają opuścić grodu, chyba, że tajnym przejściem, które znajdowało się gdzieś w zamkowych piwnicach. On jednak nie miał zamiaru opuszczać swoich żołnierzu nawet w obliczu śmierci. Zastanawiał się tylko, czy nie powinien targować się o życie własnych ludzi i swoje. Może wciąż istniała szansa zakończenia bitwy bez dalszego przelewu krwi. W końcu znajdujący się w zamku wojownicy nie mieli powodów do podjęcia walki. Kolonia należała do Arcyrusa, a oni nawet nie wiedzieli, do czego była potrzebna Czarnemu Magowi. Po cóż mieliby więc przelewać krew za sprawę, która tak na prawdę ich nie dotyczyła. Jednak kiedy doświadczony kapitan patrzył na zwarte szeregi orków wątpił, by jakiekolwiek pertraktacje były możliwe.

Terkh siedział na gruzie jednego z zawalonych budynków przypatrując się wysokim murom. Z daleka gród wcale nie wydawał się tak potężny, ale w rzeczywistości był warownią, której nie dało się z dobyć z marszu. Potężne, kamienne ściany były ustawione pod kątem, by pociski z balist nie wyrządzały im tak wielkich szkód, jak zwyczajnym, pionowym murom. Jedna, jedyna baszta była niemal tak wysoka, jak sam zamek, przez co górowała nad całym dziedzińcem. Łucznicy z jej szczytu mogli skutecznie razić napastników strzałami i bełtami. Sam zamek był również usiany wieloma balkonami i wizjerami strzelniczymi.
Ale orczy szaman wiedział, jak skutecznie uderzyć na Gwardzistów. Im brakowało tylko jednego, chęci do walki, co Terkh zamierzał wykorzystać. W prawdzie to nie była jego walka, ale nie mógł pozostawić Grave'a bez pomocy.
-Wodzu- do starego szamana podszedł Dugger skłaniając przed nim głowę.- Wszystko jest już gotowe. Nasi zwiadowcy odnaleźli szyb, o którym wspominał Ghrev. Droga jest wolna.
Terkh pokiwał głową.
-Doskonale- rzekł wstając.- Teraz tobie przypada dowodzenie oblężeniem. Rozstaw naszych wojowników wokół zamku i nie pozwól, by ktokolwiek zdołał się stąd wymknąć.
-Tak, wodzu- Dugger skinął głową i nie zadając żadnych pytań zniknął w mroku.
Noc już zapadła, nadeszła pora na działanie.

-To niemożliwe!- wykrzyknął kapitan i wyrżnął ręką w drewniany stół, za którym siedział czarodziej.- Nasi ludzie nie są w stanie przebić się przez oblężenie, a na pewno nie zdołają odbić zewnętrznego pierścienia z rąk orków. Ile razy mam to powtarzać.
-Nie chcę by wciąż mi pan to powtarzał, ale by wykonał pan mój rozkaz, kapitanie- odparł mag pochylając się w fotelu.- Jeżeli ty nie potrafisz pokierować swoimi wojownikami, będę musiał zmienić kapitana.
Roon warknął gniewnie i dobył miecza, ale nim wyciągnął broń jakaś siła rzuciła go na ścianę. Potężne uderzenie pozbawiło go tchu. Kapitan upadł na zimną posadzkę.
-Nie będę tolerował pańskich wybryków, kapitanie- syknął mag podnosząc się z fotela.- Zostałem tu mianowany przez samego Arcyrusa zarządcą i to ja wydaje panu rozkazy. Więc albo pan poprowadzi szarżę, albo osobiście stąd pana wyrzucę za mur.
Kapitan powoli wstał z podłogi wciąż gromiąc czarodzieja spojrzeniem. Już chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, gdy do komnaty wpadł jeden z Gwardzistów ciężko dysząc.
-Kapitanie- wyjąkał do dowódcy.- Najemnicy odstąpili. Teraz otaczają nas tylko orki, ale i ci cofnęli się znacznie. Ich linia obrony rozciągnęła się, bo teraz muszą pilnować całego zamku.
-Znakomicie- wtrącił się mag nim jeszcze Roon zdołał otworzyć usta.- To znakomita pora by poprowadzić kontratak. Jakie jest twoje imię i ranga, żołnierzu.
Młody wojownik uniósł brwi zaskoczony.
-Porucznik Lyet Green melduje się na rozkazy, panie- odparł rzucając dziwne spojrzenie kapitanowi.
-Doskonale- zawołał mag kładąc rękę na ramieniu młodego wojownika.- Awansuje cię więc do stopnia kapitana. Poprowadzisz kontratak.
Porucznik chciał odpowiedzieć, ale mag już wypchnął go za drzwi.
-To wielki zaszczyt, kapitanie, spełnij dobrze swój obowiązek- dodał jeszcze i zamknął ciężkie wrota.
Potem znów wrócił na swój fotel.
-Widzisz, kapitanie- rzekł zwracając się znów do Roona.- Zawsze znajdzie się ktoś, kim mogę zastąpić ciebie. Teraz to ów młody żołnierz jest dowódcą, a ciebie degraduję do stopnia porucznika. Możesz odejść.
I nim były kapitan cokolwiek odpowiedział, drzwi same się otworzyły i ponownie jakaś tajemnicza siłą wypchnęła go na zewnątrz. Wrota zatrzasnęły się z hukiem tak pustym, jak słowa czarodzieja, który nie miał żadnego pojęcia o wojnie.

Meren nie widział praktycznie nic w absolutnych ciemnościach, jakie go otaczały. W oddali przed sobą dostrzegł tylko słaby błysk pochodni Grave'a, który prowadził pochód. Młodzieniec baczył jedynie na to, by nie potknąć się o jakiś skalny występ. Niegdyś podłoga ciemnego musiała być gładka i równa, ale czas dokonał już zniszczeń nawet tu, pod ziemią. Najemnicy już kwadrans wędrowali zgarbieni przez ciemny tunel prowadzeni przez swego wodza. Na powierzchni pozostał jedynie Reg, który wciąż kurował się po odniesionych obrażeniach w poprzedniej bitwie o kolonię.
Meren niemal wpadł na idącego przed nim Sartusa, gdy pochód zatrzymał się gwałtownie. W tunelu rozległy się szmery zadawanych szeptem pytań. Mimo, że nikt nie udzielił na nie odpowiedzi wszyscy już domyślali się, że w końcu dotarli na miejsce. Na czele kolumny dało się dostrzec imponującą postać Terkha, która co chwila przysłaniała blask pochodni. Merenowi wydawało się nawet, że dostrzegł wysokie, żelazne drzwi prowadzące do wnętrza zamku. Zaraz jednak zasłonił go wódz orków.
-Jak on chce otworzyć takie wrota?- młody Najemnik posłyszał za sobą czyiś szept.- Tym razem magiczny ogień nie wystarczy.
I nagle, jakby w odpowiedzi na wątpliwości Najemników, rozległ się huk eksplozji. W wąskim korytarzu pojawiły się płomienie, ale zaraz potem cały tunel zapełnił się gryzącym pyłem.
-Naprzód!- rozbrzmiał gdzieś głośny okrzyk Grave'a.
Merenowi wydawało się, że w oddali zamigotało światło pochodni, ale nim zdołał się temuM przyjrzeć już ściśnięty tłum ruszył biegiem w stronę nowo powstałego otworu. Młodzieniec nawet się nie spostrzegł, gdy zmieniło się podłoże i zamiast gryzącego dymu otoczyło go światło. Odruchowo wyciągnął miecz unosząc go na tyle wysoko, by to na żelazną głownię spadło ewentualne uderzenie.
Rozległy się krzyki, szczęknęła stal i znów krzyki, ale tym razem spowodowane bólem. Meren począł się cofać i zatrzymał się dopiero, gdy poczuł na plecach dotyk zimnej ściany. Przetarł oczy starając się pozbyć się z nich pyłu. Zamrugał kilka razy i niemal się uśmiechnął widząc, że wzrok mu się poprawia.
Dostrzegł, jak Grave powala jednego z Gwardzistów i rozrąbuje mu krtań. Poza tym jednym na posadzce leżały ciała jeszcze trzech innych zabitych.
-Rozdzielamy się na grupy!- zawołał Grave.- Wszyscy wiecie, co macie robić.
Meren pognał w stronę wodza. Znajdował się w jego grupie, która miała za zadanie dostać się do komnaty zarządcy kolonią. Pozostałe dwie grupy miały oczyścić z nieprzyjaciół pierwsze i drugie piętro jednocześnie umacniając tam swoje pozycje. Operacja miała przebiec bardzo szybko, a jej głównym atutem miało być zaskoczenie.
Meren ruszył za Najemnikami ze swojego oddziału wspinając się po stromych schodach, który miały wyprowadzić ich z piwnicy. I faktycznie dotarli do okrągłej, szerokiej komnaty, jednak już tutaj czekała na nich niespodzianka. Gwardziści pod dowództwem człowieka w średnim wieku z odznaczeniami kapitana zabarykadowali się na schodach wysuwając piki i włócznie zza pospiesznie wykonanej barykady.
Ale i tak zwarte umocnienia nie mogły zatrzymać Grave'a, który teraz miał przed oczami tamte chwile, gdy zginął Harper i inni jego podwładni. Nim ktokolwiek zdołał zareagować wódz Najemników złapał się drewnianej balustrady i przesadziwszy ją znalazł się za obrońcami. Gwardziści nie sądzili, że ktokolwiek odważy się na tak śmiały krok. Teraz jednak widzieli kim był ów śmiałek. Jedynie kapitan doskoczył do wodza Najemników zasypując go gradem ciosów. Pozostali strażnicy stali jednak bez ruchu, jakby zastanawiając się, czy pomóc dowódcy, czy lepiej wycofać się gdzieś i przegrupować. Nie mieli jednak czasu na dokonanie właściwego wyboru, bo widząc ich dezorientację Najemnicy ruszyli do natarcia. Kilku z nich wspięło się również przez balustradę, a pozostali długimi susami przesadzili wąską barykadę i zaatakowali od frontu.
Kolejny raz tej nocy zadźwięczała stal. Żelazne głownie zderzały się z białymi pancerzami Gwardii wycinając w nich siwe szramy. Meren runął na jednego ze strażników, ale w tak bliskim kontakcie jego miecz nie nadawał się do użytku. Młodzieniec kątem oka dostrzegł pochwę z puginałem wiszącym u pasa przeciwnika. Błyskawicznie sięgnął po niego i wbił Gwardziście pomiędzy płyty zbroi. Wojownik krzyknął, ale jego wołania zagłuszył głośny trzask, a potem łoskot.
Drewniana balustrada ustąpiła i napierający na nią wojownicy w ciężkich zbrojach runęli na podłogę rysując barwną boazerię. Jeden z Najemników również spadłby ze schodów, ale w porę złapał go Tavius.
Meren spojrzał, jak Grave kopnięciem odrzuca swojego przeciwnika, który ku zaskoczeniu odzianych w błękit wojowników, wciąż opierał się ich wodzowi. Grave jednak nie czekał, nim kapitan się podniesie. Z okrzykiem ,,Schody wzięte!” ruszył w stronę drugiego i ostatniego piętra.
Meren roześmiał się podejmując okrzyk przywódcy. Zwycięstwo było już w zasięgu ręki.

Roon Deemer runął na kamienną posadzkę czując, że traci dech. Przetoczył się dalej starając się uniknąć kolejnego ataku słynnego Grave'a... ale owe ciosy nie spadły. Były kapitan przeturlał się na plecy i dostrzegł falę błękitu, która właśnie wdzierała się schodami na drugie piętro. Powoli podniósł się na klęczki, a potem stanął na chwiejnych nogach. Jego podkomendni również gramolili się z podłogi, ale niektórzy nie byli już do tego zdolni. Ich martwe ciała broczyły krwią leżąc na schodach powykrzywiane w groteskowych pozach.
-Do... mnie!- zawołał Roon unosząc miecz i machając nim nad głową.
Ale nim słowa rozkazu dotarły do zmęczonych umysłów jego żołnierzy znów rozpętało się piekło. Kolejna grupa odzianych w błękit wojowników wypadła z korytarza prowadzącego do piwnicy. Tym razem jednak Gwardziści nawet nie próbowali stawiać oporu. Od razu rzucali broń na ziemię i padali na kolana. Ale o dziwo Najemnicy wcale się nie zatrzymali. Klingi zabłysły unosząc się do góry i gdy opadły w powietrze wzbiła się purpurowa fontanna. Nagle zawrzało i kilku odzianych w błękit wojowników poleciało do tyłu.
-Stać!- wrzasnął jeden z nich wychodząc przed szereg.- Nie jesteśmy rzeźnikami, przeklęci głupcy! Już całkiem postradaliście rozumy. Weźcie się w garść! Pilnować ich tutaj. Ja zbiorę grupę i ruszę pod główne wrota. Musimy je zabezpieczyć, by nie przybyło wsparcie z zewnątrz.
Rozległy się ciche potwierdzenia i tupot nóg. Roon wycofał się w głąb niewielkiego holu, który prowadził do kolejnych schodów. Te zaś wspinały się w górę ku ostatniemu piętru cytadeli. Doświadczony Gwardzista ukrył się w holu i odwrócił się.
-Nie dam ci uciec, Najemniku- syknął przez zaciśnięte zęby.- Nie jesteś niepokonany, Grave.

Grave pierwszy wpadł na ostatnie piętro, ale zdziwił się, gdy zauważył, że nikt nie zagradza mu drogi. Ten poziom był całkowicie wyludniony.
-Nie ma nikogo!- niemal wykrzyknął Leonard stając obok wodza. Był niemal cały okryty grubą warstwą krwi.
-Jesteś zawiedziony?- zapytał Grave spoglądając na towarzysza.
Leonard chciał chyba pokręcić głową, ale tylko zwiesił ją na piersi.
-Tak, wodzu- odparł.- Zawładnęła mną chęć zemsty.
-Jak i mną- odparł Grave z żalem w głosie.- Ta bitwa to test na nasze człowieczeństwo. Obyśmy zdali go bez zastrzeżeń.
I w mgnieniu oka smutek zniknął z jego twarzy, a jego miejsce zastąpiła zawziętość. Wódz pierwszy ruszył szerokim korytarzem w stronę widocznych już z oddali drzwi do komnat zarządcy. Wszyscy wiedzieli, że muszą się spodziewać czarodzieja, bo ostrzegł ich o tym Terkh, który obiecał również, że zatrzyma go w kolonii na jakiś czas.
Grave zatrzymał się przed pięknymi wrotami i kopnął w nie z całej siły jednak drzwi nie drgnęły nawet, jakby nagle zamieniły się w kamienną ścianę.
-Na nic się zdadzą twoje tanie sztuczki magu- krzyknął wódz unosząc miecz.- Idę po ciebie!
I z impetem wbił miecz aż po rękojeść w drewniane wrota. Magiczne zaklęcie, które je osłaniało prysnęło natychmiast po zetknięciu z ostrzem Pustynnego Wiatru. Leonard pierwszy przyskoczył do przywódcy z impetem uderzając w drzwi. Pozostali Najemnicy zaraz poszli jego śladem. Zamek ustąpił i wojownicy w błękicie wpadli do komnaty zarządcy. Czarodziej nie czekał, aż napastnicy zdołają się pozbierać. Wykrzyczał krótkie zaklęcie i z jego dłoni wystrzeliły jęzory ognia. Najemnicy cofnęli się z okrzykiem trwogi, ale Grave uniósł tylko miecz patrząc, jak płomienie rozpraszają się w zetknięciu z jego bronią.
-Nie!- krzyknął mag cofając się najdalej, jak mógł, ale jego możliwości ograniczało okno, znajdujące się za stołem zarządcy.- Nie możecie mi nic zrobić. Jestem tutaj posłańcem. Władam kolonią z jego rozkazu.
-Czy nadał ci ją tego samego dnia, którego zakończyła się bitwa?- zapytał Grave, ale w jego głosie słychać było lodowaty gniew.
-Tak, nadał mi tą kolonię, gdy tylko zakończyła się bitwa- odparł czarodziej mają nadzieję, że rozmowa opóźni, albo anuluje wyrok, który widział w oczach wojowników w błękicie.
-Dobrze- Grave opuścił miecz i pokiwał głową.- Przyznałeś się więc, że brałeś udział w batalii, która zabrała życie kilku moich ludzi.
-Tak... nie!- czarodziej wydawał się kurczyć, gdy podchodził do niego rosły wódz Najemników.- To wszystko nie tak, jak myślisz. Gdybym nie walczył, Arcyrus zabiłby mnie jeszcze w trakcie bitwy. Miałem wybór, albo zabijać, albo zostać zabitym.
Grave zatrzymał się tuż przed stołem i wsparłszy się o blat ponownie pokiwał głową.
-Rozumiem, nie miałeś wyboru- rzekł, chociaż słychać było, że ledwo panuje nad głosem.- Broniłeś własnego życia.
Wódz opadł na krzesło, które stało przed stołem i odetchnął.
-Wiesz, magu...- zaczął niemal szeptem.- Kiedy szliśmy tu, by znów zdobyć gród, który kojarzył nam się tylko ze śmiercią najbliższych otaczała nas mgła. Niemal nic nie widzieliśmy.
Czarodziej zmarszczył brwi zaskoczoną nagłą zmianą tematu.
-Możesz usiąść- Grave wskazał fotel po drugiej stronie stołu, ale mag nie skorzystał z oferty.- Cóż, sam widziałeś, jak ciężko było cokolwiek dostrzec w tych oparach- ciągnął wódz z niezwykłym spokojem. Tylko ręka zaciśnięta na rękojeści Pustynnego Wiatru drżała, jakby czekając tylko na pretekst, by unieść miecz.- Wiesz, że nie widziałem nawet twarzy towarzysza, który szedł tuż za mną?
Grave roześmiał się, ale jego śmiech był twardy niczym wykuta z lodu klinga. Echo zabrzmiało w niewielkiej salce mrożąc krew w żyłach.
-Czy to nie śmieszne?- zapytał Grave widząc, że mag nawet się nie uśmiechnął.
-Ach!- czarodziej cicho zaskomlał, co miało być chyba śmiechem.- Śmieszne...
Mag wyglądał, jak zwierze, jak gad przyparty do muru, który za wszelką cenę ratuje swoje życie, które miało być żałosnym końcem równie żałosnej istoty.
-Ale wiesz, nie wszystko było niewidoczne!- krzyknął Grave i drgnął podrywając się krzesła, by zaraz znów na nim usiąść.- Kiedy tak szliśmy dostrzegliśmy w dość dużej odległości niewielkie, lecz strome wzgórze. I wszystko byłoby ok, gdyby nie było czarne, jak popiół i tuż obok niego, nie wetknięto w ziemię głowy nabitej na pal. Nawet smród wyczuliśmy. A i jeszcze coś...
Grave znów się zaśmiał, ale jego głos prędko zamienił się w upiorny jęk. Wiatr załomotał w szybę.
-Wiesz, że rozpoznałem tą głowę- ciągnął wódz Najemników.- Niegdyś należała do mojego przyjaciela, Galzaga.
Grave roześmiał się, lodowaty wiatr przebił się przez szczeliny w szybie i zachwiał płomieniem niewielkiej świecy, która stałą na biurku.
-Nie!- wrzasnął mag tak przerażony, że aż wgramolił się na wąski parapet starając się uciec oprawcom.- To nie ja!
-To ty- odparł spokojnie Grave potrząsając głową.- To ty!
Jego okrzyk ugodził w czarodzieja niczym błyskawica. Mag wykrzyknął formułę i z jego rąk wystrzeliła ognista kula godząc w Grave'a. Ten nie zdążył jej odbić i runął na podłogę ugodzony w pierś. Z tłumu zaskoczonych Najemników wypadł Leonard. Iskry w jego oczach lśniły dziko. Miecz świsnął głośniej od lodowatego wiatru bijąc w szybę. Klinga rozpłatała pierś czarodzieja. Leonard wykonał krótki piruet i z impetem wyrżnął żelazną głownią w szyję maga. Głowa z łoskotem wylądowała na stole brocząc krwią.
Młody Najemnik cofnął się i zadrżał konwulsyjnie. Spojrzał na wodza. Miecz z brzękiem wypadł mu z ręki.
-Zdałem test- rzekł i wyszedł z komnaty.
Sob 17:52, 18 Wrz 2010
yoko
Mentor
Mentor



Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z szarego papieru
Płeć: kobieta

Post
Cytat:
Kapitan Roon Deemer odetchnął głęboko świeżym, wieczornym powietrzem patrząc, jak z ust wydobywa się biała para

To nadal bez przecinków przed imiesłowami przysłówkowymi? Smile

Cytat:
jak jemu samemu przybywa zmarszczek lecz jednocześnie ubywa włosów na głowie

Po ,,zmarszczek''.

Cytat:
choć ci robili co mogli, by ukryć to przed wzrokiem zwyczajnych ludzi.

Po ,,robili''. Chyba, tak mi się wydaję.

Cytat:
Ale strażnik nic nie odpowiedział wciąż stojąc nieruchomo jak posąg wspierając się na długiej włóczni.

No tu już musi być przecinek, prawda?

Na dzisiaj koniec. Sama piszę i póki co oderwę się od czytanie tego rozdziału Smile
Język jak zwykle na najwyższym poziomie, styl - majstersztyk.
Ale to już wiesz, prawda? Very Happy

Cytat:
Z rozmyślania wyrwały go ciężkie kroki dudniące na kamiennej posadzce. Kapitan dopiero teraz zauważył, że znalazł się w zamku. Pokręcił głową i westchnął.

A to dla mnie, żebym nie szukała, gdzie skończyłam Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez yoko dnia Sob 19:50, 18 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Sob 19:49, 18 Wrz 2010 Zobacz profil autora
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
No to lecimy. Może uda się całość sprawdzić? Piszesz dobrze, nie powinno być problemów...

Cytat:
przybywa zmarszczek lecz jednocześnie ubywa włosów na głowie.

Możliwe, że yoko już wyłapała, ale nie ma przecinka przed "lecz".

Cytat:
czy byli to ludzie, czy orki, czy krasnoludy.

Hmmm. Mam dwie propozycje, wybierz którąś, albo pomieszaj - Twoja wola.
a) Nie ważne, czy byli to ludzi, orki, czy krasnoludy.
b) czy byli to ludzie, orki, czy krasnoludy.
Główny błąd to niepotrzebne powtórzenie "czy" przy wymienianiu.

Cytat:
Cóż to im jednak pomagało, skoro i tak wielu z nich nie dożywało setki.

W czym im to jednak pomagało?, albo Czy im to jednak pomagało?

Cytat:
To był kolejny dowód, jak łatwo można było omamić ludzkie oko.

Był, było... To był kolejny dowód, jak łatwo omamić ludzkie oko.

Cytat:
-Nie widzisz!- syknął Roon Deemer.- Mgła.

Nie widzisz?!(zjadłeś znak zapytania. To dlatego non stop o coś pytasz...)

Cytat:
to jeszcze posuwa się w naszą stronę z niesamowitą prędkością.

Skąd on to wie? Wie tylko, że się pojawiła, nie ma zdjęć satelitarnych:)

Cytat:
najwyższym rangą

Przydałoby się słówko określające osobę, np. dowódców, sierżantów itp., bo brzmi trochę niepełnie.

Cytat:
Kapitan Deemer przekroczył zwodzony most i przyjrzał się szczątkom niegdyś potężnej bramy.

Myślałem, że był rozwalony... Ale ok, to Twój świat. Pamiętam tą bitwę z drugiej strony, nigdy nie poznałem pana Deemera(i nie wiedziałem, że Przepowiadacze Pogody to powszechny "zawód"), może może lewitowaćSmile

Cytat:
Cóż to jednak zmieniało, skoro w końcu zostali rozbici.

Znak zapytania? Chyba powinien być.

Cytat:
wspinając się schodami na górne piętro.

Wspinając się po schodach.

Cytat:
Domyślał się, że już była zamieszana magia.

??? Trochę niezrozumiałe, może: Domyślał się jednak, że była w to zamieszana magia.

Cytat:
-Co cię do mnie sprowadza, kapitanie- zapytał czarodziej podnosząc głowę.

Pytanie, więc i pytajnik powinien być. Komentarz wyżej postawiłem trzy, możesz jeden wziąćSmile

Cytat:
Roon poczuł, że jego nogi odrywają się od podłoże.

Od podłożA.

Cytat:
bo zaraz znów z impetem opadł na twardy grunt.

Może: Bo po chwili(...)

Cytat:
Roon już dążył to zauważyć,

Zdążył.

Cytat:
Mgła była co raz bliżej.

Coraz. Razem.

Cytat:
Przywódca Gwardii nie za bardzo chciał wciąż stać na murach, kiedy w końcu białe opary ich otoczą.

Trochę zbyt potocznie.

Cytat:
Odziani w błękit wojownicy wpadli na mury tratując odzianych w zbroje strażników i ogromnym impetem.

Powtórzenie "odziani". Możesz użyć zakutych w zbroje.

Cytat:
zamieszkiwały Brunatny Wzgórza.

Brunatne Wzgórza.

Cytat:
z trzaskiem inne wytrzymując naporu.

Nie wytrzymując naporu.

Cytat:
która zapadła po rzezi w południowej części kolonii. Zaraz jednak i tu zapadła cisza.

Podwójnie "cisza" i "zapadła".
Cytat:

Dugger z kilkoma wojownikami dostał się nawet do zamku, bo wciąż nie było bramy, która mogłaby zagrodzić im drogę.

Hm? A nie mostu zwodzonego?

Cytat:
chorągwie w kolorze czerni- symbol Prastarych Strażników.

, które były symbolem Prastarych Strażników

Cytat:
opuszczać swoich żołnierzu

Żołnierzy.

Cytat:
wykrzyknął kapitan i wyrżnął ręką w drewniany stół, za którym siedział czarodziej.

Wow, on jest w dwóch miejscach na raz? Walczy przy bramie i gada z magiem? Przed chwilą nie chciał opuszczać wojowników.

Cytat:
Ile razy mam to powtarzać.

Znak zapytania.

Cytat:
Porucznik chciał odpowiedzieć, ale mag już wypchnął go za drzwi.

Teraz to już kapitan, więc może "świeżo upieczony kapitan..."

Cytat:
Niegdyś podłoga ciemnego musiała być gładka i równa,

Ciemnego czego?

Cytat:
Zaraz jednak zasłonił go wódz orków.

Je. Te drzwi.

Cytat:
temuM

Hm... To wygląda na NIS. Niekontrolowaną Interwencję Shifta. ZaprotokołowaćSmile

Cytat:
Młodzieniec nawet się nie spostrzegł, gdy zmieniło się podłoże i zamiast gryzącego dymu otoczyło go światło.

Co się zamieniło w podłoże?

Cytat:
Doświadczony Gwardzista ukrył się w holu i odwrócił się.

Powtórzenie "się".

Cytat:
kopnął w nie z całej siły jednak drzwi nie drgnęły nawet,

kopnął w nie z całej siły, jednak drzwi nawet nie drgnęły.
Przecinek i szyk.

Cytat:
I wszystko byłoby ok,

Ok? Może dobrze? To fantasy, towarzyszu:)


No, koniec.

Tekst fajny, myślę, że lepszy od tej poprzedniej wersji, którą mi przesłałeś.
Co tu więcej mówić - parę błędów było, wypisałem je powyżej. Na pewno tekst wciągnął i nie znudził, bo nawet nie czułem, ile czasu minęło, kiedy go czytałem.
A jeśli chodzi o łatwość czytania - naszą skalą:
Cały tekst - ślizgawka z elementami równin, a ostatni fragment ze szturmem na maga - MAJSTERSZTYK! To nie był obłoczek - to był prom kosmiczny z napędem plazmowo - jonowym, zasilanym wspaniałą mocą Twojej prozy:)

Tyle. Bardzo dobrze, daję... 9,5/10, bo parę niedociągnięć było.[/quote]


Post został pochwalony 0 razy
Sob 20:36, 18 Wrz 2010 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Wielkie dzięki!
O to właśnie chodziło! Nie mogłem pozwolić, by została jakaś beznadziejna wersja. Poza tym jeszcze raz dzięki, za poświęcenie sporej ilości czasu, bo na pewno trochę to potrwało nim wszystko sprawdziłeś. I jeszcze raz dzięki, tak przy okazji ;D

Teraz muszę tylko jechać dalej, żeby nie zmarnowało się, to, co już stworzyłem.

I teraz dzięki jeszcze Tobie Yoko. Jeszcze kilkakrotnie podziękuję, jak tylko skończysz. W każdym razie dzięki wszystkim, którzy to sprawdzali.

I jeszcze raz Tobie, Young, bo przecież to w jakiejś mierze dzięki Tobie napisałem.

Także ponownie dzięki i życzę weny, mogę nawet swojej nieco pożyczyć ;D


PS I jeszcze raz dzięki ;D
Sob 20:53, 18 Wrz 2010
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
I jeszcze raz Tobie, Young, bo przecież to w jakiejś mierze dzięki Tobie napisałem.

Nie, nie, nie. Dzięki mnie napisałeś lepszą wersję, tamta też by uszła, ale do tej się nie umywa.


A wenę zachowaj, skoro tak dobrze Ci idzie, to chociaż dokończ Najemników.
Ja jakoś podołam, bo po zastoju zaczyna pozostawać tylko ślad, coraz lepiej idzie.


Post został pochwalony 0 razy
Sob 21:18, 18 Wrz 2010 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Nie, nie, nie (tym razem ja sobie pozaprzeczam ;D). Ja Ci wenę i tak przyślę.

Proszę czekać, trwa wysyłanie...

32%

60%

75%

88%

91%

99%











ERRROR

Nie no kur... co za czasy!

Jeszcze raz... ;D
Sob 21:25, 18 Wrz 2010
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
Haha... No nie wierzę, doszłaSmile
Trochę poobijana przez serwer, ale jest. Dzięki, trochę popiszę i odeślę, ale to już bezpośrednio i standardowo - pocztą... albo kurierem, bo wiadomo jak poczta działa...


Post został pochwalony 0 razy
Sob 21:38, 18 Wrz 2010 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Ok, przyjmę z chęcią, bo się przydaje ;D
Sob 21:49, 18 Wrz 2010
Villemo26
Pisarzyna
Pisarzyna



Dołączył: 11 Wrz 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarszewy
Płeć: kobieta

Post
Przeczytałam całość i spodobało mi się Very Happy
Nie będę Ci wytykała błędów, bo nie zwracałam na nie uwagi, poza tym, Yoko i Young wszystko sprawdzili :d
Oby tak dalej ;*
Mam nadzieję, że już niedługo dodasz kolejny rozdział Wink


Post został pochwalony 0 razy
Sob 22:12, 18 Wrz 2010 Zobacz profil autora
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
Oddaję wenę, bo Twoja obudziła moją, a dwie na raz zaspokoić... sam wiesz:)
Więc w związku z tym, że miała iść kurierem, to dzisiaj rano powinna dojść. Piszą, że do 12.00...

Dzięki za wenę i pisz jak najwięcej, bo Ci do nieźle wychodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 8:23, 19 Wrz 2010 Zobacz profil autora
Don Self
Geniusz
Geniusz



Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: mężczyzna

Post
Lux! Mam pytanie co do objętości twoich NAJEMNIKÓW. Ciekawi mnie: ile napisałeś słów tej powieści? Ile stron? I czy piszesz znormalizowanym maszynopisem?


Post został pochwalony 0 razy
Śro 21:28, 22 Wrz 2010 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Nie, nie piszę znormalizowanym. Ciągnę normalnie czcionka 12 itp. I mam już 204 strony, co mnie bardzo cieszy. Ile słów... a zaraz sprawdzę ;D 108136, a znaków 709829. Całkiem chyba nieźle ;D A będzie więcej.
Śro 21:31, 22 Wrz 2010
Villemo26
Pisarzyna
Pisarzyna



Dołączył: 11 Wrz 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarszewy
Płeć: kobieta

Post
108136 słów?
Dios Mio xD WoW!
Wolę nie wyobrażać sobie tych znaków, bo duszno się zrobi xd
Nie no, ogółem DUŻO!


Post został pochwalony 0 razy
Śro 22:13, 22 Wrz 2010 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Powieści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin