Forum Napiszemy   Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Odłamek Bogów: Znak Mocy - tom I
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Powieści Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Odłamek Bogów: Znak Mocy - tom I
Autor Wiadomość
Gość







Post Odłamek Bogów: Znak Mocy - tom I
Pisaliście, że mam zamieścić, więc zamieszczam. Uwaga, bo czyste fantasy Very Happy

I wiem, prolog taki sobie, ale to jest wersja bardzo pierwotna. Mam w planach napisanie jakiegoś bardziej kompetentnego prologu Very Happy


Prolog

Gdy świat został stworzony przez dwóch wrogich bogów – smoka Gvarieena i demona Vixerena – panował na nim chaos. Każdy stworzył cztery rasy: ludzie, krasnoludy, centaury i driady znalazły się pod opieką Gvarieena, a orkowie, trolle, nieumarli i olbrzymy oddawały cześć Vixerenowi. Z tego dzieła stworzenia powstał jeszcze jeden lud – elfy. Były one jednak tak rozdarte mentalnie, że rozpadły się na dwie cywilizacje – elfy leśne i upadłe.
Przez wiele lat, przez które rasy rozwinęły się cywilizacyjnie, toczyły się wojny. Ponieważ bitwy bardziej szkodziły niż pomagały, Gvarieen i Vixeren stworzyli dla każdego ludu własnego boga i obdarzyli każdego z nich władzą nad innym rodzajem magii. Jakiś czas bogowie trzymali na wodzy zachowanie swoich podopiecznych, lecz nie trwało to długo. Wszystko upadło wiele lat temu...

W Allandorze panowały wojny międzyrasowe, więc władcy dziesięciu ludów podpisali Wielki Pakt, mający położyć kres konfliktom. Zakładał on, że każda rasa jest równa i ma takie same prawa. Pomimo Paktu, rasy utworzyły dwa „obozy”. Swoich traktowano przyjaźnie, a przeciwnych zaledwie z tolerancją, i to w niewielu momentach. Zdarzały się jednak przypadki przyjaźni do wszystkich ras, jednak były one bardzo rzadkie. Znacznie częściej knowano przeciwko innym. Właśnie w takim świecie, ogarniętym spiskami, podstępami i nienawiścią urodziła i wychowała się Draga...



Rozdział I
Świątynia pełna sprzeczności


Od samego początku wiedziała, że nie jest to dobry pomysł. Nie miała jednak wyjścia. W tym wypadku ucieczka była możliwie najlepszym rozwiązaniem. Nie pomyślała wtedy jednak o konsekwencjach – od kilku dni nie jadła, a ostatni napad orków w czasie postoju wcale jej nie wzmocnił. Miała już szczerze dość tych wszystkich zawadiaków. Nie, żeby nie dawała sobie z nimi rady – po prostu jeszcze bardziej ją męczyli, a co gorsza – była już mocno zirytowana. Te sześć tygodni wyczerpało ją bardziej, niż mogła sobie wyobrazić – nie miała nawet pojęcia, że aż tyle części jej ciała może boleć w tym samym czasie.
Teraz myślała, że nie starczy jej sił, żeby przedostać się do gościńca. Niskie i gęste krzaki stawiały opór obecnym możliwościom dziewczyny, lecz jednak znalazła w sobie dość sił, by się z nich wydostać. Wyczerpana, padła bez ruchu obok drogi.
Długie, falowane blond włosy rozsypane miała w nieładzie. Jasna twarz, zazwyczaj czysta i zadbana, teraz była pobrudzona kurzem i pyłem. Półprzymknięte, zielone oczy pozbawione były wyrazu i wskazywały na skrajne zmęczenie dziewczyny. Ubranie nosiło ślady długiej podróży – lniana koszula i skórzana kamizelka były wystrzępione, a spodnie nadawały się wyłącznie do wyrzucenia.
Nie miała pojęcia, jak długo tam leżała. Przez jej umysł przewinęło się wiele myśli, lecz dominowało w nim poczucie winy i lekki, nie do końca uzasadniony strach. Nagle wzdrygnęła się, słysząc szelest deptanych liści. Lekko rozchyliła powieki, lecz niczego nie dostrzegła. W tym momencie dobiegł do niej głos – głos najbardziej znienawidzonej przez nią osoby na świecie:
- Witaj, droga Drago! Naprawdę, nie spodziewałem się ciebie tutaj ujrzeć!
Dziewczyna przetoczyła się na brzuch, jęknęła ze zmęczenia i spojrzała na wysokiego chłopaka. Na oko miał szesnaście lat, jednak wiedziała, że jest starszy. Krótkie, kruczoczarne włosy, oczy koloru hebanu, przypominające głębokie studnie oraz drwiący uśmiech utwierdzały w przekonaniu, że nie jest on dobrym towarzyszem podróży. Skórzane ubranie miał zadbane i czyste. Był całkowitym przeciwieństwem Dragi.
- Znów ty? Czy ostatnim razem nie wyraziłam się dość jasno? – zapytała z goryczą.
Mężczyzna uśmiechnął się z fałszywą uprzejmością.
- Tak uroczo mnie wtedy przeklinałaś i groziłaś, że postanowiłem cię odwiedzić. – Wyszczerzył zęby, widząc jej mściwe spojrzenie. Nagle klepnął się w głowę. – Byłbym zapomniał! Mama tęskni za tobą po twoim niezapowiedzianym wyjeździe i pyta się, kiedy ją znów odwiedzisz.
Draga westchnęła. Właśnie dlatego nie cierpiała Corwina – był jej bratem i bardzo często było to wymówką wielu niechcianych wizyt – nawet tyle mil od rodzinnej wioski. Inna sprawa, że była przekonana o nieprawdziwości ostatniej części wypowiedzi.
Nieludzkim wysiłkiem dźwignęła się i usiadła. Spojrzała krzywo na brata.
- Oprócz swojej kąśliwości coś jeszcze dla mnie masz?
Corwin odwrócił się i podszedł do uwiązanego nieopodal konia.
- Co my tu mamy... – zastanowił się głośno. – Bochen chleba, kawałek sera i suszone mięso... Przykro mi, ale miałem dać to mojej siostrze, a nie jakiejś obdartej żebraczce spotkanej przy drodze – powiedział niejednoznacznie jadowitym tonem.
- Czyżbyś coś sugerował? – zapytała złowrogim tonem.
- Ja? Ależ skąd – rzekł, po czym wręczył jej jedzenie. Po chwili dziewczyna już wypełniała kilkudniową pustkę w żołądku.
- Dzięki – powiedziała z pełnymi ustami. – Co nowego w imperium?
- Znów podnieśli podatki. Ludzie mówią, że król Korrin zbiera wojsko, a podatki pójdą na pokrycie kosztów.
- Wojsko? A z kim niby chce walczyć? – zapytała lekko zdziwionym tonem.
- Mnie się pytasz? Ja tylko powtarzam to, co usłyszałem od ludzi. Może być nawet tak, że żadnego wojska nie ma...
- Coś jeszcze oprócz podatków?
- Jakieś romanse i skandale oraz inne, mniej interesujące rzeczy – powiedział drwiącym tonem.
- A coś bardziej przyziemnego? – spytała, ignorując jego zgryźliwość.
- Mama zorganizowała spotkanie, bo miała nam coś do powiedzenia. Nie było tylko ciebie.
- O czym mówiła? – zapytała, drżąc lekko ze wstydu.
- No, trochę o śmierci ojca... – głos lekko mu zadrżał – i jeszcze o innych sprawach. Było jej przykro, że tak nagle zniknęłaś, więc była trochę roztrzęsiona...
Draga w jednej chwili podjęła decyzję. Z wielkim wysiłkiem podniosła się na nogi, po czym, potykając się co kawałek, podbiegła do konia Corwina, zerwała uwięź, wskoczyła na siodło i pogalopowała na południe, w kierunku domu. Zbyt ostro ją potraktowałam ostatnim razem..., pomyślała. Muszę to naprawić... Dobiegł ją głos brata:
- Zostaw w spokoju moją Gwiazdę!
Dziewczyna machnęła w odpowiedzi ręką, nie przerywając jazdy. Chciała jak najszybciej dotrzeć do domu, bo nagle ze zgrozą sobie uświadomiła, że kilka dni temu, miesiąc po jej ucieczce, minęło wzmocnienie dane przez ojca. Gdyby jednak przybyła za późno... Ucięła tę myśl, zanim zdążyła się uformować.
Przejeżdżała przez wioski, ani na moment się nie zatrzymując. Wiedziała, że powinna oszczędzać Gwiazdę, która była nie najmłodszą klaczą, ale postanowiła, że jakoś jej to wynagrodzi. Zdrowie matki było ważniejsze niż cokolwiek innego.
Gdy wjeżdżała na podwórze, było już ciemno. Zeskoczyła z konia, zarzuciła cugle na kołek i wbiegła do domu.
Odetchnęła z ulgą, widząc matkę siedzącą w łóżku z robótką w ręku. Siwe włosy miała rozpuszczone, a brązowe oczy zza okularów pilnie obserwowały śmigające druty.
- Witaj, mamo – rzekła dziewczyna zmęczonym głosem, uśmiechając się lekko.
Kobieta podniosła wzrok, a gdy ją ujrzała, rozradowała się. Kiedy się uśmiechnęła, powietrze delikatnie zafalowało wokół niej.
- Draga! – krzyknęła Gerda radośnie. – Chodźże tu do mnie, niech cię wyściskam!
Po chwili córka siedziała na krześle obok staruszki, uśmiechając się ciepło. Rozejrzała się, przypominając sobie wygląd pomieszczenia. Lubiła ten skromnie, acz przytulnie urządzony pokoik w barwach brązu i zieleni. Zasłony na oknach wisiały odsłonięte, ogień w kominku przyjemnie rozgrzewał, a dębowe biurko, zwykle zawalone stosem papierów, było nienagannie uporządkowane.
- Tak dawno cię nie widziałam, Drago – rzekła czule Gerda. – Co cię do mnie sprowadza? – Najwyraźniej pogodziła się z faktem, że jej najmłodsza córka chciała żyć własnym życiem.
- Chciałam cię przeprosić… - zaczęła, ale staruszka machnęła ręką.
- Co było, minęło, nie ma co rozdrapywać starych ran. To ja cię tak wychowałam i wcale ci się nie dziwię, że chciałaś stać się samodzielna i wolna. W twojej sytuacji postąpiłabym tak samo. – Uśmiechnęła się figlarnie. – Zmieńmy temat… Kilka dni temu wyprawiłam zorganizowałam spotkanie dla całej naszej rodziny. Przyszli wszyscy oprócz ciebie… Nie, żebym ci wypominała, tylko po prostu zastanawiam się, jak mnie zablokowałaś. – Mrugnęła do niej. – Może się przydać na przyszłość.
Draga kiwnęła głową i zamyśliła się, patrząc na wiszący nad łóżkiem obraz. Było na nim dziewięć osób. Dwie starsze siedziały na środku, otoczone siódemką swoich dzieci. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych.
Gerda miała srebrzyste włosy upięte w zgrabny kok, a aksamitna zielona suknia spływała delikatnie na ziemię. W stylu bycia kobiety dało się zauważyć potęgę rozumu, którą potrzebowała do władania właśnie tą szkołą magii – była mistrzynią wszelkiej mocy mistycznej, wykorzystującej siłę umysłu. Pozwalało jej to na przenoszenie obiektów siłą woli, telepatię, a nawet teleportację.
Obok niej siedział Sigmund; wyglądał na bardzo zadowolonego i dumnego z jego pobytu w tamtym miejscu. Krótko ostrzyżone i – odmiennie od reszty elfów – siwe włosy oraz żółte oczy nadawały mu nie całkiem mylny wygląd drapieżnika. Jak na druida miłującego przyrodę przystało, nosił farbowane czarne skóry, formujące lekki pancerz. W opanowanej przez niego do perfekcji magii natury i sztuce polimorfii sprzyjał mu niski wzrost i gibkie ciało.
Pierwsza z tyłu od prawej, stała Neva. Roześmiana twarz i błękitne oczy wzbudzały zaufanie, którego potrzebowała w swej sztuce kapłańskiej. Biała szata z niebieskimi zdobieniami podkreślała jej starszeństwo, a w połączeniu z rozwianymi, granatowymi włosami czyniły z niej istnego anioła.
Obok najstarszej był najmłodszy. Blerden, ze swoimi płomienistymi włosami, oczami i takimż samym temperamentem pasowały idealnie do uprawianej przez siebie magii elementarnej, z której najbardziej lubił potęgę ognia. Jedwabna szata w barwach płomienia podkreślała jego niezależność i wybuchowość i pewnie dlatego był najlepszym przyjacielem Dragi.
Następny był Cairne. Trupioblada twarz, całkowicie zgolone włosy i wiecznie wystraszone fioletowe oczy podkreślały jego związki z ożywieńcami. Fioletowa koszula i takie spodnie, uszyte z płótna runicznego wzmacniały jego nekromancją moc i zniechęcały wrogów do działania.
Obok, roześmiani od ucha do ucha, ramię w ramię stali Sophor i Anaya. Prawie białe włosy do ramion i brązowe oczy mistrza wszelkiej broni białej oraz dość krótko obcięte blond włosy i pomarańczowe oczy łowczyni praktycznie zawsze były widziane razem, pomimo ich skrajnie odmiennych charakterów. Sophor, ubrany w złotą kolczugę, nogawice, rękawice i buty kolcze, był spokojny opanowany i rozgarnięty, a o Anayi, odzianej w lekką skórzaną zbroję i lniane spodnie barwy pszenicy można było powiedzieć, że jest osobą porywczą, roztrzepaną i wszędzie jej pełno. Mimo to między tą dwójką relacje panujące w całej rodzinie były najlepsze.
Draga, w swojej srebrnej szacie, długich blond włosach i zielonych oczach sprawiała mylne wrażenie skupionej i przykładnej dziewczyny, byłą jednak rozdarta przez swą sztukę. Jedna część jej osobowości wypracowała własną moc klątw, druga zaś postanowiła udzielać błogosławieństw. Dzięki temu stała się nieprzewidywalna jak pogoda i wolna niczym ptak.
Na końcu stał Corwin. Drwiący uśmiech stał się jego podpisem, tak samo, jak lekko zmrużone czarne oczy. Ciemne włosy miał zaczesane, a strój w kolorze najgłębszej nocy dobitnie świadczył o jego niezdrowym zamiłowaniu do czarnej magii. Draga nie cierpiała go z kilku powodów. Po pierwsze, ona niosła ludziom ukojenie, a on niszczył radość swoją mocą. Po drugie – niestety – jej klątwy niezbyt różniły się od jego ciemnej mocy, co jeszcze bardziej ją drażniło.
Dziewczyna otrząsnęła się z zamyślenia i zerknęła na matkę, która patrzyła na nią z uśmiechem.
- Też czasem chciałabym, abyśmy mogli żyć w takiej zgodzie, jak na tym obrazie – westchnęła ciężko. – Jednak nie będzie to już możliwe, skoro Sigmunda już… nie ma – rzekła cicho.
Draga nie wiedziała, co powiedzieć, lecz nagle coś jej się przypomniało.
- Mamo? – zapytała. – Wiesz, kiedy mija czar taty?
Gerda zamrugała, po czym rzekła lekko drżącym głosem:
- Opieka Sigmunda? To będzie… kilka dni temu…
Draga bez wahania ujęła rękę matki i zamykając oczy, odcięła się od świata zewnętrznego. W myślach uformowała skałę, symbol wytrzymałości, i tchnęła w niego mocą. Poczuła jej pulsującą obecność gdzieś w okolicach serca i zmusiła ją do migracji kierunku swej dłoni. Gdy poczuła magię w palcach, delikatnie popchnęła ją w kierunku matki. Oczyma umysłu widziała, jak skała pod jej naciskiem rozpada się i osiada we wszystkich zakamarkach ciała kobiety. Gdy uznała, że cała moc błogosławieństwa rozeszła się prawidłowo, zerwała kontakt i otworzyła oczy.
Gerda wyglądała prawie tak samo, nie licząc bardziej wyprostowanej sylwetki i radośniejszego wyrazu twarzy.
- Dziękuję – powiedziała cicho z uśmiechem.
- Ależ nie ma za co – odrzekła Draga. – To mój obowiązek. Jednakże moje błogosławieństwo będzie się różniło od mocy ojca…
- To nie ma znaczenia – przerwała jej Gerda. – Czuję znaczącą poprawę i wiem, że twoje błogosławieństwo zadziała jak powinno. – Uśmiechnęła się. – Zdaję sobie z tego sprawę, że nie możecie utrzymywać mnie przy życiu w nieskończoność. Nie jestem elfem, tylko człowiekiem i nie powinnam żyć tak sztucznie. Robiliście to tylko dla Sigmunda, a skoro jego już nie ma, ja też mogę odejść.
- Ale mamo… - zaczęła Draga.
- Żadne „ale”. Czas najwyższy, abyście wykorzystali wasze zdolności w innym celu niż trzymanie przy życiu starej matki. Tak, jestem stara – rzekła, widząc jej oburzone spojrzenie – i nic tego nie zmieni. Uwierz mi, życie po jakimś czasie zaczyna nudzić. I tak nie jestem w stanie nic zrobić oprócz spaceru po okolicy. Gdybym chciała wykorzystać magię w walce, przykładowo, z całą pewnością bym umarła. Mogę więc poczekać, aż wezwie mnie Smok lub Demon, prawda?
- Jestem pewna, że to będzie Gvarieen – rzekła z powagą.
- Dziękuję, że tak uważasz. Właśnie, chciałam cię jeszcze o coś prosić…
- Tak? O co chodzi? – zapytała.
Gerda spojrzała na nią poważnie i rzekła:
- Pogódź swoje rodzeństwo, zbrataj się z nimi oraz uważaj na Xartosa.
- A co ten upadły ma do rzeczy? Zawsze był miły, tylko trochę dziwny…
- Po śmierci Sigmunda stał się jeszcze dziwniejszy. Nie wiem czemu. – Ziewnęła. – Nie chciałabym cię wyganiać, ale śpiąca jestem. Twoje łóżko cały czas jest gotowe – zakończyła z uśmiechem.
Po tych słowach machnęła w kierunku kominka i zgasiła ogień. Przy świetle żaru Draga poszła do swojego pokoju, kierując się pamięcią. W ubraniu padła na łóżko i momentalnie usnęła.

Była w dużej skalnej grocie. Na ścianach widniały różnokolorowe kryształy, a na środku jaskini jaśniała sadzawka, wypełniona jakby płynnym, półprzezroczystym złotem. Na samym jej dnie dało się dostrzec zarys jakiegoś przedmiotu. Podeszłą do sadzawki i zanurzyła rękę w cieczy, która momentalnie zaczęła ją parzyć. Nie zważając na to, chwyciła zarys, teraz przypominający coś w rodzaju długiej, kryształowej drzazgi. W tym samym momencie usłyszała czyjś krzyk, jakby znajomy:
- Nie! Odłóż to!
Zanim zdążyła się obrócić, scena się zmieniła. Znajdowała się teraz na dużej, leśnej polanie, obsypanej polnymi kwiatami.
Stała w kręgu stworzonym z członków jej rodziny. Po lewej stronie miała Blerdena, po prawej zaś Nevę. Reszta jej rodzeństwa znajdowała się dalej, zamykając krąg. W środku stali Gerda i Sigmund, trzymając się za ręce. Wszyscy inkantowali coś śpiewnym głosem, wznosząc oczy ku niebu. Nagle rodzice unieśli się w powietrze i zaczęli się obracać. Po chwili ich potomkowie również oderwali się od ziemi i zaczęli kręcić, niżej od starszych. Żaden z nich nie przerywał inkantacji.
Gdy wydawało się, że obrót przyspiesza, ziemia pękła z głośnym trzaskiem i rozstąpiła się. W towarzystwie płomieni ze szczeliny wychynęły demony różnego rodzaju. Wszyscy członkowie kręgów otworzyli usta i rzekli, brzmiąc jak jeden głos:
- Powstań, Armio Przeklętych, i w naszym imieniu walcz z wielkim Nieprzyjacielem...
W tym momencie Draga, naśladując swoje rodzeństwo, wyciągnęła prawą dłoń w kierunku rodziców...

...i chwyciła brzeg szafki. Obudziła się zlana potem z niejasnym przeczuciem, że nie był to tylko sen. Czuła, że to, co przed chwilą widziała, ma jakieś bardzo ważne znaczenie. Niezdolna do dalszego myślenia, ponownie osunęła się w senne marzenia.

Nie została długo w rodzinnym domu. Rankiem pożegnała się z matką i udała się we wskazane przez nią miejsce, najlepsze dla osób chcących rozwijać Moc – Świątynię Boskiego Mroku.
- Tam dowiesz się wszystkiego na temat twojej magii – mówiła Gerda.
Podczas jazdy Draga zastanawiała się, czy jej magię można ostatecznie określić jako dobrą lub złą. Co prawda, trudno sobie wyobrazić prawego nekromantę lub czyniącego zło kapłana, ale zdarzały się w historii takie przypadki. Jeden z dawniejszych praktykantów magii śmierci, upadły elf imieniem Vraanel, używał swej mocy do przywoływania duchów zmarłych, jeśli nie zdążyli pogodzić się z rodziną lub mieli jakieś nieuzgodnione sprawy. Z kolei krasnoludzka kapłanka Magra, w celu wywarcia zemsty za wszystkie swe nieszczęścia, połączyła swą magię z nekromancją i zaczęła praktykować kapłaństwo śmierci – bardzo niebezpieczną i trudną do kontrolowania odmianę Mocy. Dzięki temu krwawo zapisała się na kartach historii.
Wieczorem Draga dotarła do Świątyni. Położona ona była na wzgórzu porośniętym dębami, obecnie pokrytymi pożółkłymi liśćmi. Przy marmurowych wrotach czuwały czarne smoki z onyksu, a na zielonkawej kopule pokrytej torem czuwał srebrny jastrząb. Dziewczyna podświadomie zaczęła odczuwać respekt przed tym miejscem. Z czymś w rodzaju zaszczytu pchnęła drzwi i weszła do środka.
Wnętrze wypełniały malowidła naścienne oraz posągi bogów, wyrzeźbione i pomalowane tak, że wyglądały jak żywe. Podłogę pokrywały czarno-czerwone dywany wyszywane złotymi nićmi. Wszędzie porozstawiane były stoliki z krzesłami, przed posągami stało po kilka ławek, a każda powierzchnia ściany, niezajęta przez wnękę posągu, zastawiona była wypełnionymi od góry do dołu regałami.
Po prawej stronie od wejścia stały ołtarze z posągami bogów Gvarieena, po lewej zaś Vixerena.
Na prawo, tuż przy drzwiach, znajdowała się Aro. Dobroduszna bogini ludzi, kapłanka w białych szatach, miała długie włosy, sprawiające wrażenie, jakby zastygły na wietrze. Jej atrybutem była mała różdżka zwieńczona pierzastymi skrzydłami.
Obok niej, z zawadiackim uśmiechem, oparty o długi kostur, stał Ghander. Krasnoludzki pan błogosławieństw odziany był w szaty jasnoróżowe, podkreślające jego łagodność i łaskawość i kontrastujące z jego opaloną skórą..
Dalej, pogrążona w modlitwie, klęczała Mirande. Elfia bogini o oliwkowej cerze i w zielonych skórach była bez reszty oddana swej sztuce druidyzmu. Można by przysiąc, że spod jej półprzymkniętych oczu bił jakiś blask.
Następny był Belune. Dumny centaur dzierżył długi, wygięty łuk z mnóstwem delikatnych zdobień, a jego niebieski płaszcz uszyty z farbowanych na niebiesko liści podkreślał władzę i potęgę boga.
Ostatnia figura po prawej stronie przedstawiała piękną driadę, Orchanę. Jej zielona skóra, gdzieniegdzie pokryta liśćmi i przykryta turkusową szatą, byłą idealnym przewodnikiem magii umysłu, której byłą mistrzynią.
Z lewej strony stał zielonoskóry bóg orków, Mauruk. Odziany był w pomarańczową szatę, która podkreślała jego moc i charakter, odzwierciedlające władaną przez niego magię żywiołów. Trzymał plemienny totem, wielokrotnie zwiększający jego potęgę i możliwości.
Dalej znajdował się Umgh. Trolli bóg o niebieskawej skórze, odziany w purpurowy płaszcz, budził niechęć u wielu osób, ponieważ opanował złowieszczą magię klątw.
Obok Umgha, naprzeciwko Mirande, stała jej upadła bliźniaczka, Nevande. Były prawie identyczne, nie licząc kremowo-żółtej skóry i czarnej szaty upadłej. Była ona mistrzynią czarnej magii, mającej na celu wyłącznie zranienie lub zabicie przeciwnika.
Dalej była Ivara. Pierwotna nieumarła idealnie zgrała się ze swoim rodzajem Mocy – nekromancją. Fioletowy płaszcz na szarawej skórze nadawał jej groźny wygląd.
Na końcu z lewej strony znajdował się, większy od innych, pomarańczowoskóry olbrzym Naugher. Jego mało inteligentny wyraz twarzy i duży miecz, zdobiony runami, wystający spod brązowego płaszcza na stalowej zbroi sprawiał, że wyglądał wystarczająco okazale jak na pierwszego wojownika.
Naprzeciwko wejścia, na drugim końcu sali, prężył się złotołuski Gvarieen. Smoczy ojciec wszelkiej magii, twórca świata i opiekun wszystkich ras, także tych Vixerena, zdawał się sprawować opiekę nad tym miejscem. Niemalże można było wyczuć bijącą z niego potęgę i sprawiedliwość.
Ze wszystkich bogów w Świątyni brakowało jedynie Vixerena. Bóg i władca Otchłani, zwany Demonem, panował nad swoją rasą niezmiennie od stworzenia świata. W całym Allandorze stał się synonimem zła i nienawiści, a jego imię wypowiadane było z najwyższą odrazą, nierzadko jako przekleństwo.
Zaraz przy wejściu Draga zauważyła nieumarłego, odzianego w żółte szaty. Był na wpół łysy, nie miał prawego policzka, nosa ani połowy zębów. Mimo to uśmiechał się i mówił całkiem wyraźnie, choć jego głos dochodził jak gdyby z dna głębokiej studni.
- Witaj, córko, w Świątyni Boskiego Mroku – przywitał ją. – Na imię mi Blast i jestem jednym z opiekunów tego miejsca. Jak się nazywasz i w jakim celu przybywasz?
- Jestem Draga. Przybyłam tu trochę postudiować – rzekła pogodnie. Mogłaby przysiąc, że kapłan, gdy usłyszał jej imię, spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, lecz po chwili powiedział:
- Możesz zostać tu, jak długo chcesz. Nasza sypialnia i kuchnia stoją dla ciebie otworem. – Uśmiechnął się, po czym odwrócił na pięcie i zaprowadził ją w głąb Świątyni.
Przechodząc między stolikami, zauważyła innych studiujących – orka, dwóch krasnoludów, driadę i upadłą elfkę. Gdy wchodziła, wszyscy jak na komendę obrócili się w jej kierunku. Pozdrowiła ich skinieniem głowy; o ile krasnoludy i driada odwzajemnili powitanie, to ork ją zignorował, wracając do lektury, upadła zaś z pogardą odwróciła się w inną stronę. Po chwili Draga zauważyła jeszcze dwóch kapłanów w kanarkowych szatach, trollicę i człowieka, przechadzających się wzdłuż regałów i rozmawiających ściszonym głosem. Gdy podeszła bliżej, usłyszała ich dyskusję:
- …zauważ, że pomimo ostatnich wydarzeń – mówiła trollica przytłumionym głosem – zachowują się wyjątkowo spokojnie. Biorąc pod uwagę naszą krwawą historię, powinna wybuchnąć co najmniej wojna domowa.
- Nie byłbym tego taki pewien, Zajimbo – rzekł człowiek. – W ostatnich stuleciach nasze rasy były pokojowo nastawione względem siebie. Nie powinno utrzymać się to tak długo, szczególnie, że Wielki Pakt został wymuszony, ale… Lepiej nie narzekać. Zbyt się zmieniliśmy od Wojen, abyśmy teraz z byle powodu wszczynali walkę.
- Sama się dziwię, Arthurze, że Pakt jeszcze obowiązuje. Na szczęście to on ich powstrzymał…
Draga postanowiła włączyć się do rozmowy.
- Witajcie. O jakich wydarzeniach mowa?
Zajimba i Arthur odwrócili się w jej kierunku, po czym przywitali ją uśmiechami.
- Witaj, córko, w Świątyni – rzekła trollica. – Naprawdę, nic nie słyszałaś?
- Byłam odcięta od wszelkich wieści – powiedziała wymijająco. – Brat mi mówił o podniesieniu podatków, na jakąś wojnę chyba…
- Podatki podniesiono, to prawda – rzekł Blast – lecz nie na wojsko. I w każdym razie nie dla żadnej organizacji Evrandu. To sprawa wyższych sfer… – Spojrzał na uchylające się drzwi. – Wybaczcie, ale mamy nowego gościa. – Ruszył w kierunku młodego elfa, stojącego przy wejściu, zręcznie lawirując miedzy stolikami.
- Nie słyszałaś nic o kłótni Sandrii i Symona? – zaczął Arthur. – Chyba z miesiąc temu w Evrandzie, a dokładnie w Wielkim Lesie, doszło do potężnego sporu między nimi. Symon wybrał się do Pałacu Mistyki na zaproszenie Milloriona, który chciał z nim omówić pewne sprawy administracyjne Wielkiego Lasu i Zagajnika. Sandria, widząc go przechadzającego się spokojnie korytarzami Pałacu, wpadła w szał i rzuciła się na niego. Na szczęście nie miała swego łuku pod ręką, bo już byłoby po nim. Sam bronił się, jak mógł, i chociaż w pobliżu było wielu gapiów, żaden nie śmiał do nich podchodzić. Symon więc wymierzył w nią którąś ze swych klątw, lecz w porę ujrzeli ich Ganelon i Millorion. Prędko rozdzielili walczącą parę i trzymali ich z dala od siebie. Ganelon zmobilizował swój centaurzy oddział, Millorion zaś wezwał swych elfickich magów, aby nie pozwolili im znów się zaatakować. Później, gdy już ochłonęli, pod eskortą odprowadzili ich do ich pałaców.
- O co im w ogóle poszło? – zapytała Draga, nie kryjąc zaciekawienia.
- Ach, to co zwykle… – westchnęła Zajimba. – Różniące się poglądy… Sandria i jej driady były oburzone, że Symon nie zwraca uwagi na to, jak jego upadli traktują resztę. Uważają się za jakąś rasę wyższą lub coś w tym stylu. Muszę jej przyznać rację, ponieważ Symon, zostając królem, podpisał Wielki Pakt, zgadzając się na jego warunki. Po tej kłótni on sam, w swej wrodzonej dumie, oskarżył ją o oszczerstwo. Driadę to zdenerwowało i mało brakowało, a ponownie by się na niego rzuciła. Gdy Korrin o tym usłyszał, podniósł podatki, aby utrzymać upadłych i driady w ryzach. Aby jednak zachować pozory rutynowego wzrostu, podniósł go dla wszystkich.
Draga pokręciła głową.
- Ciągle im cos nie pasuje… Wspólnie budowali to miasto, wspólnie w nim mieszkają i nim zarządzają, więc niech nie marudzą – powiedziała. Nagle sobie uświadomiła, że gdyby słyszał to któryś z władców, mogłaby już zacząć bliżej zapoznawać się z ziemią na pobliskim cmentarzu.
Chciała się o coś jeszcze zapytać, ale ziewnęła potężnie, więc uznała, że musi odespać swoją ucieczkę. Trollica, widząc jej zmęczenie, rzekła:
- Jeśli chcesz się przespać, idź w kierunku ołtarza Gvarieena i wejdź w drzwi po lewej stronie. Znajdziesz tam wszystko, czego będziesz potrzebowała do snu.
- Dziękuję baaaardzo – ziewnęła znów półelfka, po czym skierowała swe kroki we wskazaną stronę. Po kilku chwilach twardo już spała.



Rozdział II
Ogień wśród bogów


Dziewczyna obudziła się po kilku godzinach snu, lecz nie wstawała jeszcze. Słyszała chrapanie, mruczenie i inne odgłosy towarzyszące snu przedstawicieli różnych ras. Wzbudziło to w niej wspomnienia z ucieczki, a tym samym wyrzuty sumienia. Zraniłam tym wiele osób… Ale nie miałam wyjścia, przekonywała siebie. Przypomniała sobie dokładnie przyczyny swego złego czynu.
Całe to szaleństwo zaczęło się od choroby Sigmunda. Pół roku temu zapadł on w dziwną śpiączkę, cały czas jednak mrucząc coś niespokojnie pod nosem. Z dnia na dzień jego stan się pogarszał, nie pomagały mu wzmocnienia dawane przez Dragę i Nevę. W końcu pewnego ranka zniknął, nie zostawiając żadnej wiadomości ani informacji, wymykając się niepostrzeżenie z domu. Wszyscy podejrzewali, że wyszedł, kierowany majakami, szukając ulgi. Nie szukali go, bo jako miłujący naturę druid nawet ostatkiem sił mógł się doskonale ukryć. Gerda i jej dzieci byli bardzo przybici po zniknięciu ojca, rozpaczali i lamentowali. Jedynie Corwin, który, według Dragi, najwyraźniej żywił się złem i przygnębieniem, w całej tej sytuacji znajdywał jeszcze czas, aby dopiekać najmłodszej siostrze, gdyż miał w zwyczaju oskarżanie jej o każde nieszczęście, od uschnięcia rośliny do trzęsienia ziemi. Draga nie pozostawała mu dłużna. W końcu rozwinęła się tak potężna kłótnia, że dziewczyna nie zdziwiłaby się, gdyby słyszały ją wszystkie okoliczne wioski. Po obrzuceniu się nawzajem wielką ilością wyszukanych wyzwisk, paroma niecelnymi zaklęciami i kilkoma ciężkimi przedmiotami, Draga obdarzyła się błogosławieństwem wiatru i z nadludzką szybkością uciekła w bliżej nieokreślonym kierunku – byle dalej od tej irytującej rodziny i tego nieprzyjaznego miejsca.
Dopiero teraz, gdy była w miarę wypoczęta, uświadomiła sobie, że w przygnębieniu i żalu popełniła błąd w ocenie bliskich, ponieważ docinał jej jedynie Corwin. Poza tym, trzeźwo oceniając wydarzenia poprzedniego dnia, doszła do wniosku, że błądziła bez celu bardzo długo, a nie uciekła za daleko – po wczorajszej konfrontacji z bratem w dość krótkim czasie wróciła do domu. Wiedziała też, że już nigdy więcej nie będzie przed nikim uciekać – doszła do wniosku, że jest to za bardzo wyczerpujące, a skutki są mniej niż mizerne.
Jakiś czas później jej uwagę zwróciła rozmowa, dobiegająca z przyległej kuchni. Uznała, że dosyć już spała, podniosła się więc ze stęknięciem i ogarnęła trochę. Przeciągając się, weszła do kuchni.
Przy dość długim stole siedzieli Blast i Zajimba w towarzystwie jakiejś nieumarłej. Rozmawiali o czymś z ożywieniem, jedząc śniadanie.
- Witajcie – mruknęła Draga i zajęła miejsce obok trollicy.
Kapłani uśmiechnęli się do niej.
- Witaj. Dobrze spałaś? – zapytał Blast. Nie czekając na odpowiedź, podsunął jej chleb i miód.
- Bardzo dobrze – odrzekła półelfka. Biorąc od kapłana jedzenie, popatrzyła na nieumarłą. – Jestem Draga – powiedziała życzliwie.
- A ja Rhenna – mruknęła tamta z lekkim uśmiechem. – Jestem kapłanką, młodszą nieumarłą.
„Młodszą”…? Draga w duchu westchnęła z ulgą na myśl, że zaraz po śniadaniu będzie mogła nadrobić właśnie odkryte lekkie braki w edukacji.
- Ja praktykuję magie klątw i błogosławieństw – odparła półelfka. Widząc zdziwienie na twarzy rozmówczyni, dodała: - Wiem, dziwne połączenie, ale wyjątkowo nie miałam na to wpływu. – Ugryzła kęs chleba.
Rhenna spojrzała na nią z zaciekawieniem. Kątem oka dostrzegła, że Zajimba i Blast również okazują lekkie zainteresowanie faktem dziwnej konfiguracji magii.
- Hmm… Takie połączenie ma jakieś ciekawe zastosowanie? – zapytała.
Draga zamyśliła się na moment.
- Wiesz, ostatnio, gdy… - zawahała się na moment, po czym dokończyła: - …byłam zmuszona przez okoliczności, bardzo mi pomogło.
- Wydawałoby się – rzekła powoli Rhenna – że ciężko używać ich obu w wielu sytuacjach. Chociaż, jeśli mówisz, że są możliwe do połączenia… Mają jakiś podobny sposób działania?
Draga chciała odpowiedzieć, ale wpadł jej w słowo Blast.
- Podstawą obu tych szkół magii – zaczął – jest tworzenie mentalnych obrazów, nasycanie ich mocą i obdarzanie lub rzucanie na swój cel.
- Pomimo jednak tej samej zasady działania, tworzone obrazy są różne pod względem pochodzenia – dodała Draga. – W błogosławieństwach musisz wyobrazić sobie jakiś element natury, na przykład skałę lub wiatr, klątwy zaś opierają się na bezpośrednim działaniu na element ciała… ofiary – uśmiechnęła się złowieszczo. – Przykładowo, klątwą spowolnienia jest mentalny obraz nóg ugrzęźniętych w błocie.
Zajimba spojrzała przez okno, jakby nad czymś myśląc.
- Hmm… - mruknęła. – Można by w ten sposób kogoś przez przypadek obciążyć klątwą zamiast błogosławieństwem?
- Z tego, co się orientuję – powiedziała półelfka, przygotowując kolejny kawałek chleba – nie było takich przypadków. Nie istniał dotychczas nikt, kogo magie klątw i błogosławieństw były równo silne. Zawsze któraś była pierwsza.
W przeciwieństwie do mnie. Ja tak miałam od początku…, pomyślała z goryczą.
Trollica kiwnęła głową, po czym powróciła do śniadania. Draga przez chwilę myślała o swojej odmienności, po czym spojrzała na Rhennę. Nieumarła ubrana była jak typowa mieszkanka Evrandu o lekko wyższym statusie. Prawdopodobnie jest z miasta i dość aktywnie uczestniczy w jego życiu, pomyślała Draga. Może zna jakieś nowiny?
- Rhenno…? – zaczęła.
- Tak? – odrzekła tamta, przełykając kęs pieczywa.
- O ile dobrze mi się wydaje, mieszkasz w stolicy, tak? – spytała półelfka.
Rhenna kiwnęła głową.
- W centrum Nekropolii, na obrzeżach Placu Handlowego – odpowiedziała.
- Więc jesteś na bieżąco z wydarzeniami w mieście? – wtrąciła Zajimba.
Nieumarła spojrzała na nich zdumionym wzrokiem.
- Chcecie nowin? – zapytała, lekko rozbawiona. – Ostatnio Evrand żyje wyjątkowo aktywnie, nawet jak na jego standardy. Nie wiedzieliście?
Draga i Zajimba pokręciły w milczeniu głowami, Blast zaś bezstronnie popijał mleko, przechylając głowę w lewo, aby nie wyciekło mu dziurą w policzku.
- Masz może na myśli kłótnię Sandrii i Symona? – zapytała nagle Draga.
Rhenna roześmiała się.
- Ta kłótnia wszystko zaczęła – rzekła, z trudem opanowując rozbawienie. – Gdyby nie fakt, że są władcami i im nie wypada, to biegaliby po mieście, wyładowując na wszystkich swoją złość. Zamiast tego rozpoczęli kampanie przeciwko sobie nawzajem. Symon mówi o fałszywym umiłowaniu natury przez driady, które niby w rzeczywistości wykorzystują gościnność elfów i centaurów. Sandria nawołuje do potępienia upadłych za ich dwulicowość i przebiegłość. Bojkotują wzajemnie dzieła przeciwnej rasy – biżuterię upadłych i łuki driad – przekonując o ich złych właściwościach zdrowotnych i innych…
- Przecież to kompletna bujda – prychnęła Zajimba. – Niby w jaki sposób łuk albo pierścionek mogą być niekorzystne dla zdrowia? Dziwię się, że Korrin ani inni tego nie zauważyli…
- Ja jedynie wiem, że to jest polityka – westchnęła Rhenna. – W polityce często naciągana jest prawda do własnych celów lub, jak w tym przypadku, wprost się kłamie, mając nadzieję na niski poziom inteligencji odbiorców, którzy w te brednie uwierzą.
Draga spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Skąd o tym wiesz? – zapytała.
Nieumarła uśmiechnęła się tajemniczo.
- Chodziłam do Uczelni Evrandu – odrzekła z dumą. – Zachowań Społecznych uczyła mnie sama Persephone, mistrzyni wśród nauczycieli. Jeżeli nie miałaś okazji, to kiedyś cię z nią poznam. Nie pożałujesz.
Hmm, kusząca propozycja…, pomyślała Draga. Z tego, co się o niej mówi, wywnioskować można, że jest bardzo ekscentryczna, ale to jedna z najlepszych nauczycielek Uczelni. Mogłabym wiele na tej znajomości skorzystać.
- Kiedy tylko nadarzy się okazja. – Uśmiechnęła się.
W tym momencie Blast przeciągnął się, a jego stawy zatrzeszczały niepokojąco.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać – rzekł – ale chyba nie przyszłyście tu porozmawiać, prawda? Na waszym miejscu wykorzystałbym to, że w sali głównej jeszcze nikogo nie ma i miałybyście nieograniczony dostęp do wszystkich dzieł. – Popatrzył na Dragę i Rhennę badawczo. – To tylko sugestia – dodał i uśmiechnął się tajemniczo.

Zbiory Świątyni naprawdę były bardzo bogate – Draga po raz pierwszy w życiu widziała naraz tyle książek o tak skrajnych tematach, zebranych w jednym miejscu. Jak ja mogłam tu nigdy nie zajrzeć?, wyrzucała sobie, bo nagle poczuła się strasznie głupio – przy jej miłości do książek nie odwiedzić książkowego raju, jakim była Świątynia Boskiego Mroku to prawie bluźnierstwo.
W księdze Tajemnice Śmierci odnalazła fragment, który odpowiadał na jej pytania względem nieumarłych:
Na naszym świecie istnieje wiele rodzajów życia i śmierci. Najlepszymi przykładami ich połączenia są nieumarli. Ci najstarsi, stworzeni na początku przez Vixerena, nie mają określonego czasu życia, nie mogą też w pełni umrzeć – gdy nadchodzi ich czas, za sprawą rany lub trucizny, po prostu zasypiają, czego, jako w pełni „zdrowi” nieumarli, nie muszą robić. Zwie się ich pradawnymi lub pierwotnymi.
Drugim rodzajem nieumarłych są tak zwani nieumarli młodsi. Są oni ożywianymi przez dowolnego nekromantę zmarłymi, którzy za życia odprawili Rytuał Trwania. Nie mają określonej długości życia, aczkolwiek ich żywotność zależy od czasu, po jakim zostali wskrzeszeni, a tym samym – stopnia rozkładu ich ciała.

Brr… „Stopień rozkładu ciała” brzmi co najmniej… niepokojąco, pomyślała Draga po odłożeniu książki na półkę. Ciężko mi wyobrazić sobie swoje żywe ciało z nadgniłymi stawami i pożartym przez robaki nosie. Chociaż, ani Rhenna, ani Blast nie wyglądają na jakichś szczególnie poddanych rozkładowy, są raczej… wybrakowani. Odkładając rozmyślania na później, zaczęła poszukiwania tego, po co tu przyszła – Paktu Dziesięciu Ras.
Od Zajimby dowiedziała się, że w posiadaniu Świątyni znajduje się oryginalny egzemplarz Paktu. Był najcenniejszym przedmiotem, jaki się tam w ogóle znajdował, lecz nie broniono go czytać. Draga podejrzewała, że przed wyniesieniem lub uszkodzeniem chroniony był magią.
Po otrzymaniu wskazówek od trollicy podeszła do wskazanego przez nią regału. Pakt Dziesięciu Ras znajdował się obok dzieł o podobnej treści, takich jak Trzeci Traktat Krasnoludzki, Porozumienie Leśnych Ludów lub Elficki Rozłam. Najwyraźniej Świątynia posiadała bardzo bogaty zbiór kopii przeróżnych paktów, traktatów i innych dokumentów.
Zdejmując z półki Pakt, Draga poczuła ukłucie wewnątrz prawej dłoni i omal nie upuściła księgi. Podeszła szybko do stolika, położyła na nim dokument i obejrzała swoją rękę. W miejscu, gdzie czuła lekkie swędzenie, dostrzegła dwie czerwone kropki, otoczone lekko zarumienioną skórą. Po oględzinach Paktu nie dostrzegła jednak przyczyny skaleczenia. Może wbiłam sobie drzazgę z półki?, pomyślała. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, otworzyła księgę.
Pierwsza strona wydała jej się pusta. Dopiero po chwili ujrzała zdanie napisane małymi literkami w miejscu, gdzie zwykle umieszcza się dedykację:

Arve von geh, Sakher…
Nie mając pojęcia, w jakim języku jest napisane ani co znaczy to zdanie, przerzuciła stronę w poszukiwaniu spisu treści. Gdy na niego natrafiła, wodząc palcem po kartce wyszukała interesujący ją fragment i otworzyła na tej stronie.
Nagłówek strony głosił: Główne Postanowienia Paktu Dziesięciu Ras. To jest to, czego nie przestrzega Symon, pomyślała i zaczęła czytać.

Głównym i najważniejszym celem i powodem podpisania Paktu Dziesięciu Ras, zwanego dalej Wielkim Paktem, jest zjednoczenie w pokoju naszych gatunków i dążenie do życia w harmonii. Podczas wspólnych obrad władców wszystkich ras opracowanych zostało dziewięć postanowień:
1. Każda rasa jest równa, a członkowie każdej z nich powinni być traktowani na równi ze sobą.
2. Każda rasa ma prawo mieszkać w dowolnie wybranym miejscu na całym terenie Imperium Allandoru.
3. Nikt nie ma prawa dyskryminować innych, sam też nie może być dyskryminowany.
4. Każdego dotyczą te same prawa, a podatki każdy płaci w tej samej wysokości, niezależnie od rasy.
5. Członek każdej z ras ma obowiązek stawić się na wezwanie do armii każdego władcy, zarówno aktualnego przywódcy swej rasy, jak i innych.
6. Prawo traktuje każdego równo, bez względu na rasę i stan majątkowy.
7. Każdy ma prawo prosić o audiencję u dowolnego władcy, a jego prośba nie może zostać odrzucona, chyba, że zaistnieją bardzo poważne przeciwwskazania.
8. Co dziesięć lat z aktualnie panujących wybierany będzie jeden władca, który będzie reprezentował przedstawicieli wszystkich ras wobec innych krajów i narodowości.
9. Każdy nowo wybrany władca ma obowiązek złożyć podpis pod postanowieniami Wielkiego Paktu i przysiąc ich przestrzeganie.


Draga dość szybko przeczytała ogólne postanowienia Wielkiego Paktu i uznała, że część szczegółową może ominąć. Ten fragment jej w zupełności wystarczył. Ciekawe… Skoro Symon zgodził się na równość, to czemu ją teraz łamie?, zastanowiła się. Czyżby istniały też takie prawa, które gwarantują mu nietykalność? Może będę musiała postarać się o audiencję u Korrina….
Wstała i odłożyła Pakt na półkę. Przez chwilę miała zamiar jeszcze postudiować, lecz szybko zdała sobie sprawę, że dawno nie czytała po prostu dla przyjemności. Odszukała więc regały zastawione różnymi dziełami nienaukowymi, takimi jak wiersze i powieści. Dziewczyna poezji nigdy nie cierpiała, bo wydawała się jej zbyt kwiecista lub zagmatwana, więc spojrzała na wiszący obok regału długi spis. Wśród setek tytułów, opisywanych po jednym zdaniu, odnalazła – najciekawsze dla niej – powieści przygodowe. Wybrała jedną z nich o tytule Córki Smoka i usiadła przy najbliższym stoliku.
Wkrótce okazało się, że książka opowiada dzieje pięciu orkin, wybranych przez Smoka na swoje wysłanniczki. Musiały one zmierzyć się z wzajemną niechęcią do siebie i uprzedzeniami ras Gvarieena do orków. Tak ją ta historia wciągnęła, że całkowicie zapomniała o posiłkach. Siedziała nad nią dość długo. Gdy dość gwałtownie zaburczało jej w brzuchu, zorientowała się, że na zewnątrz jest już ciemno, a przez wysokie okno widać było księżyc w pełni. Lampy, najprawdopodobniej przez kapłanów, zostały zapalone, aby goście mogli cały czas czytać bez przeszkód. Chyba się trochę wciągnęłam…, pomyślała i przeciągnęła się radośnie. Już dawno nie miała okazji tak zaczytać się w książce, aby zapomnieć o całym otoczeniu. Lekko zagięła róg kartki, na której akurat skończyła i odłożyła książkę na stolik.
W sali głównej oprócz niej zostało jeszcze parę osób: dwóch krasnoludów, których zauważyła na początku, jakaś olbrzymka i Rhenna. Ta ostatnia siedziała zaczytana w drugim końcu sali.
Półelfka chciała znaleźć któregoś z kapłanów, aby się zapytać o możliwość dłuższego noclegu w Świątyni, gdy nagle ziemią wstrząsnął wybuch.
Wszyscy studiujący poderwali się na równe nogi, przeklinając pod nosem lub składając palce rąk w różne symbole, przygotowując zaklęcia. Jeden z krasnoludów wyciągnął ciężki dwuręczny topór, a jego towarzysz dobył młot i tarczę. Ze swojego pokoju wybiegli bardzo zaniepokojeni Blast i Zajimba, a Arthura nie było nigdzie widać. Gdy za oknem niebo zajaśniało łuną, Draga krzyknęła do kapłanów:
- Co się dzieje?
- Nie wiemy – zawołał Blast – ale Arthur pewnie to bada – teraz była jego warta!
Na zewnątrz rozległ się jeszcze jeden huk, tym razem bliżej. Nie zważając na swoje bezpieczeństwo, Draga wybiegła za gośćmi i kapłanami przez drzwi wejściowe.
W pierwszej chwili wydało się jej, że w jakiś sposób znalazła się w części Otchłani zamieszkanej przez Vixerena, lecz zdała sobie sprawę, że ogień, który widzi, stworzony jest przez osobę stojącą do niej tyłem. Ubrana była na jasnopomarańczowo, a jej płomiennorude włosy nabierały diabolicznego odcienia w tej pożodze. Draga podbiegła bliżej i wrzasnęła zdziwiona, przekrzykując narastający trzask ognia i kolejną serię wybuchów:
- Blerden?! To ty?!
- Draga?! Co ty tu, na odór Demona…
- Mniejsza z tym – przerwała, rozglądając się z niepokojem.
W tym momencie dobiegł do nich Arthur z wyrazem determinacji na twarzy.
- Blerden! Na kogo ten atak? – zawołał.
Chłopak przerwał wytwarzany strumień ognia i podrapał się po głowie parującymi palcami.
- Tak teoretycznie – rzekł kąśliwie – to na nas. Na Świątynię rzuciła się grupa orków z klanu Grzmiących Bębnów, akurat w momencie, gdy miałem wejść do Świątyni.
- Grzmiące Bębny? Ech… - jęknął Arthur.
- Otoczyłem Świątynię kręgiem płomieni, a te wybuchy – przerwał na moment i dało się słyszeć kolejny, donośny huk – to miniaturowe erupcje wrzących wód podziemnych.
Arthur spojrzał na niego z ukosa.
- Mam nadzieję, że…
- Tak – przerwał chłopak. – Nie skrzywdzę ich, dopóki oni tego nie zrobią. Chociaż, gdyby to ode mnie zależało, to już mogliby się usmażyć na chrupko.
Draga uznała, że jeżeli dalej będą tak gawędzić, to orkowie zajmą Świątynię z łatwością. Podeszła więc do ognia i wyszukała poza nim jakiejkolwiek psychicznej obecności, a następnie przywołała obraz nóg ugrzęźniętych w błocie i popchnęła w kierunku napastników. Miała nadzieję, że klątwa spowolnienia da im jakąś przewagę. Na wszelki wypadek jednak posłała jeszcze obraz szeroko otwartego fioletowego oka, klątwę strachu, mając nadzieję, że ci orkowie nie mają zbyt mocnej psychiki.
Nagle sytuacja się zmieniła. Ogień przygasł, słychać było okrzyki bojowe orków zza ściany płomieni. Po chwili po okolicy rozległ się demoniczny śmiech.
- Co… co to było? – zająknął się Blerden.
- Nie wiem, ale zdaje mi się, że skądś znam ten głos… - rzekła Draga, po czym zaczęła szybkim krokiem iść wzdłuż wciąż słabnącej ściany ognia. W czasie obchodu wypatrywała przez płomienie jakiegoś kształtu, innego od majaczących sylwetek orków. Brat dogonił ją po kilku krokach.
- Co ty robisz? – zapytał z irytacją i zaczął przymierzać się do wzmocnienia ognia, szepcząc pod nosem jakieś formułki.
- Muszę coś sprawdzić – rzekła, nie zatrzymując się – ale na razie nie wzmacniaj ognia. – Blerden podążył za nią, wyraźnie niecierpliwiąc się, że nie może podtrzymywać własnego ognia.
Przez jakiś jeszcze czas dziewczyna próbowała dostrzec za płomieniami coś poza orkami. Dała wreszcie za wygraną i dokładnie w tym samym momencie znów dało się słyszeć złowrogi chichot, a potem odezwał się ociekający jadem głos:
- No, no, kogo my tu mamy… Piękna Draga i jej bystry brat, Blerden…
Półelf pociągnął siostrę pod ścianę Świątyni i zacieśnił płonący krąg, krzycząc jakieś niezrozumiałe formuły. Gdy płomienie strzeliły do góry, Draga zrozumiała co robi jej brat, więc wrzasnęła w kierunku zdezorientowanych obrońców:
- Pod mury, szybko!
Kątem oka dostrzegła, że kapłani, osłaniając krasnoludy i driadę czymś w rodzaju świetlnego bąbla, cofali się w ich kierunku. Zajimba, dostrzegłszy ich, podbiegła do rodzeństwa. Gdy znalazła się obok nich, za ścianą ognia coś głośno huknęło.
- To nie ja – krzyknął Blerden.
- Kto nas atakuje? – powiedziała szybko trollica, starając się mówić głośniej od trzasku ognia.
- Mam pewne podejrzenia – rzekła Draga, uparcie próbując przebić wzrokiem płomienie – ale nie jestem pewna. Na razie nic nie róbcie, a ty, Blerden, otwórz umysł i wzywaj mamę.
Chłopak spojrzał na nią, jakby zaczynał rozumieć, o co jej chodzi i zamknął oczy. Gdy wyczuła jego obecność na skraju własnego umysłu, wrzasnęła z całą mentalną mocą: MAMO!!! Słyszała, że brat też coś krzyczy, jednak nie rozumiała słów.
Po chwili otoczyła ich rozległą osobowość, która rzekła: O co chodzi, moje dzieci?
Świątynia Boskiego Mroku jest atakowana, usłyszała Draga głos brata za pośrednictwem matki.
Pilnie potrzebujemy reszty naszego rodzeństwa, dodała Draga, rozglądając się nerwowo; płomienie już utworzyły nad budowlą kopułę praktycznie nie do przejścia.
Wszyscy?, zapytała Gerda.
Ilu tylko możesz.
Poczekajcie chwilkę.
Przez jakiś czas słyszeli odległy głos matki, wyjaśniający sytuację przy Świątyni po kolei reszcie swoich dzieci. Gdy umilkł głos Gerdy, powietrze zafalowało i w ich pobliżu pojawili się Sophor z Anayą, w gotowości do walki. Po chwili pojawił się Cairne, zakasujący rękawy, a następnie Neva, która samą swą obecnością napawała nadzieją. Ostatni, jakby z ociąganiem, pojawił się Corwin, który nie omieszkał rzucić Dradze nienawistnego spojrzenia. Gdy wszyscy byli w zasięgu jej głosu, dziewczyna krzyknęła:
- Drogie rodzeństwo! Musimy zjednoczyć się przeciwko wspólnemu wrogowi, więc róbcie to najlepiej, jak potraficie!
Blerden spojrzał na wszystkich obrońców i zawołał:
- Zajmijcie pozycje dookoła Świątyni! Musicie być wyczuleni na każde zaburzenie ściany ognia!
Po słowach chłopaka wszyscy rozeszli się. Draga, tak, jak trzynaście innych osób, ustawiła się twarzą do ognia. Kilkanaście metrów od niej na prawo stał jeden z krasnoludów, na lewo zaś znajdował się Blerden.
Przez jakiś czas nic się nie działo, gdy nagle kilka metrów od niej ogień zgasł. Rzuciła się w tamtą stronę, podobnie jak krasnolud i jej brat. Przez wypaloną ścieżkę maszerowało pół tuzina orków. Początkowo Draga nie chciała ich skrzywdzić, lecz gdy pierwszy z nich chybił jej głowę o włos, przywołała obraz jadowicie zielonej kropli i rzuciła go na atakującego. Nie zwracając już uwagi na walczącego z bólem orka, osuwającego się na kolana, osłoniła sprzymierzeńców błogosławieństwem smoka, czyli chwilową odpornością na magię i twardszą skórą. Blerden posyłał we wrogów małe tornada, błyszczące lodem, które po dotknięciu przeciwnika częściowo go zamrażały, a krasnolud zamachnął się na jednego orka, trafił go w kark, po czym niewiarygodnie szybkim ruchem wykonał półobrót i przeciął kolejnego na pół. Draga wyjęła zza pasa sztylet i rzuciła się z furią na najbliższego wroga, tnąc go, gdzie popadnie. W pewnym momencie Blerden krzyknął do współobrońców, aby się odsunęli, a po wykonaniu przez nich polecenia, utworzył pod wrogami lekkie trzęsienie ziemi. Po chwili zamieniło się ono w krąg ognia, mieniącego się wszystkimi barwami tęczy. Draga rzuciła na nich klątwę podatności na ból, a krasnolud rzucał w nich małymi, wyważonymi toporkami. Nie czekając, aż ucichną jęki pokonanych, Blerden z powrotem zamknął kopułę jednym machnięciem ręki.
- POMÓŻCIE!!! – wrzasnął ktoś nagle z drugiej strony Świątyni. Obrońcy spojrzeli po sobie ze strachem i pobiegli w tamtym kierunku.
Po drodze mogli dostrzec znaki, że nie tylko oni walczyli z małą grupą. Zanim dotarli do źródła okrzyku, Blerden zamknął trzy przerwy w ścianie ognia.
Zgodnie z podejrzeniami Dragi, małe grupki orków miały jedynie odciągnąć uwagę. W tym miejscu, niedaleko wejścia do Świątyni, zgasłą znaczna część ognia, tworząc duże pole bitwy. Co najmniej pięćdziesięciu orków nacierało na Świątynię. Draga dostrzegła swoje rodzeństwo i resztę obrońców, rzucających najróżniejsze zaklęcia i czary: Neva i kapłani zmniejszali ból walczących, Cairne dowodził małą grupką ożywieńców, a reszta w najróżniejsze sposoby starała się przeszkodzić napastnikom.
Wśród kolorowych błysków i ujrzała, że trzech orków otoczyło Rhennę. Nie zastanawiając się długo, podbiegła do niej, po drodze obdarzając ją błogosławieństwem smoka, po czym zamachnęła się sztyletem na wroga. Trafiła go w tył głowy, tuż pod krawędzią hełmu. Drugiemu poderżnęła gardło, trzeci zaś został skrócony o głowę cięciem światłą Rhenny. Gdy zobaczyła Dragę, jej twarz wyraziła wdzięczność. Ramię w ramię rzuciły się w wir walki.
Potyczka trwałą dość długo. Kiedy w końcu napastnicy zostali wybici, okazało się, że śmiertelnie ranili jednego z krasnoludów, tego, który walczył z Dragą, i driadę, a Arthur został bardzo ciężko ranny. Blerden z zakrwawioną głową rozpraszał ogień, krzywiąc przy tym twarz z bólu, Cairne, dość wyczerpany, uwalniał po kolei swoich ożywieńców, a Neva z Zajimbą podchodziły do każdego, w razie potrzeby udzielając pomocy.
Draga, która otrzymała tylko parę lekkich zadrapań na plecach i rękach, odwróciła się do Rhenny.
- Świetnie walczysz – rzekła z uśmiechem.
- Ty też niczego sobie – odparła. – Gdyby nie ty, byłabym jeszcze bardziej martwa niż jestem. – Zaśmiała się nerwowo.
- Nie ma sprawy.
Przez chwilę patrzyły na pole bitwy. Chciały podejść do ofiar, mając nadzieję, że mogą udzielić jakiejś pomocy, lecz nagle znów zabrzmiał tajemniczy głos:
- A ja to co? Zapomnieliście o mnie?
Wszyscy zaczęli się rozglądać, poszukując źródła głosu. W końcu Sophor zniecierpliwił się i krzyknął:
- Kim jesteś i czego od nas chcesz? Pokonaliśmy twoich orków, więc możemy pokonać i ciebie!
- I ty, Spohorze, przeciwko mnie? Naprawdę, zawiedziony jestem twoją słabą pamięcią. Tyle razy odwiedzałem wasz dom, tyle dla was dobrego zrobiłem i jak mi się odpłacacie? Czyli, jak sądzę, nie będzie już mi dane spróbować tego pysznego kurczaka, którego piekła Gerda?
- Xartos?!? – wrzasnęła Neva, wypowiadając na głos obawy całej siódemki.
Głos zachichotał.
- Do usług, Nevo – rzekł szyderczo. – Jak widzicie, nawróciłem się na właściwą ścieżkę. Wam też to radzę, tak po przyjacielsku, bo wkrótce możecie tego pożałować, i to wcale nie z mojej strony…
- Zaraz ty będziesz żałował, że w ogóle się tutaj pojawiłeś! – zawołał Corwin, przygotowując się do rzucenia jakiegoś czaru. Reszta poszła za jego przykładem.
- Corwinie, nie bądź głupi… Jeżeli będziecie grzeczni, to może przyjmę was na służbę. Ale to… jeszcze nie teraz. - Ostatnie słowa rozbrzmiały bez pomocy magii za plecami Dragi.
Obróciła się na pięcie i rzuciła na niego klątwę – dokładnie w tym samym momencie, co inni. Piorun kulisty, promień śmierci, klątwa cierpienia, niewidoczne zaklęcie tnące, trzy strzały, rzucony dwuręczny miecz, wyważony toporek i trzy cięcia światła trafiły cel jednocześnie. Xartos wrzasnął z bólu nieludzkim głosem i gdy zaczął znikać w obłoku dymu, wydyszał:
- To… jeszcze… nie koniec! – Po chwili już go nie było.
Draga była zadowolona, że udało się im go osłabić. Chciała coś powiedzieć, lecz zaczęło kręcić się jej w głowie. W tym samym momencie ujrzała, że reszta obrońców osuwa się jeden po drugim na ziemię. Gdy wypalony trawnik popędził jej na spotkanie, zdążyła tylko wyszeptać:
- Nie… zostaw mnie… - Po tym straciła przytomność.




Sorry, ale nie mogę dodać trzeciego rozdziału. Nie mieści się w tym poście, a doublepostów nie da się zrobić...


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 17:42, 03 Wrz 2010, w całości zmieniany 7 razy
Wto 15:09, 31 Sie 2010
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
Jedziemy. Nie wiem czy dam radę całość sprawdzić...

Cytat:
Każdy stworzył cztery ras:

Rasy.

Oho... Po bardzo niespójnym i słabym prologu spodziewam się okropnego, oklepanego heroica, ale cóż... jedziemy...


Trochę przeczytałem i już mi się dalej nie chce... Słabo sprawione, choć w porównaniu do niektórych tekstów nowicjuszy jest nieźle. Co mnie denerwuje w Twoim sposobie pisania to chaotyczność, oraz brak jakiegoś elementu, który mógłby mnie zaciekawić. TO na pewno przyjdzie z czasem, ale jak na razie jest dość słabo.

Dam Ci... 3/10, bo nie dotrwałem nawet do trzeciego akapitu, a od drugiego zdania pierwszego rozdziału coraz mocniej się zmuszałem.
Sporo pracy przed Tobą. Na pewno ktoś na forum jeszcze się zaweźmie i sprawdzi Twój tekst, ale to ponad moje siły, więc wybacz.

Ode mnie tylko ocena.

Ćwicz, a będzie tylko lepiej. Nie przesadzaj z akcją, bo po pewnym czasie to bardzo męczy. Z tego co czytałem, to Ty właśnie lubujesz się w takiej ciągłej akcji, dlatego przestrzegam Cię - nie rób tego.[/quote]


Post został pochwalony 0 razy
Wto 15:31, 31 Sie 2010 Zobacz profil autora
Gość







Post
Wiem, sam początek to najbardziej niepoprawna i tragiczna część całości (według mojej cioci), ale chwilowo nie mam pojęcia, jak to zmienić :/ Potem jest (mam nadzieję) lepiej.

Poza tym, ja to najpierw piszę w zeszycie, a później przepisuję, poprawiając błędy, zmieniając drętwe kawałki i w ogóle rozbudowując całość. I wyobraź sobie, że mój kolega z klasy czytał wersję całkiem pierwotną, która była jeszcze bardziej chaotyczna, pogmatwana i napchana błędami. Ale on (jako i ja) jest prawdziwym fanatykiem fantasy i nie narzekał xD
Wto 15:48, 31 Sie 2010
Lux
Gość






Post
Cytat:
Ponieważ bitwy bardziej szkodziły niż pomagały, Gvarieen i Vixeren stworzyli dla każdego ludu własnego boga i obdarzyli każdego z nich władzą nad innym rodzajem magii.


Bogowie tworzą bogów. Coś tu nie gra...

Cytat:
na skrajne zmęczenie ich właścicielki.


Możliwe, że sam bym tak napisał, ale to jest zwyczajnie źle. Nie mówi się, że oczy są czyjąś własnością, czy w ogóle jakiekolwiek części ciała. Nie wiem, jak to obejść, zwyczajnie może napisać kobiety, albo imię bohaterki (a nie, tutaj go jeszcze nie było, więc może być kobieta, dziewczyna itp.).

Cytat:
a spodnie nadawały się wyłącznie do wyrzucenia.


To nie jest źle... choć zależy od pochodzenia owej kobiety. Jeżeli była podróżniczką, czy jakąś niezbyt zamożną osobą, to na pewno nie wyrzucałaby starych i wysłużonych spodni.

Cytat:
Lekko rozchyliła powieki


Powoli, zamiast lekko. Może być też z ociąganiem, albo leniwie, ale to już wyrafinowane słownictwo... no może nie wyrafinowane, ale po prostu bardziej wyrafinowane ;D Zamotałem

Cytat:
Zbyt ostro ją potraktowałam ostatnim razem..., pomyślała. Muszę to naprawić... Dobiegł ją głos brata:


Myśli zapisywane zupełnie jak u Paoliniego. Chodzi mi głównie o pochyły druk. Ale to nie błąd. Ot tak zauważyłem, to napisałem.


Dobra, ja tutaj spauzuję. Ogólnie tak:

Prolog bardzo słaby. Po prostu w ogóle jakoś nie za bardzo zachęca do czytania. Poza tym, że nie ma w nim nic konkretnego, to w dodatku słabo napisany.

Ale, to co przeczytałem dalej, nie jest takie złe. Ogólnie słownictwo i opisy dość ciekawe. Dialogi też. Nie byłoby się do czego przyczepić, gdyby nie te niedociągnięcia, który wyodrębniłem. Zaraz, przejrzę jeszcze dalsze części...

Coś mi się rzuciło w oczy. Draga rozmawia z nieumarłą... ogólnie owych nieumarłych wyobrażam sobie jako istoty umarłe, ale żywe, czyli np. rozkładające się ciało, które po prostu żyje, wciąż ma w sobie duszę. A tutaj nieumarli to... zwyczajne istoty, z którymi każdy zwyczajnie rozmawia. Już lepiej zastąpić tę rasę jakąś inną. Jakąkolwiek, może stwórz swoją? Po prostu chodzące trupy nie pasują do miłych rozmów, przyjemnych dialogów itp. Dalej...

Jest fragment, w którym Draga śni. Coś tam jest z jej rodzicami itp. Nie czytałem całego. Chodzi o to, że zmieniasz czcionkę, gdy się budzi, czyli... w samym środku zdania. Tak nie może być. I to ,,nie może", a nie ,,nie powinno". Po prostu, jak skończy się jej sen zrób wielokropek, od nowej linijki i tu z dużej litery zacznij tą inną czcionką.

Dobra, to tyle z mojej strony. Możliwe, że wkrótce przeczytam całość i wypowiem się bardziej szczegółowo. Ogólnie nawet zachęcające, gdyby nie... szkoła magii. Znana nam dobrze z Harrego Pottera. Ale i tak jest ok. Po prologu sądziłem, że będzie gorzej. ;D
Wto 16:50, 31 Sie 2010
Gość







Post
Cytat:
Bogowie tworzą bogów. Coś tu nie gra...
Dwaj główni bogowie tworzą pomniejszych bogów. Co tu jest źle? :/

Cytat:
To nie jest źle... choć zależy od pochodzenia owej kobiety. Jeżeli była podróżniczką, czy jakąś niezbyt zamożną osobą, to na pewno nie wyrzucałaby starych i wysłużonych spodni.
Właśnie mi nie chodziło o to, że wysłużone, tylko całkiem ZNISZCZONE przez jej ucieczkę Smile

Cytat:
Powoli, zamiast lekko. Może być też z ociąganiem, albo leniwie, ale to już wyrafinowane słownictwo... no może nie wyrafinowane, ale po prostu bardziej wyrafinowane ;D Zamotałem
A tu mi nie chodziło, że powoli, tyle, że właśnie LEKKO, czyli minimalnie. Nie calkiem otworzyła, tylko

Cytat:
Myśli zapisywane zupełnie jak u Paoliniego. Chodzi mi głównie o pochyły druk. Ale to nie błąd. Ot tak zauważyłem, to napisałem.
Tam pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, ale taki sposób jest też w wielu innych książkach. A poza tym, dla mnie to wygląda przejrzyście Smile

Cytat:
Prolog bardzo słaby. Po prostu w ogóle jakoś nie za bardzo zachęca do czytania. Poza tym, że nie ma w nim nic konkretnego, to w dodatku słabo napisany.
Wiem, sam o tym pisałem. Będzie wersja rozszerzona, poprawiona, a wtedy zaktualizuję. I mam nadzieję, że nie będzie tak beznadziejna Very Happy

Cytat:
Coś mi się rzuciło w oczy. Draga rozmawia z nieumarłą... ogólnie owych nieumarłych wyobrażam sobie jako istoty umarłe, ale żywe, czyli np. rozkładające się ciało, które po prostu żyje, wciąż ma w sobie duszę. A tutaj nieumarli to... zwyczajne istoty, z którymi każdy zwyczajnie rozmawia. Już lepiej zastąpić tę rasę jakąś inną. Jakąkolwiek, może stwórz swoją? Po prostu chodzące trupy nie pasują do miłych rozmów, przyjemnych dialogów itp. Dalej...
Właśnie o to mi chodziło. Nieumarli są rasą czysto magiczną. I chyba niedokładnie czytałeś Smile Arthur miał dziurę w policzku i nie miał nosa. Poza tym, zobaczyłbyś nieumarłych tuż po Wskrzeszeniu... Niezbyt przyjemny widok Very Happy Poza tym, to wszystko będzie dokładniej wyjaśnione, już w drugim rozdziale. Mam zamiar też napisac rozdział w całości poświęcony tym wszystkim zagadnieniom typu powstawanie nieumarłych, wybieranie magii itp.

Cytat:
Jest fragment, w którym Draga śni. Coś tam jest z jej rodzicami itp. Nie czytałem całego. Chodzi o to, że zmieniasz czcionkę, gdy się budzi, czyli... w samym środku zdania. Tak nie może być. I to ,,nie może", a nie ,,nie powinno". Po prostu, jak skończy się jej sen zrób wielokropek, od nowej linijki i tu z dużej litery zacznij tą inną czcionką.
Znowu... O to mi chodziło. Ze sen się nie skończył, tylko został PRZERWANY przez to chwycenie szafki. Właśnie chodziło o to, żeby to było takie niespodziewane i nagłe. Jakbym dał wielokropek i przeniósł resztę do następnego akapitu, do od razu spostrzegłbyć, że coś jest nie tak, prawda? :>

Cytat:
Dobra, to tyle z mojej strony. Możliwe, że wkrótce przeczytam całość i wypowiem się bardziej szczegółowo. Ogólnie nawet zachęcające, gdyby nie... szkoła magii. Znana nam dobrze z Harrego Pottera. Ale i tak jest ok. Po prologu sądziłem, że będzie gorzej. ;D
W tym wypadku szkoła magii to po prostu typ magii. Jak sam czytałeś, jest ich dość dużo i każda jest całkiem inna od reszty. Tak, jak nieumarli, to będzie w tamtym rozdziale wyjaśnione.
A szkoła to wzięła się z... Nie wiem, skąd. Możliwe, że ze szkoły walki w sensie sposobu, albo ze starej szkoły - która w sumie też nic ze szkołą nie ma wspólnego.
Chociaż w sumie... Jest tam co najmniej jedna szkoła, ale żadna nie uczy magii Very Happy To po prostu uczelnie i uniwersytety. Nic więcej (no bo chyba nie sądzisz, że wszyscy rodzice są tam tak zdolni, że absolutnie wszystkiego nauczą swoje dzieci, nie? Very Happy).
Wto 17:26, 31 Sie 2010
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
Ale on (jako i ja) jest prawdziwym fanatykiem fantasy i nie narzekał xD

To skoro było słabe, to powinien właśnie narzekać i to za stu innych luda!


Cytat:
Bogowie tworzą bogów. Coś tu nie gra...
Dwaj główni bogowie tworzą pomniejszych bogów. Co tu jest źle? :/

Bóg Boga, Bogiem pogania... Stwórz coś nowego, np. jak w mitologii, Tytani, Sturęcy itp. Zamotasz się z czasem mówiąc o tych Bogach i Bożkach.


Cytat:
Powoli, zamiast lekko. Może być też z ociąganiem, albo leniwie, ale to już wyrafinowane słownictwo... no może nie wyrafinowane, ale po prostu bardziej wyrafinowane ;D Zamotałem
A tu mi nie chodziło, że powoli, tyle, że właśnie LEKKO, czyli minimalnie. Nie calkiem otworzyła, tylko


To może przymrużyła?


Znowu... O to mi chodziło. Ze sen się nie skończył, tylko został PRZERWANY przez to chwycenie szafki. Właśnie chodziło o to, żeby to było takie niespodziewane i nagłe. Jakbym dał wielokropek i przeniósł resztę do następnego akapitu, do od razu spostrzegłbyć, że coś jest nie tak, prawda? :>

Mimo wszystko. TO jest po prostu źle gramatycznie, językowo.



Swoją drogą - przypominasz mi trochę mnie, kiedy pisałem PowstańcówSmile
Na prawdę: Mój prolog też miał pół strony i był dość słaby. Cały świat był kreowany wzorując się na czymś innym, bo tutaj widać wyraźne wpływy, jakie zaznaczył Lux, a zarazem wszystko jest zupełnie inne, ale i... banalne. U mnie też tak było. Dokończyłem powstańców i wziąłem się za coś innego, z czasem będzie tylko lepiej.

Jeszcze chciałbym przeprosić, że tak się wpycham i odpowiadam na adnotacje, ale tak jakoś wyszłoSmile


Post został pochwalony 0 razy
Wto 17:42, 31 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
I dobrze, że odpowiadasz. Ja napisałbym zupełnie to samo, więc... wiadomo.

Bronisz swoich idei Razzy, to dobrze, ale w przypadku tych bogów, czy pochyłego druku w tym śnie, to zwyczajnie jest źle. Możesz zmieniać, możesz nie zmieniać... cóż za różnica? Ano właśnie jest.
Wto 17:56, 31 Sie 2010
Gość







Post
Dobra, mam gdzieś kłoty.

"To skoro było słabe, to powinien właśnie narzekać i to za stu innych luda! " - Nie oceniaj książki po prologu (i początkach) ;] Jak na razie większość ludzi, którzy najbardziej lubią fantasy (rodzina i znajomi) nie narzekali i wcale nie uważali, że to jest słabe. I wiem, że to nie było mydlenie oczu czy coś, bo nawet szczera do bólu koleżanka oceniła to bardzo dobrze.

"Bóg Boga, Bogiem pogania... Stwórz coś nowego, np. jak w mitologii, Tytani, Sturęcy itp. Zamotasz się z czasem mówiąc o tych Bogach i Bożkach. " - Nie bój się, będzie dwunastu bogów i tego się będę trzymał. Nie zaplączę się, bo mam rozpisane to, czego czytelnicy nigdy nie zobaczą (ewentualnie wplecione w tekst), a co nie pozwala mi się pogubić, kto jest kim, z kim spokrewniony, dla kogo pracuje itp.
Btw, Bóg jest tylko jeden. U mnie są bogowie Smile

"To może przymrużyła?" - Nie-e, tu chodzi, że lekko otworzyła. Przymrużyć to nie do końca zamknąć Very Happy

"Mimo wszystko. TO jest po prostu źle gramatycznie, językowo." - Hmm... Moje dwie znajome polonistki nie mają takiego zdania xD

"Na prawdę: Mój prolog też miał pół strony i był dość słaby. Cały świat był kreowany wzorując się na czymś innym, bo tutaj widać wyraźne wpływy, jakie zaznaczył Lux, a zarazem wszystko jest zupełnie inne, ale i... banalne. U mnie też tak było. Dokończyłem powstańców i wziąłem się za coś innego, z czasem będzie tylko lepiej." - Kurczę, chyba już trzeci raz mówię, że wiem, że ten prolog jest do bani i go poprawię xD To będzie legenda z prawdziwego zdarzenia: patronat każdego z bogów, ich wzajemne powiązania... Bez obaw.
Btw. #2: "naprawdę" piszemy razem Smile


"Bronisz swoich idei Razzy, to dobrze, ale w przypadku tych bogów, czy pochyłego druku w tym śnie, to zwyczajnie jest źle. Możesz zmieniać, możesz nie zmieniać... cóż za różnica? Ano właśnie jest." - Ja nie tyle bronię swoich idei, co dyskutuję. W końcu, jest to forum dyskusyjne, czyż nie? :] Poza tym, spotkałem się z teorią, że autor może wprowadzać w swojej twórczości co chce, typu właśnie ta przerwana kursywa, bo JEST AUTOREM Very Happy Jak myślicie, czemu u Pratchetta Śmierć mówi "z capslockiem"? Bo jest autorem i może robić wszystko, co mu się żywnie podoba.
A propos bogów, to hierarchia być musi. Każda piątka pomniejszych podporządkowana jest jednemu z głównych i nie może działać wbrew jego woli. Poza tym, Gvarieen i Vixeren są bogami ras niewystępujących już na powierzchni świata, więc siłą rzeczy są odmienni od reszty. A nie z mojej książki, to proszę, mitologia grecka. Zeus był "bogiem bogów", nieprawdaż? Cóż więc złego w tym, że u mnie także istnieje taka hierarchia?


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 18:07, 31 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Wto 17:58, 31 Sie 2010
yoko
Mentor
Mentor



Dołączył: 07 Cze 2010
Posty: 706
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z szarego papieru
Płeć: kobieta

Post
Ja odniosę się szybciutko do prologu, bo za chwile muszę iść, ale mniejsza z tym. Nie czytałam innych postów, zajęłam się samym prologiem.

Cytat:
W Allandorze panowały wojny międzyrasowe, więc władcy dziesięciu ludów podpisali Wielki Pakt, mający położyć kres konfliktom. Zakładał on, że każda rasa jest równa i ma takie same prawa. Pomimo Paktu, rasy utworzyły dwa „obozy”. Swoich traktowano przyjaźnie, a przeciwnych zaledwie z tolerancją, i to w niewielu momentach. Zdarzały się jednak przypadki przyjaźni do wszystkich ras, jednak były one bardzo rzadkie.

Raczej jako powtórzenie, prawda?

Prolog wcale nie jest taki zły, jednak czegoś mu brakuje. Myślę, że przede wszystkim czegoś nowego, co zachęciłoby mnie do dalszego czytania. Sam tekst wygląda jak streszczenie historii, a to w tym wypadku nie działa na korzyść powieści. Może gdybyś skupił się na wydarzeniu, które miałoby się wydarzyć, a które byłoby ciekawe, to prolog byłby dobry?

Tyle ode mnie na razie, wrócę to przeczytam dalszą część tekstu i postaram się skupić na błędach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez yoko dnia Wto 18:01, 31 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Wto 18:00, 31 Sie 2010 Zobacz profil autora
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
Nie bój się, będzie dwunastu bogów i tego się będę trzymał. Nie zaplączę się, bo mam rozpisane to, czego czytelnicy nigdy nie zobaczą (ewentualnie wplecione w tekst), a co nie pozwala mi się pogubić, kto jest kim, z kim spokrewniony, dla kogo pracuje itp.

A czytelnik? Też ma sobie rozpisać?


Nie-e, tu chodzi, że lekko otworzyła. Przymrużyć to nie do końca zamknąć Very Happy
Ale również lekko otworzyć, wynik ten sam, a przecież mogła na chwilę otworzyć, nie?



Bez obrazy, ale nie wiedzieć czemu zaangażowałem się w dyskusję z Tobą, praktycznie o niczym, bo jak widzę, Ciebie nie da się przekonać, że jesteś w błędzie.
Z takim nastawieniem na tym forum niewiele będziemy w stanie Ci pomóc.
Ale to Twój wybór, ja się nie wtrącam i od razu wycofuję od dalszych kłótni, czy też bardziej kulturalnych sporów.


Post został pochwalony 0 razy
Wto 18:07, 31 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Cytat:
"To skoro było słabe, to powinien właśnie narzekać i to za stu innych luda! " - Nie oceniaj książki po prologu (i początkach) ;] Jak na razie większość ludzi, którzy najbardziej lubią fantasy (rodzina i znajomi) nie narzekali i wcale nie uważali, że to jest słabe. I wiem, że to nie było mydlenie oczu czy coś, bo nawet szczera do bólu koleżanka oceniła to bardzo dobrze.


Już po pierwszym kroku można sobie nogę połamać, także wiesz. Prolog ma zachęcić, a jak nie zachęci, to książka zostanie na półce zamiast powędrować do ręki czytelnika. W każdym razie to faktycznie nie jest zbyt wielki minus, ale...

Cytat:
"To może przymrużyła?" - Nie-e, tu chodzi, że lekko otworzyła. Przymrużyć to nie do końca zamknąć Very Happy


To skoro nie to, musisz kombinować, bo użyty zwrot... z resztą, już było mówione.

Cytat:
"Mimo wszystko. TO jest po prostu źle gramatycznie, językowo." - Hmm... Moje dwie znajome polonistki nie mają takiego zdania xD


Jak nie chcesz, nie musisz się do naszych rad stosować. Ale my mówimy jako pisarze, nie poloniści.
Wto 18:09, 31 Sie 2010
Gość







Post
"Bez obrazy, ale nie wiedzieć czemu zaangażowałem się w dyskusję z Tobą, praktycznie o niczym, bo jak widzę, Ciebie nie da się przekonać, że jesteś w błędzie." - A czy ja mówię, że Wasze zdanie jest złe? Ja tylko prezentuję swoje. I jeżeli myślisz, że Wasze zdanie do mnie nie dociera, to źle uważasz. Ja nie napisałem ani słowa o tym, że Waszego zdania nie przyjmuję lub jest ono błędne. O gustach się nie dyskutuje, a to, że jakiś element nie pasuje, to właśnie kwestia gustu. Nawet w tym:
Cytat:
"Mimo wszystko. TO jest po prostu źle gramatycznie, językowo." - Hmm... Moje dwie znajome polonistki nie mają takiego zdania xD
nie napisałem słowa o tym, że one mają absolutną rację. Po prostu uznałem to za ciekawe, że taka kosa jak moja polonistka się myli Smile Czy gdzieś w tych słowach wyczułeś, że uznaję te dwie za wyrocznie?

"To skoro nie to, musisz kombinować, bo użyty zwrot... z resztą, już było mówione." - Dobra, pomyślę nad tym, bez obaw Smile

"Jak nie chcesz, nie musisz się do naszych rad stosować. Ale my mówimy jako pisarze, nie poloniści." - Przeczytaj to, co napisałem wyżej, to z cytatem Smile


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 18:17, 31 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Wto 18:15, 31 Sie 2010
Graphoman
Minister wielki koronny



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 1888
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
Płeć: mężczyzna

Post
Ja tak. Zdecydowanie.
Może nie jako wyrocznie, ale w domyśle właśnie powiedziałeś, że one jednak są jakimiś autorytetami w tej dziedzinie i im ufasz.
Tym bardziej, że podałeś DWIE osoby o tym samym zdaniu..


Ciężka współpraca nas czeka, drogi Razzy, oj ciężka przeprawa...


Post został pochwalony 0 razy
Wto 18:18, 31 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lux
Gość






Post
Ja też odniosłem wrażenie, że jednak przychylasz się do zdania owych polonistek. W zasadzie jakbyś uważał je za pewne.
Wto 18:25, 31 Sie 2010
Gość







Post
"Ja tak. Zdecydowanie." - Jeżeli tak to zabrzmiało, to przepraszam, to nie było celowe Sad

Czemu zawsze wszyscy odczytują moje intencje nie tak, jak miałem na myśli? To zaczyna być irytujące... Oczywiście, nie mam na myśli użytkowników tego forum - tylko ogólnie. Zawsze tak jest Sad
Wto 18:27, 31 Sie 2010
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Napiszemy Strona Główna » Wasza twórczość literacka / Powieści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin