Autor |
Wiadomość |
Ashes
Grafoman
Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Za górami..za lasami... Płeć: mężczyzna
|
|
Rozejm |
|
Witajcie!
Miałem wstawić drugie opowiadanie grozy ale nie mam żadnego pomysłu na fabułę. Coś tam miałem ale skasowałem bo mi nie pasowało. Dlatego postanowiłem wstawić na czas oczekiwania opowiadanie bardziej refleksyjne, które napisałem dzień przed wigilią. Zapewne popełniłem znowu wiele błędów ale chciałbym żebyście je przeczytali i ocenili oczywiscie jesli macie czas Tekst podzielony jest na dwie części, pierwsza to coś al'a wstępm druga to właściwa historia.
I. Jak to się wszystko zaczęło…
Chciałbym wam opowiedzieć historię, historię o ludziach, którzy mimo wrogiej narodowości, połączyli się. To co wtedy przeżyłem do dziś utkwiło mi w głowie chociaż na karku mam już ponad osiemdziesiąt lat. Dzięki temu wydarzeniu, odzyskałem wiarę w ludzkość i wiarę w człowieczeństwo. A wszystko zaczęło się we wrześniu 1914 roku. Miałem wtedy nieco ponad dwadzieścia lat i zaczynałem dopiero cieszyć się pełnoletnością. Pracowałem w małym klubie jako skrzypek. Przygrywałem do tańca i dostawałem za to marne sześćdziesiąt pensów za występ, dorabiałem także na boku jako nauczyciel gry co sprawiało, że moje zarobki nie były najgorsze. Miałem talent muzyczny i od dziecka go kształtowałem. Byłem rodzinnym muzykantem. Podczas jednej z potańcówek w klubie, zauważyłem stojącą samotnie Mary. Podszedłem, zagadałem i tak jakoś wywiązała się między nami jakaś więź. Kilka miesięcy później wzięliśmy ślub. Po długim odkładaniu pieniędzy, w końcu było mnie stać na mieszkanie i kupiłem dla naszej dwójki dom na obrzeżach miasta. Czułem się spełniony i chciałem by tego porządku rzeczy nic nigdy nie naruszyło. Niestety tak się nie stało, 4 sierpnia 1914 roku Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom. Wszyscy byliśmy przerażeni, doszły bowiem do nas także informacje, że Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii, a Rzesza Niemiecka wypowiedziała wojnę Rosji. Miał to być konflikt na miarę światową, nazywany dzisiaj I wojną światową. Nie minął tydzień, a 8 sierpnia zostałem powołany do wojska. Ile było płaczu i lamentu przed moim odjazdem, sam nie mogłem uwierzyć, że jadę na wojnę. Bałem się, że nie wrócę, że zginę, że utracę Mary. Nie mogłem jednak zlekceważyć rozkazu i o godzinie siódmej udałem się do tymczasowego budynku komisji poborowej w Manchesterze. Pod koniec badania lekarskiego skierowano mnie do szefa komisji, któremu miałem powiedzieć, gdzie widzę swoją przyszłość w armii. Zostałem wypytany o zawód i umiejętności oraz moje własne propozycje przydziału, po chwili zastanowienia wybrałem piechotę i tak dostałem się do 5 dywizji strzelców. Dalsze wydarzenia potoczyły się tak szybko, że pamiętam je jak przez mgłę. Zostałem skierowany razem z innymi „nowicjuszami” na przyśpieszone szkolenie w Denwoshire. Trwało raptem kilka dni i po jego zakończeniu, władowano nas do pociągów i wywieziono Bóg wie gdzie. Podczas podróży poinformowano nas, że jedziemy do Belgii by wyprzeć z niej Niemców. Tak to się wszystko zaczęło.
Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie, był ranek, wszyscy dopiero co się zbudzili. W moim przedziale przesiadywało dziesięciu rekrutów w tym sześciu z Manchesteru. Próbowaliśmy wszyscy nawiązać rozmowę, dowcipkować. Niestety każda dyskusja schodziła na temat śmierci w boju i wtedy wszyscy milkli. Nikt nie dopuszczał do siebie możliwości polegnięcia. Żaden żołnierz z którym się spotkałem nie chciał poruszać tego tematu. Tego ranka obudziłem się jako pierwszy i wyjrzawszy przez okno zobaczyłem wspaniałe pola i pastwiska. Zamyśliłem się. Ocknąłem się dopiero gdy komendant wszedł do naszego przedziału i oznajmił:
-Budzić się, przygotować sprzęt , prowiant rozdamy na miejscu.- powiedział i odwrócił się chcąc wyjść.
-Gdzie my jesteśmy?- zapytałem podekscytowany i przestraszony jednocześnie.
-W Lotaryngii chłopcze, reszty dowiesz się na miejscu. No już zbierać się!-odpowiedziawszy na pytanie wyszedł i pozostawił nas w nieświadomości tego co miało się stać.
Po opuszczeniu przedziału przez komendanta wszyscy w pośpiechu zdjęli z półki bagaże i zaczęli sprawdzać czy niczego nie brakuje, po czym zapieli dokładnie mundury i nałożyli hełmy. Na stacje dojechaliśmy pięć minut potem. Na miejscu zostaliśmy skierowani do obozu Francuzów, gdzie mięliśmy odpocząć i zjeść śniadanie. Francuzi przyjęli nas bardzo serdecznie, poczęstowali nas prowiantem oraz koniakiem, rozmawiali, wymieniali poglądy. Mimo bariery językowej jakoś się dogadywaliśmy i mieliśmy nadzieję, że w obozie pozostaniemy przez jakieś dwa tygodnie. W dobrych nastrojach , po ćwiczeniach, poszliśmy spać do swoich namiotów. Następny dzień, czyli 14 sierpnia, był jednym z najgorszych dni w moim życiu ,wtedy się wszystko zaczęło.
15 sierpnia 1914 r. Sarrebourg
Kochana Mary!
Co u ciebie? Czy wszystko dobrze? Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknię, myślę o tobie o każdej porze dnia i nocy. Pewnie jesteś ciekawa co dzieje się na froncie i jak sobie radzę. Wczoraj pierwszy raz stanąłem do boju i musze ci przyznać, że jestem przerażony. Po śniadaniu dostaliśmy rozkaz zebrania się w sztabie po czym razem z francuską I armią mieliśmy uderzyć na miasto opanowane przez Rzeszę, Sarrebourg. Nie wiem jakim cudem udało mi się przeżyć i cały czas dziękuje Bogu, że mnie oszczędził. Walczyłem głównie w okopach razem z kilkoma poznanymi w pociągu kolegami. Wystrzeliłem tylko trzy razy na ślepo, mam nadzieję, że trafiłem jakiegoś Niemca. Daje sobie jakoś radę i nie chce żebyś się martwiła, co ma być to będzie. Kocham cię z całego serca, nie zapomnij o mnie.
Całuję…
Tom
Niedługo utrzymaliśmy Sarrebourg, kilka tygodni później zostaliśmy zmuszeni do odwrotu i miasto zajęli ponownie Niemcy. Porażki aliantów sprawiły, że mieliśmy skierować się w głąb kraju. Walczyłem wtedy w wielu bitwach: pod Le Cateau, pod Guide, pod Maubeuge i pod Marną i za każdym razem jakoś udawało mi się przeżyć. Nie byłem bohaterem, nie wychylałem isę bez rozkazu z okopów, bałem się. Wszyscy się baliśmy, przerażenie jednak dawało nam pewną nadzieję na to, że odpowiednio ukryci przeżyjemy. Ja przeżyłem. W końcu spadł pierwszy śnieg i wtedy skierowano nas do Ypres.
II. Boże Narodzenie
Nienawidziłem okopów, tak jak wszyscy. Długie dziury w ziemi, pełne szczurów i robactwa. Kiedy człowiek chodź chwile będzie stał nieruchomo, całe to cholerstwo zacznie na niego włazić. Dlatego wszyscy musieliśmy być w ciągłym ruchu, to chodzenie w ta i we wtą, to ruszanie ramionami. Wszyscy coś robili by odpędzić się od zwierząt, najgorsze jednak były szczury. Oprócz tego, że z łatwością wchodziły na człowieka to potrafiły mocno ugryźć i było ich mnóstwo. Kiedyś doszła do nas plotka, że w 3 Dywizji Strzelców, znaleziono nad ranem martwego wojaka. Postanowił przespać się na ziemi, oblazły go szczury, zabiły i zaczynały spożywać. Nikt nie chciał tak skończyć, w każdym razie na pewno nie ja. Dlatego gdy zostaliśmy poinformowani, że musimy bronić Ypres z przed szwabami i znów będziemy ślęczeć w okopach , wszystkim nam zrzedły miny. Był 15 grudnia i wtedy gdy na wyspach wszyscy robili przed świąteczne zapasy to my bohaterowie musieliśmy siedzieć w wykopanych przez siebie dziurach. Ciężkie jest życie żołnierza. Szczerze mówiąc, myślałem, że Niemcy będą stawiali bardzo silny opór i przełamią nasze szyki. Na szczęście myliłem się, po spędzeniu tygodnia w okopie, przekonałem się, że nikomu nie chce się walczyć. Gdzie nie gdzie, tam gdzie miejsca było więcej, stawiano małe, rozkładane stoliki i grano w karty. Jeszcze indziej opowiadano dowcipy, wykonywano sztuczki magiczne. Czułem się jak na urlopie. W dniach 15-31 grudnia nie oddałem żadnego strzału.
Był mroźny wieczór 23 grudnia, czyli dzień przed wigilią. Wszyscy starali się siedzieć w dużych grupach by wzajemnie się ogrzewać, niektórzy palili ogniska co jednak było surowo zabronione przez dowódcę. Ja miałem ze sobą zapałki i wzbudziłem tym nadmierne zainteresowanie moich towarzyszy. Płacili mi po pensie, żebym zapalił dla nich zapałkę i ogrzał im ręce. Tak powoli rozwijała się żołnierska więź, wszyscy staliśmy się dla siebie braćmi. Siedziałem w okopie razem z 2 Pułkiem strzelców Wyborowych i nie powiem było bardzo miło. Co chwila padały żarty, ciekawe opowiastki, czasem nawet wiersze. Gdy tak siedzieliśmy jeden z nas, na imię mu była John Harris, rozpoczął dość powszechną w wojsku dyskusję.
-Gdyby tu tak była moja baba- zaczął kiwając głową- Ona to była dobra. Po pierwsze panowie była piękna, po drugie inteligentna a po trzecie miała ciało Afrodyty.
Wszyscy przytaknęliśmy myśląc o swoich żonach.
-Co to za Arodytra? – zapytał nagle Dick Powell, farmer z pod Londynu- Aktorka jaka czy co?
Wszyscy zanieśliśmy się głośnym śmiechem a Harris nie mogąc wytrzymać opluł siebie jak i siedzącego obok kolegę. Śmialiśmy się tak dopóki nie usłyszeliśmy śpiewu. Wszyscy zamilkli i zaczęli się wsłuchiwać w pieśń. Była ona coraz głośniejsza, coraz więcej osób ją śpiewało. Spojrzeliśmy na kolegów w okopach, nikt nie miał otwartych ust. Dopiero doszło to do nas po minucie, szwaby śpiewały. Ale co śpiewały? I znowu zorientowaliśmy się dopiero dokładnie wsłuchując się w pieśń. Śpiewali Cichą Noc, wysłannicy Rzeszy, przeznaczeni do zabijania nas śpiewali kolędę. Wszyscy usiedliśmy i zaczęliśmy słuchać.
-Stille Nacht! Heil'ge Nacht! Alles schläft; einsam wacht . Nur das traute hoch heilige Paar. Holder Knab' im lockigten Haar, .Schlafe in himmlischer Ruh!- słowa kolędy roznosiły się po okopach, a my zszokowani i zadziwieni słuchaliśmy i zaczęliśmy nucić. W tym czasie ktoś wrzasnął:
-Panowie my pokażmy coś swojego!
I jak na rozkaz ktoś zaczął cicho śpiewać pod nosem Deck the Halls, nie minęło kilka sekund a już dołączyli się do niego kolejni i kolejni, wkrótce ja sam zacząłem śpiewać i jakby chcąc przekrzyczeć niemiecka kolędę zaczęliśmy śpiewać:
-Deck the hall with boughs of holly, Fa la la la la la la la la.'Tis the season to be jolly, Fa la la la la la la la la.Don we now our gay apparel Troll the ancient Christmas carol, Fa la la la la la la la la.
To było coś pięknego , dwa narody, dwie kolędy, dwa wspaniałe śpiewy. Czuliśmy wtedy, że nie jesteśmy na wojnie ale na wielkim balu. To było cudowne i magiczne. Nie da się tego opisać słowami, trzeba było tam być. Tej nocy wydarzyło się mnóstwo niezwykłych rzeczy. Około północy z okopu wyszedł kapitan Stockwell i rzucił na ziemię swoją broń. Zaczął iść w stronę Niemców krzycząc:
-Peace! Peace! I want to see your captain! Merry Christmas Everone! (Pokój! Pokój! Chciałbym się zobaczyć z waszym kapitanem! Wesołych Świąt wszystkim!)
Na spotkanie mu wyszedł niemiecki oficer I zaprosił Brytyjczyka na herbatę.
Gdy obudziłem się rano ,w okopie panowało wielkie podniecenie. Krążyły plotki, że kapitan uzgodnił z Niemieckim dowódcą wstrzymanie walk do końca świąt. Nikt w to nie wierzył ale wszyscy mieli nadzieję. Niektórzy łudzili się nawet, że wojna skończy się tuż po świętach. Dopiero około południa zostaliśmy zwołani i Stockwell ogłosił, że uzgodnił pokój do 26 grudnia czyli drugiego dnia świąt. Nie chciałem w to uwierzyć, brałem to za żart. Szybko jednak okazał się, że to nie był kawał. Jakąś godzinę później na nasze stanowiska przybyło dziesięciu Niemców chcących podzielić się chlebem i złożyć nam życzenia. Wszyscy byliśmy tak zdumieni, ze odebrało nam to mowę. Nasi wrogowie nagle zamienili się w naszych przyjaciół, a może oni zawsze byli naszymi przyjaciółmi tylko rząd zrobił z nich naszych wrogów? Takie pytania wszystkim zaczęły się nasuwać na myśl. Po wizycie Niemców wszyscy mówili : To są tylko ludzie tak jak i my. Chodźmy i my złożyć im życzenia. Jak się miało stać tak się stało. Nadeszła wigilijna noc i cała moja dywizja wyskoczyła z okopów na pas ziemi niczyjej i poszła do Niemców w celu złożenia życzeń i wspólnego kolędowania. Ja wyszedłem zachęcony przez Harrisa. Gdy zbliżyliśmy się do stanowisk nieprzyjaciela zauważyliśmy coś niezwykłego, wszędzie powywieszane były kolorowe lampiony oraz bombki. Niemcy siedzieli razem z Brytyjczykami przy składanych stolikach i pili razem wodę i zajadali się chlebem rozmawiając po angielsku. Wskoczyłem do okopu i zacząłem go przemierzać powoli i z wielkim zachwytem. Nagle zobaczyłem, że przy jednym ze stołów siedział znany już wszystkim Dick Powell oraz dwóch Niemców, chyba podoficerów. Dosiadłem się i ludzie do których kilka dni wcześniej strzelałem przywitali mnie słowami:
-Merry Christmas mein Freund. Essen und trinken sind die Feiertage, lasst uns genießen! (wesołych świat przyjacielu! Jedz I pij , są święta, cieszmy się!)
Ta scena bardzo szczegółowo ugrzęzła mi w głowie. Wtedy coś się we mnie przełamało i poczułem ciepło i więź z ludźmi których kiedyś nazywałem wrogami. Znając słabo niemiecki odpowiedziałem:
-Wir danken Ihnen und anderen Freunden. (Dziękuję I nawzajem przyajciele)
Uśmiechnęli się do mnie I razem zaczęliśmy śpiewać Cichą Noc. Gdy skończyliśmy , rozpocząłem rozmowę w łamanym Niemieckim. Nagle usłyszałem gdzieś za sobą ciche nucenie.
-Bóg się rodzi, moc truchleje…..
-Kto to jest?- zapytałem Dicka, lecz ten pokręcił głową i zapytał Niemca. Ten odparł łamaną angielszczyzną.
-To Polak, Jan Kolodzki.
-Janek Komm her!- zawołał po chwili drugi podoficer. Polak spojrzał na nas i dosiadł się. Zaczął żalić się nam po niemiecku o tym, że jego rodzina została rozbita, ojczyzna zabrana, a on sam trafił do wojska. Rozumieliśmy go i chcąc poprawić mu humor zaśpiewaliśmy dość nieudolnie polską kolędę:
-Bóg się lodzi, noc chuleje, pan nebosow obdalony!!!! – wykrzyczeliśmy razem a Jan zaśmiał się i zaproponował żebyśmy zaśpiewali lepiej Cichą noc. Tak więc się stało. Kolędowaliśmy do samego rana. I tak nastał 25 grudnia. Tego dnia świąteczny nastrój nieco opadł i żołnierze zaczęli głównie rozmawiać o końcu wojny, o swoich domach, rodzinach. Niemiec żalił się Anglikowi i odwrotnie. To było niesamowite. Około południa na pas ziemi niczyjej przybył ksiądz katolicki i widząc nas razem kolędujących uśmiechnął się bardzo zadowolony. Przyszedł tu by odprawić msze. Zebrali się wszyscy, i Niemcy i Anglicy by posłuchać. Najpierw wygłoszono nabożeństwo w języku niemieckim potem w brytyjskim. Ta msza jeszcze bardziej nas połączyła i nikt już nie myślał o wojnie. Gdy nadszedł wieczór, dowódcy kazali nam się rozejść do swoich okopów. Jutro miał być 26 grudnia czyli wznowienie walk. Nikt tego nie chciał, siedząc w okopie słyszałem głosy żołnierzy:
-Nie będę walczył. Nie powinniśmy. Zbuntujmy się.
Nastroje były bardzo nerwowe. Wystarczyło tylko zapałki by rozsadzić te beczki z prochem. Wszyscy byli gotowi do buntu, nie chcieli podnosić broni i strzelać do ludzi z którymi dzień wcześniej kolędowali. To by było chore i nieludzkie. Rozkazy dowództwa były jednak inne. Nie podobał im się ten dwu dniowy sojusz, dla nich byliśmy tylko pionkami. Mieliśmy wykonać zadanie i koniec. Ale przecież my byliśmy ludźmi, czującymi istotami. Chyba nikt się nie spodziewał, że po świętach strzelimy do naszych przyjaciół?
W końcu nadszedł 27 grudnia. Zasypiając myślałem, że nie będziemy wojować, lecz sojusz się przedłuż i będziemy razem świętować. Jakże się myliłem. Obudził mnie huk wystrzału, zaskoczony i lekko zdezorientowany spytałem kolegę co się dzieje.
-Walki wznowiono, dowódca groził rozstrzelaniem wszystkich, którzy odmówią walki.
To był pewnego rodzaju dla mnie cios psychiczny. Nie chciałem brać do ręki karabinu ale musiałem. Znowu próbowałem strzelać na ślepo. I znowu przeżyłem. Walki o Ypres oficjalnie zakończyły się 25 maja 1915 roku. Udało mi się przeżyć i ciesze się, że mogłem wam opisać to co się wówczas wydarzyło. My nie jesteśmy pionkami, jesteśmy ludźmi. A ludzie w swojej naturze są dobrzy i dążą do pokoju i przyjaźni. Zawsze będę pamiętał o tamtym Bożym Narodzeniu w 1914 roku.
P.S. Opisywane wydarzenia rozegrały się naprawdę w wigilię 1914 roku, tu macie link [link widoczny dla zalogowanych] a tu drugie źródło
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Śro 12:35, 04 Sty 2012 |
|
|
|
|
Galaxy
Grafoman
Dołączył: 05 Gru 2011
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: to się wzięło?! Płeć: mężczyzna
|
|
|
|
Mi się podobało. Oczywiście nie będę krytykować bo i do ciebie jest mi daleko. Zainteresowało mnie to opowiadanko. Nie mogłem się oderwać od tekstu (z transu jedynie wyrwał mnie pisk czajnika). Sądzę, że powinieneś napisać coś jeszcze z Tomem. Nie wiem co, ale wymyśl coś
Prosiłeś o ocenę: 8/10
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Galaxy dnia Pią 17:04, 06 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Śro 21:38, 04 Sty 2012 |
|
|
Don Self
Geniusz
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: mężczyzna
|
|
Re: Rozejm |
|
| | Chciałbym wam opowiedzieć historię, historię o ludziach, którzy mimo wrogiej narodowości, połączyli się. |
Chciałbym wam opowiedziec historię o ludziach ... - Powtórzenie słowa historia nie jest konieczne w tym momencie.
| | To co wtedy przeżyłem do dziś utkwiło mi w głowie chociaż na karku mam już ponad osiemdziesiąt lat. Dzięki temu wydarzeniu, odzyskałem wiarę w ludzkość i wiarę w człowieczeństwo. A wszystko zaczęło się we wrześniu 1914 roku. Miałem wtedy nieco ponad dwadzieścia lat i zaczynałem dopiero cieszyć się pełnoletnością. Pracowałem w małym klubie jako skrzypek. Przygrywałem do tańca i dostawałem za to marne sześćdziesiąt pensów za występ, dorabiałem także na boku jako nauczyciel gry co sprawiało, że moje zarobki nie były najgorsze. |
Nie najgorszy wstęp opisujący życie głównego bohatera. Trochę niezgrabnie to napisałeś, bo można było używac lepiej zbudowanych zdań.
Zdanie, które pogrubiłem nie podobało mi się, bo sądzę, że w ogóle nie powinno go byc.
| | Miałem talent muzyczny i od dziecka go kształtowałem. Byłem rodzinnym muzykantem. Podczas jednej z potańcówek w klubie, zauważyłem stojącą samotnie Mary. Podszedłem, zagadałem i tak jakoś wywiązała się między nami jakaś więź. Kilka miesięcy później wzięliśmy ślub. Po długim odkładaniu pieniędzy, w końcu było mnie stać na mieszkanie i kupiłem dla naszej dwójki dom na obrzeżach miasta. Czułem się spełniony i chciałem by tego porządku rzeczy nic nigdy nie naruszyło. |
Ten fragment jest masakryczny. Pogrubione zdanie TROCHĘ ci nie wyszło. Myślę, że lepiej brzmiałoby tak: "Podszedłem, by chociaż chwilę z nią porozmawiac. Sam nie wiem jak to się stało, ale coś nas ze sobą połączyło."
| | Niestety tak się nie stało, 4 sierpnia 1914 roku Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom. Wszyscy byliśmy przerażeni, doszły bowiem do nas także informacje, że Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii, a Rzesza Niemiecka wypowiedziała wojnę Rosji. Miał to być konflikt na miarę światową, nazywany dzisiaj I wojną światową. |
Bezzwłocznie musisz to zmienic.
"Niestety tak się nie stało. Czwartego sierpnia 1914 roku Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom."
Zdanie, które pogrubiłem jest niepotrzebne, powinno zostac skasowane.
Zdanie podkreślone trochę przekształć.
"Jak się później okazało był to konflikt międzynarodowy. Wybuchła I wojna światowa."
| | Nie minął tydzień, a 8 sierpnia zostałem powołany do wojska. Ile było płaczu i lamentu przed moim odjazdem, sam nie mogłem uwierzyć, że jadę na wojnę. Bałem się, że nie wrócę, że zginę, że utracę Mary. Nie mogłem jednak zlekceważyć rozkazu i o godzinie siódmej udałem się do tymczasowego budynku komisji poborowej w Manchesterze. Pod koniec badania lekarskiego skierowano mnie do szefa komisji, któremu miałem powiedzieć, gdzie widzę swoją przyszłość w armii. Zostałem wypytany o zawód i umiejętności oraz moje własne propozycje przydziału, po chwili zastanowienia wybrałem piechotę i tak dostałem się do 5 dywizji strzelców. Dalsze wydarzenia potoczyły się tak szybko, że pamiętam je jak przez mgłę. Zostałem skierowany razem z innymi „nowicjuszami” na przyśpieszone szkolenie w Denwoshire. Trwało raptem kilka dni i po jego zakończeniu, władowano nas do pociągów i wywieziono Bóg wie gdzie. Podczas podróży poinformowano nas, że jedziemy do Belgii by wyprzeć z niej Niemców. Tak to się wszystko zaczęło. |
Od tego momentu nie piszę poprawek, bo to nie ma sensu, gdyż błędów jest bardzo wiele. Zaznaczę jedynie fragmenty, które wymagają gruntownych poprawek.
| | Po opuszczeniu przedziału przez komendanta wszyscy w pośpiechu zdjęli z półki bagaże i zaczęli sprawdzać czy niczego nie brakuje, po czym zapieli dokładnie mundury i nałożyli hełmy. |
| | W dobrych nastrojach , po ćwiczeniach, poszliśmy spać do swoich namiotów. Następny dzień, czyli 14 sierpnia, był jednym z najgorszych dni w moim życiu ,wtedy się wszystko zaczęło. |
Kto jak kto, ale ja nie byłbym w dobrym nastroju wiedząc, że idę na wojnę.
| | Wystrzeliłem tylko trzy razy na ślepo, mam nadzieję, że trafiłem jakiegoś Niemca. Daje sobie jakoś radę i nie chce żebyś się martwiła, co ma być to będzie. Kocham cię z całego serca, nie zapomnij o mnie.
Całuję…
Tom |
Pisanie o trzech ślepych strzałach nie było tutaj potrzebne. Skreślić.
II. Boże Narodzenie
| | Nienawidziłem okopów, tak jak wszyscy. Długie dziury w ziemi, pełne szczurów i robactwa. Kiedy człowiek chodź chwile będzie stał nieruchomo, całe to cholerstwo zacznie na niego włazić. Dlatego wszyscy musieliśmy być w ciągłym ruchu, to chodzenie w ta i we wtą, to ruszanie ramionami. |
Żołnierze siedzący w okopach nie chodzili tylko po to, żeby na nich szczury nie wchodził. Oni chodzili, bo musieli walczyć! Skreślić
| | Wszyscy coś robili by odpędzić się od zwierząt, najgorsze jednak były szczury. Oprócz tego, że z łatwością wchodziły na człowieka to potrafiły mocno ugryźć i było ich mnóstwo. Kiedyś doszła do nas plotka, że w 3 Dywizji Strzelców, znaleziono nad ranem martwego wojaka. Postanowił przespać się na ziemi, oblazły go szczury, zabiły i zaczynały spożywać. Nikt nie chciał tak skończyć, w każdym razie na pewno nie ja. |
Coś mi tu nie pasuje. Może fakt, że szczury chyba nie zjadają ludzi... Nie znam się, ale Young chyba coś wie na ten temat, biol-chem i te sprawy.
Jeśli chodzi o ogólne wrażenie, to dobrze nie jest. Robisz naprawdę dużo błędów interpunkcyjnych, których nie zaznaczałem przy sprawdzaniu, bo zajmie się tym zapewne (lepszy ode mnie znawca interpunkcji) Toni.
Poza tym niektóre wydarzenia opisywałeś bardzo kulawo, ale to można sobie wyrobić. Jeszcze trochę ćwiczeń i zobaczysz pierwsze efekty. Z wyobraźnią jest u ciebie bardzo dobrze, ale ocena ogólna to:
BARDZO PRZECIĘTNIE.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Pią 15:30, 06 Sty 2012 |
|
|
Ashes
Grafoman
Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Za górami..za lasami... Płeć: mężczyzna
|
|
|
|
Serdecznie dziękuję ci za sprawdzenie bo nie mogłem się doprosić
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Pią 16:18, 06 Sty 2012 |
|
|
Don Self
Geniusz
Dołączył: 28 Mar 2010
Posty: 554
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: mężczyzna
|
|
|
|
Nie ma sprawy. Ja też dziękuje, że spojrzałeś na mój tekst.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Pią 16:19, 06 Sty 2012 |
|
|
patrycjusz
Pisarz
Dołączył: 02 Sty 2011
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: kobieta
|
|
|
|
Większość błędów już Self wytknął. Pozostało tylko kilka literówek i zdań które inaczej bym sformułował, ale są to błędy niewielki.
To co mi się podobało, to pokazanie realiów wojny i tego szoku, gdy ze zwykłego życia człowiek zostaje przeniesiony na front. Szczególnie scena wspólnej wigilii, choć opisana poprawnie, jest niesamowita i magiczna.
Jeżeli ktoś nie znał tego wydarzenia, to ten teks byłby znacznie lepszy, niż sucha i sztywna notatka w podręczniku.
Nie męczył, nie powalał - był poprawny. Taka moja opinia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Pią 19:07, 06 Sty 2012 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|